Przechodził przez peron taszcząc za sobą wielki kufer. Chciał jak najszybciej zobaczyć się z przyjaciółmi i przyjaciółkami, więc szedł pośpiesznym krokiem. Czasem jakaś nastolatka zerkała z ciekawością w jego stronę. Trzeba było przyznać, że Syriusz był wyjątkowo przystojny. Dodatkowo dla czarownic liczyło się też to, że był arystokratą. On sam nie potrafił zrozumieć, jak ktoś czystej krwi może być uważany za lepszego od czarodziejów innego statusu krwi. Jego rodzina zaś, miała na punkcie rodowodu czarodziejów lekkiego bzika. Często wszczynały się o to kłótnie w domu rodzinnym Blacków. Syriusz miał tego dość, więc uciekł z domu rok temu. Jego rodzina bardzo nad tym nie ubolewała, w końcu miał inny pogląd niż oni, nie zachowywał się jak na potomka rodziny Blacków przystało. Po jakiś dwóch tygodniach po tym incydencie wypalili jego imię i nazwisko w wielkim drzewie genealogicznym tego arystokratycznego rodu.
Po chwili Syriusz znalazł się przy barierce między peronem dziewiątym a dziesiątym. Pewnym krokiem ruszył przed siebie. Idąc przez przejście na peron numer dziewięć i trzy czwarte poczuł przyjemny chłód ogarniający jego ciało, chłód który oznaczał, że zaraz będzie w swoim domu. Prawdziwym domu. Tam gdzie ma przyjaciół, tam gdzie jest potrzebny. Nagle stał się szczęśliwy. Pozwolił sobie na niewielki uśmiech kiedy stanął już na właściwym peronie. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to wściekle czerwona lokomotywa, z której komina buchał dym. W następnej chwili poczuł, że ktoś na niego wpadł i zaczął klepać go przyjacielsko po plecach. To był James, jego przyjaciel. Łapa, bo tak brzmiała ksywka arystokraty, odwzajemnił uścisk. Stali tak przez krótką chwile. Na twarzy Syriusza malowało się jeszcze większe szczęście. Rogacz natomiast, zamknął lekko powieki z uśmiechem.
- Łapa, wreszcie jesteś!
- Jakie miłe zaskoczenie, ktoś wreszcie cieszy się na mój widok - odpowiedział z uśmiechem.
Włosy Jamesa jak zwykle były rozczochrane; zapewne w ogóle nie próbował ich uczesać. Łapa zmierzwił mu nieco złośliwie włosy, a ten pokiwał głową w roztargnieniu i zaśmiał się pod nosem.
- Może wejdziemy do lokomotywy, księżniczko? - odezwał się Łapa.
- Jak sobie życzysz drogi sługusie - odpowiedział sztucznym, wyniosłym i nieco piskliwym tonem.
Syriusz pchnął go lekko w bark. Brakowało mu tego towarzystwa. W życiu nie wytrzymał by ani dnia wakacji więcej.
Rogacz i Łapa weszli do lokomotywy. Rzucili ukradkowe spojrzenie tam, gdzie zawsze siedzieli Ślizgoni. Dominujący przedział był niedaleko nich, gdzie siedział Lucjusz wraz ze swoją bandą. Stamtąd dobiegł ich donośny śmiech. Pewnie któryś z nich opowiedział jakiś głupi dowcip. James spojrzał w tamtą stronę pogardliwie. Syriusz pchnął go nieco w przeciwną stronę, gdzie mieli zamiar szukać przedziału. Gdy nagle z drzwi niedaleko nich wyszedł chudy chłopak o czarnych, tłustych włosach. Miał długi, haczykowaty nos i bardzo ciemne, brązowe oczy. Jego uśmiech na twarzy nagle znikł gdy zobaczył tych dwoje. Był to oczywiście Ślizgon, Severus Snape.
- O Smarku, nie cieszysz się na nasz widok? Ja tam powoli zaczynałem tęsknić - odezwał się pierwsze Rogacz, posyłając mu drwiące, nieprzyjemne spojrzenie.
Severus zacisnął pięść. Prawą ręką sięgnął niedostrzegalnie za pazuchę i próbował wymacać rączkę swojej różdżki. Nienawidził Blacka i Pottera. Zawsze przy każdej okazji dokuczali mu i używali na niego czarów. W te wakacje poczytał trochę o różnych zaklęciach i urokach, może na coś mu się to przyda.
-Zamówili cię jako sprzątaczkę w pociągu, czy żebrzesz o chusteczki? - tutaj sprowokował go Łapa, wskazując kciukiem drzwi, z których właśnie wyszedł.
CZYTASZ
Huncwoci - Bez Tajemnic
FanfictionMoja wersja opowiadania o Huncwotach! Rozgrywa się na szóstym roku w Hogwarcie. Co tu dużo mówić, zapraszam do czytania :) "James popatrzył się na nią. No tak. On zawsze patrzył się tylko na siebie, a tym czasem są osoby którym też nie układa się w...