"Nie pozwól nikomu decydować o twoim życiu, bo w tedy zostaniesz kimś, kim nie powinnaś być. Będziesz nikim. Będziesz człowiekiem na zawsze skłóconym z życiem."
Margaret Starks - "W oczekiwaniu na szczęście"
Patrzyłam zszokowana na moich ochroniarzy, którzy bez większego problemu powalili na ziemię Justina, który próbował uratować przerażoną blondynkę, a gdy Liam wskoczył na plecy jednego z goryli, drugi rzucił Biebera na płytki, aż ten jęknął z bólu.
- Matko kochana! - pisnęłam przerażona. - Jedynka, Dwójka! Zostawcie, znam ich! - zaczęłam machać rękoma jak wariatka, chcąc zwrócić uwagę komandosów. Co jak co, ale trafiłam nieźle. Bez większego problemu pokonali dwóch gangsterów. No i Annie oczywiście, ale ona wielką przeszkodą nie była. Ryan podbiegł do nas przerażony, trzymając nadal w dłoniach jakieś pięć paczek chipsów o różnych smakach. Żarłok...
- Co się stało?
- Chłopaków podniosło. - popatrzyłam na oszołomioną Ann, która nadal siedziała na podłodze, później przeniosłam spojrzenie na Justina, próbującego jeszcze uderzyć Dwójkę, a na końcu zwróciłam swoją uwagę na Liama, który stał zgięty w pół i trzymał się za nos, z którego pokaźnie płynęła krew. W pierwszym odruchu chciałam do niego podejść i jakoś mu pomóc, ale przecież nie mogłam. On był już dla mnie nikim i równie dobrze moi ludzie mogli mu zrobić większą krzywdę, a ja zdecydowanie nie powinnam reagować.
- Co to do cholery miało być? - blondynka poderwała się z podłogi. - Kto to jest do jasnej ciasnej?!
- Jedynka i Dwójka. - obojętnie wzruszyłam ramionami.
- Że co?
- Ochroniarze. - Ryan walnął mnie lekko w ramię, żebym nie była oschła. - Musieliśmy wynająć zawodowców, żeby pilnowali Liz. Przepraszam was za... To. - wskazałam palcem szatyna, który próbował jakoś chusteczkami zatamować krwawienie. Czułam, że mi się przygląda, jednak z premedytacją, unikałam jego spojrzenia. Wolałam nie widzieć tego jaki jest piękny i cierpiący zarazem.
- Ale... Przecież ludzie Justina mieli cię pilnować.
- Ale nie pilnują. Wybaczcie, ale trochę się śpieszymy. - chwyciłam rękaw Ryana i chciałam odejść, ale blondynka zastawiła mi drogę. Po jej minie doskonale widziałam, że to nie będzie łatwe starcie.
- Co jest z tobą, Liz? Od miesiąca mnie olewasz, a teraz jeszcze zrezygnowałaś z chłopaków?
- Nie potrafili mnie ochronić. - powiedziałam poważnie, po czym przeniosłam zimne spojrzenie na Justina, który widząc to, lekko spuścił głowę. Widocznie miał odrobinę wyrzutów sumienia. W sumie nawet mnie to cieszyło i wcale nie chciałam tego kryć. Mógł mi przecież nie obiecywać pomocy, chociaż... To niby nie jego wina. Miał to robić tylko i wyłącznie z własnej woli, więc nie mogłam wymagać nie wiadomo czego. Westchnęłam cicho. Serio byłam suką. Trudno.
- Jak to? Nic z tego nie rozumiem.
- Po prostu potrzebowałam zawodowców, okej? Przy tych panach czuję się bezpiecznie.
- No dobra, to twoja decyzja. - znów zablokowała mi drogę, gdy chciałam przejść. - Ale mnie czemu unikasz? Jesteś zła?
- Nie jestem.
- Więc o co chodzi?
- Mówiłam ci, że mam dużo obowiązków. - posłałam błagalne spojrzenie mojemu bratu, żeby wymyślił coś mądrego, jednak on tylko wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic.
![](https://img.wattpad.com/cover/64061628-288-k402303.jpg)
CZYTASZ
Stay with me, shawty.
FanficOna jest córką znanego polityka. On to członek gangu. Czy łobuza i bogatą panienkę może połączyć coś prócz nienawiści? - Pieprzyłeś się z nią, prawda? W momencie, gdy przeżywałam najgorszą chwilę mojego życia, ty uprawiałeś seks z inną kobietą...