Siedziałam w WS i czekałam na rudą. Miałyśmy razem iść do pokoju Huncwotów i z nimi pogadać o... dolegliwości Remusa. Normalnie poszłabym sama, ale od wczoraj staram się unikać Syriusza. Nie wiem czemu, ale boję się, że znajomość z nim sprawi, że stare rany znowu się otworzą.
- Idziesz Farce? - pyta Lily i rusza ku wierzy Gryffindoru.
Wstaje i powoli idę za nią. Lubię Lunatyka, ale to... wtedy w lesie byłam pewna, że nas zabiję. Wyglądał zupełnie inaczej niż rano. A najstraszniejsze były jego oczy. Takie znajome, a jednak takie inne, jakby martwe.
Ognistowłosa puka do pokoju Hunców i po chwili do środka wpuszcza nas James. Nie ma na sobie szaty szkolnej, a sweter i jeansy. Wygląda jak wrak człowieka, a nie pełny wigoru nastolatek.
- Wchodźcie.
W środku jest jeszcze gorzej, o ile Glizdek i James mają wory pod oczami to Remus wyglądaj jak jeden cały worek. Przygarbiony, niechlujny, zaspany, nieogolony. Przez chwilę patrzy na nas pustym wzrokiem i siada plecami do ognistowłosej i mnie. Pet na migi pokazuje nam, żebyśmy podeszły bliżej i się nie bały.
Łatwo powiedzieć.
Nie chce tam podchodzić. Lily jednak nie ma takich uprzedzeń i siada na przeciwko Lunatyka jak gdyby nigdy nic się nie stało.
- Przepraszam Lily, Farce. Chłopacy powiedzieli mi co zrobiłem gdy... no wiecie. Naprawdę żałuję. - zaczyna chłopak, ale ruda nie daje mu dokończyć.
- Daj spokój, Remusie. To nic takiego! Przyjaźń to akceptowanie nie tylko zalet człowieka, ale i wad. A ja cię lubię bez względu na wszystko.
- Mimo to... wtedy w lesie, mogłem was zabić... - załkał Remus.
Przeszły mnie dreszcze. Jak to możliwe, że ten chłopak zmienia się w... to coś. Mijają kolejne chwile, a w pokoju panuje cisza. Przypomina mi to pogrzeb. Znowu czuje dreszcze.
- Ł-łapo! Jesteś ranny! - wrzeszczy Lily, tak jakby walił się świat.
Black uśmiecha się smętnie.
- E tam, małe zadrapanie. Powiedzmy, że wczoraj z Remusem trochę się... pobiliśmy...
Remus wzdryga się. Mimo wszystko rozumiem co czuje. Mógł zabić nie tylko mnie i Lily, ale i swojego najlepszego przyjaciela. Jestem pewna, że po czymś takim załamałby się do końca. Przecieram twarz dłonią i staram się stać tak, by nie drżały mi nogi. Nawet teraz już całkowicie bezpieczna obawiam się Lunatyka. Lunatyka i jego drugiej formy.
- I co my z wami mamy? Black ranny, Remus ma swoją... chorobę...
- Przestań Lily! Mów normalnie. Jestem przeklęty i co miesiąc zamieniam się w potwora, który chce zabić i zniszczyć wszystko co spotka.
Evans spojrzała na przyjaciela ze współczuciem w oczach. Jej spojrzenie jest łagodne, zupełnie pozbawione strachu. Chciałabym też tak móc. Ruda podchodzi do Lupina i przytula go.
Nie czuje do niego strachu.
- Uspokój się Remusie. Ani ja, ani Farce nie mamy do ciebie żalu. Rozumiemy. Prawda, Farce?
Chce potwierdzić jej słowa, ale nie mogę wydusić słowa. Czuję, że powinnam powiedzieć coś ważnego, doniosłego, ale ta gula w gardle nie daje mi szans.
- Ej, Farce wszystko w porządku? Jesteś blada jak ściana. - pyta James.
- N-nie - dukam ledwo poruszając ustami - Muszę usiąść.
Chłopak pomaga mi dojść do jednego z łóżek. Dyszę, a przed oczami przelatują mi sceny z dzieciństwa.
- Aigle, co jest? - ponawia pytanie Syriusz.
- Wiesz, ja nie potrafię się zachować tak jak Lily. Nie umiem podejść do Remusa i powiedzieć mu, że wszystko ok, że się nie boję, że mu ufam. Nie znam go tak długo jak wy, wiem, że jest... miły i uczynny. To w końcu jeden z Huncwotów. - robię przerwę, by zaczerpnąć powietrza - Ciągle mam przed oczami widok tego wilkołaka, który rusza na mnie i chce zatopić swoje pazury w moim ciele.
- Przecież Remus nawet cię nie dotknął! - krzyczy Black.
- Ja nie mówię o Remusie, idioto! Myślisz, że Lunatyk to jedyny wilkołak na świecie? W takim razie się mylisz! Na świecie jest mnóstwo takich jak on i nie wszyscy są dobrzy. Niektórzy wolą ciemną stronę!
Znowu cisza. Znowu wspomnienia. Znowu przed moimi oczami jest ON.
- Farce... powiesz nam skąd się wziął twój bogin? - pyta Rogacz.
- Bałam się tego pytania. Wiedziałam, że ktoś mi je kiedyś zada, a ja... ja nie będę mu mogła odpowiedzieć. Wicie, skąd pochodzę? - wszyscy przecząco kręcą głowami - Jestem z Walii. Kilka lat temu w jednym z miasteczek dla czarodziejów pojawili się pierwsi słudzy sami-wiecie-kogo. Niestety tylko ja jestem takim pechowcem, że zawsze wypada na mnie lub moich bliskich. Do mojego domu wpadła bez żadnego uprzedzenia grupa śmierciożerców. Zebrali nas w jednym pomieszczeniu. Mnie, mamę, tatę i mojego ledwie co rocznego braciszka. Chcieli informacji. Przywiązali tatę do krzesła i zaczęli torturować - mówiłam jak w transie - Gdy to nie pomogło zabili moją matkę. Nigdy nie widziałam żeby ojciec płakał. To był pierwszy raz. Później skatowali mnie. Ale ten głupiec nadal milczał. W końcu wzięli mojego braciszka. Chcieli go zabić.
Miałam zamknięte oczy, a mimo to wiedziałam, że płaczę, że cały tusz do rzęs spływa mi po twarzy.
- Nie pamiętam jak, ani nie pamiętam kiedy chwyciłam różdżkę matki i wstałam. Zobaczył to jeden z nich. Był wilkołakiem. Rzucił mną o ścianę i zaczął się śmiać. Zerwałam się z miejsca, znowu chwyciłam różdżkę, wycelowałam w niego i najgłośniej jak umiałam krzyknęłam Avada Kadavra. Ostatnie co pamiętam to zielony błysk i ciemność.
Zakończyłam i mocniej wtuliłam się w jedną z poduszek. Widok ciał, widok krwi. Wszystko wróciło ze zdwojoną siłą.
Czuję dotyk na ramieniu. Podnoszę głowę, a nade mną stoi Lunatyk. Uśmiecha się krzywo i siada obok mnie.
- No to już dwóch w tej szkole zostało pokrzywdzonych przez wilkołaki. - stwierdza i tak samo jak ja opiera się o ścianę.
Reszta patrzy na nas pustym wzrokiem. Taaa...
- A co było dalej? - odzywa się w końcu Pet.
- Obudziłam się w szpitalu. Pielęgniarka powiedziała, że moi rodzice nie żyją. Gdy spytałam o brata wogóle nic nie odparły. Śmieszne, że rzuciłam jedno z zaklęć niewybaczalnych, a mimo to nie udało mi się nic uratować. Później trafiłam do domu dziecka. I tam mieszkam aż do teraz.
- Rety, Aigl... to znaczy Farce. Ja chce cię przeprosić już rozumiem czemu tak się zachowałaś wczoraj rano. Ty się po prostu wystraszyłaś... - zaczął tłumaczyć się Syriusz.
Farce ogarnij się! Już nawet Black się nad tobą lituje!
- Nic mi nie jest Black - odparłam pustym głosem - Ale cieszę się, że w końcu o tym komuś powiedziałam. Lecę, umówiłam się z koleżankami w Hogsmeade.
Wybiegłam jeszcze zanim ktoś zdążył zaprotestować. Muszę zapomnieć, muszę spojrzeć w lustro.
CZYTASZ
Psotki Huncwotki
FanfictionSzósty rok nauki w Hogwarcie. Łapa, Rogacz, Lunatyk i Glizdogon mają poważny problem. W ich ulubionej szkole pojawia się nowa dziewczyna, która okazuje się być jeszcze większym huncwotem niż Oni! Bezradni chłopcy postanawiają odegrać się na koleżanc...