- Elizabeth, musimy poważnie porozmawiać. - donośny głos mojego ojca rozniósł się praktycznie po całym domu, więc westchnęłam ciężko i odstawiłam swoją różową torebkę od Michaela Korsa na szafce w korytarzu, po czym niechętnie ruszyłam w kierunku salonu. A dopiero zdążyłam przekroczyć próg naszej posiadłości...
Za każdym razem jednak, gdy mężczyzna używał tego służbowego tonu, którego uczył się od lat w swojej pracy, chodziło o coś naprawdę ważnego. "Lizzie, ja i twoja matka się rozwodzimy." "Lizzie, musisz zmienić szkołę". "Lizzie, twój brat wyjeżdża na drugi koniec świata." "Lizzie, myślę, że możesz być celem gangu". Tak. To ostatnie zdanie też jest prawdziwe i usłyszałam je dosłownie tydzień temu. Tak właśnie wygląda życie córki znanego polityka, który szczerze mówiąc, nie jest zbyt lubiany w naszym mieście.
Co mogło być gorsze od ostatniej wiadomości? Nie miałam zielonego pojęcia, ale coś czułam, że tatuś zaraz mi na to pytanie odpowie. Przerzuciłam swoje długie, kręcone włosy na plecy i usiadłam grzecznie na kremowej, skórzanej kanapie, naprzeciw fotela, który był przez niego zajmowany, zachowując przy tym jak zawsze nienaganną postawę, żeby nie posłał mi czasem tego swojego karcącego spojrzenia.
Mój tata miał już swoje lata, ale nadal prezentował się naprawdę dostojnie. Codziennie miał na sobie idealnie skrojony garnitur, wypastowane, aż błyszczące buty i neseser sprowadzany na jego specjalne zamówienie z Włoch. Nawet siwizna pokrywająca jego skronie nie psuła jego wyglądu, a wręcz przeciwnie. Podkreślała jego lata doświadczenia.
- Co się dzieje, tato?
- Prosiłem cię, moja droga, żebyś nie chodziła nigdzie sama, a Alfredo... - tak, tak, przydupas mojego ojca - ...powiedział mi, że wczoraj wracałaś po ciemku z treningu.
- Skoro on to widział, to znaczy, że nie byłam jednak sama, prawda? - miałam ochotę wywrócić oczami, ale przy tym mężczyźnie nie mogłam tego zrobić. Mogłoby mnie to wiele kosztować. Nie to, że byłby w stanie mnie uderzyć, ale jednak zacząłby swój wykład, który prawdopodobnie wykończyłby mnie psychicznie. - Tatku, nie martw się tak o mnie. Masz swoich ludzi wszędzie i naprawdę mi nic nie grozi.
- Nie byłbym tego taki pewien. - odłożył książkę na mahoniową ławę. - Widziałaś co mówili w telewizji? Ci wandale zniszczyli teraz wieżowiec koło twojej szkoły... Dwa dni wynajęci przez miasto ludzie naprawiali szkody, a i tak nie będzie wyglądać to już nigdy dobrze.
-No właśnie, tatku. To wandale. Rysują jakieś żałosne rysuneczki o politykach i ich rodzinach, ale to jeszcze nic nie znaczy. Nie mają nawet odwagi pokazać twarzy, tylko noszę chustki. - westchnęłam, przypominając sobie mimowolnie graffiti na ścianie największego banku w naszym mieście, które przedstawiało mojego ojca z ciałem kozy zamiast swojego. Kto wymyśla takie głupoty? Przecież tylko dokładają tym pracy biednym ludziom, którzy muszą to następnego dnia zamalować. A to wszystko oczywiście za pieniądze podatników! Bez sensu. Zamiast tworzyć rysunki, wzięliby się lepiej do pracy. Nie zmieniało to jednak faktu, że mój ojciec ubzdurał sobie, że skoro namalowali jego wizerunek, to na pewno, "na sto procent" jak to wcześniej ujął, chcąc dopaść mnie. Gdzie tu logika? Oni mieli coś do polityków!
- Ciekaw jestem, czy to nie ten cały Bieber jest za to odpowiedzialny.
- Po co on by miał to robić? - westchnęłam cicho, przypominając sobie ukochanego mojej koleżanki. - Annie ci powiedziała o wszystkim, co się wydarzyło, a ty obiecałeś dać im spokój, za to moje niedoszłe porwanie, prawda? - tak, tak. To też prawda. Jakiś czas temu chciał mnie porwać, ale pomylił mnie z moją koleżanką. Hm, w sumie to dzięki mnie się poznali. Powinni być mi wdzięczni.
- Prawda.
- Więc oni nie moją powodu, żeby znów chcieć mi coś zrobić, a gdyby jakiś inny gang na mnie polował, to Justin, albo dziewczyna jego kolegi, wiedzieliby o tym pierwsi i na pewno mnie poinformowali.
- Lizzie, proszę cię... Nie traktuj tych przestępców jak swoich przyjaciół. - widziałam doskonale, że ojciec zaczyna się denerwować, jak za każdym razem, gdy o nich wspominałam, więc postanowiłam nie podnosić mu bardziej ciśnienia. Ja również nie miałam ochoty na kłótnie, bo dzisiejszy trening po prostu mnie wykończył. Marzyłam tylko o pójściu spać.
- Dobrze. Nie chciałeś, żebym się z nimi spotykała i to uszanowałam. Nie widziałam się z nimi od bardzo dawna. - Cóż, tak dokładnie to od tygodnia, ale ojciec nie musiał wiedzieć. - Obiecuję też, że będę wszędzie brać ze sobą, któregoś z twoich ludzi. Tylko się już nie bój, bo nic mi nie grozi. - pochyliłam się lekko nad nim, po czym delikatnie musnęłam ustami jego policzek. - Pójdę się położyć, bo padam z nóg.
Wyszłam z salonu, kierując się na górę, prosto do mojej sypialni, znajdującej się na pierwszym piętrze. Przekraczając jej próg, usłyszałam dźwięk telefonu, oznaczający przyjście wiadomości, więc wyjęłam niechętnie urządzenie z kieszeni i zerknęłam na sześciocalowy wyświetlacz. Widniały na nim tylko trzy słowa: "Uważaj na siebie." Przesunęłam lekko palcem po ekranie, aby zobaczyć nadawcę. Justin Bieber. Tak jak myślałam.
Chyba jednak nie jest dobrze.
____________________________________-
Wow! Aż sama nie wierzę, że to robię... Po dwóch latach (chyba), powracam z serią SHAWTY. Byli już Bieber i Malik, to teraz czas na historię Liama i... Lizzy. Postanowiłam, że ta historia będzie łatwa, miła i przyjemna i tego będę się trzymać ;)
Jeśli ktoś nie czytał poprzednich części, to niech w miarę możliwości do nich zajrzy, bo są ze sobą trochę powiązane. Nie jest to jednak konieczne, bo i tak wszystko zrozumiecie Xdd <mam przynajmniej taką nadzieję>
Pozdrawiam i całuję,
CrystallineGirl ;)

CZYTASZ
Stay with me, shawty.
FanfictionOna jest córką znanego polityka. On to członek gangu. Czy łobuza i bogatą panienkę może połączyć coś prócz nienawiści? - Pieprzyłeś się z nią, prawda? W momencie, gdy przeżywałam najgorszą chwilę mojego życia, ty uprawiałeś seks z inną kobietą...