Jest 5.02 nadal nie mogę zasnąć to ciąży na mnie coraz bardziej. Strata najdroższych mi ludzi, którzy zawsze chcieli dla mnie dobrze. Zgineli właściwie przez jakiegos nietypowego pana, który potrącił ich jego samochód. To jest najgorsze co może być. Rozmyślałam tak jeszcze przez kolejne parę godzin ale i tak na marne. Znowu spojrzałam na zegarek tym razem jest 9.40. Postanawiam wygramolić się z łóżka - przecież wiecznie nie będę leżeć ehh... W tym czasie kiedy zaczęłam się ubierać usłyszałam z dołu że ktoś wchodzi do domu. Zdziwiłam sie strasznie, a zwłaszcza że to do mnie. Zeszłam z pośpiechem na dół. Czekali na mnie jacyś państwo, wydawali sie mili, pogodni, nie myliłam sie.
......................................................
Kiedyś babcia złożyła wniosek o adoptowanie mnie, ale nadal mieszałam z nią, pewnie Ci ludzie chcą mnie zaadoptować. Bałam sie strasznie, chciałam zostać z moją rodziną ale babcia powiedziała mi, że będzie lepiej mi wśród ludzi bogatszy, gdyż ona nie miała dużych środków na utrzymanie mnie.
......................................................
-To ty jesteś Ola ? -Spytała pani o jasnej cerze z pięknymi blond włosami, które mieniły sie w promieniach zimowego słonca, wchodzących przez okna domu.
-Tak - odpowiedziałam - A jak Pani ma na imie ?
-Anastazja
-Oooo to piękne imie - dopowiedziałam z uśmiechem na twarzy
-Zacznijmy - Powiedziała z powagą na twarzy - Ja z mężem chcielibyśmy cię zaadoptować, nie martw się zawsze będziesz mogła tu wrócić, jeśli tylko będziesz chciała.
Zapadła cisza. Zdziwiłam sie strasznie, nie chciałam opuszczać tego miejsca, wiązało się tutaj zbyt wiele wspomnień z dzieciństwa, ale jednocześnie przypominało tragiczną śmierć rodziców. Mam mętlik w głowie. Poczułam, jak tracę kotrole nad swoimi myślami.
-Więc ? - Zapytała Anastazja. Pokiwałam na znak głową jakbym sie zgadzała. Było widać zadowolenie w jej oczach. Przecież nie codziennie adoptuje sie prawie dorosłe dziecko i wywozi sie je do stolicy.