- Na pewno chcesz ze mną iść? - zapytałam Syriusza po raz setny.
Siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym i obżeraliśmy się słodyczami z Miodowego Królestwa, które udało się przemycić Peter'owi w kieszeni, oraz graliśmy w eksplodującego durnia. To był chyba pierwszy raz gdy siedziałam w jednym pomieszczeniu z Hunwotami i nie skakaliśmy sobie do gardeł.
- Tak. Przestań o to w kółko pytać! Powiedziałem, że pójdę - burknął i wrócił do podglądania kart Rogasia.
- Nie oszukuj! - fuknęłam i przyłożyłam mu poduszką.
Syriusz podniósł ręce w geście kapitulacji, a ja wymieniłam znaczące spojrzenia z Remusem. Nie rozmawialiśmy o tym, ale już na początku gry założyliśmy maleńki sojusz. Może nie było to zbyt uczciwe, ale nikt nie powiedział przecież, że nie można czegoś takiego robić.
Przez chwilę graliśmy w ciszy. Miałam świetne karty, co po części zawdzięczałam Lunatykowi, który ukradkiem podsyłał mi karty z innej tali, leżącej na stole.
- Hej, Farce.
- Hmm? - odparłam gdy Pet przerwał ciszę. Byłam skupiona na odbieraniu kart, więc nie usłyszałam pytania.
- Możesz powtórzyć?
- No... bo my się tak zastanawialiśmy...
Spojrzałam na całą czwórkę, a moje brwi podjechały do góry. Cała czwórka wyglądała na spiętą i lekko zawstydzoną. Nie rozumiałam o co chodzi, bo myślałam, że od czasu ataku na szkołę i pogrzebu Huntera wszystko między nami jest w porządku.
- Tak?
Pet już więcej nic nie powiedział tylko uciekł wzrokiem na bok.
- Glizdek chciał zapytać co będzie z naszym zakładem - uzupełnił James.
- Zakładem? - przyjrzałam się im uważniej, zapominając, że na początku roku założyłam się z nimi o ilość kawałów - Jakim zakładem?
- No tym, wiesz...
Nagle w mojej głowie nastała jasność, a ja zrozumiałam jak dziwnie musiałam wyglądać siedząc tam z otwartymi ustami.
- Aaaaa.... ten zakład. - wzruszyłam ramionami - Tak właściwie to sama nie wiem co z nim. Nie robiłam żadnych żartów od ponad dwóch miesięcy. I na razie nie mam na to ochoty.
Znowu zapadła cisza, ale tym razem nie była już to ta "przyjemna" cisza, która często towarzyszy grze w karty. Przez ich pytanie zupełnie straciłam ochotę na zabawę. Tak właściwie to sama nie wiem dlaczego przestałam robić kawały.
Odkąd tylko pamiętam żarty były częścią mnie. Tylko one zostały mi po ojcu, którego z resztą prawie w cale nie pamiętałam. Chociaż zawsze gdy o nim myślałam przede mną pojawiał się obraz wielkich, brązowych - a może całkiem czarnych - oczu, które z czułością się we mnie wpatrywały. Zawsze jednak uważałam to za złudzenie. W końcu miałam tylko pięć lat.
- Czyli na wielkiej uczcie na koniec roku przyznasz przed wszystkimi, że Huncwoci są największymi rozrabiakami na świcie? - rzucił od niechcenia Syriusz.
- Co?! - podniosłam się z podłogi i spojrzałam na niego wyzywająco - Dlaczego niby miałabym coś takiego zrobić?
- No bo sama powiedziałaś, że nie zamierzasz robić kawałów. My się do czegoś takiego nie zobowiązaliśmy. Obecnie wygrywasz, bo masz przewagę pięćdziesięciu pięciu punktów, ale do końca roku zostały jeszcze trzy miesiące, więc wszystko może się zdarzyć. - zaznaczył z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
CZYTASZ
Psotki Huncwotki
FanfictionSzósty rok nauki w Hogwarcie. Łapa, Rogacz, Lunatyk i Glizdogon mają poważny problem. W ich ulubionej szkole pojawia się nowa dziewczyna, która okazuje się być jeszcze większym huncwotem niż Oni! Bezradni chłopcy postanawiają odegrać się na koleżanc...