rozdział 2

212 23 3
                                    

- A więc.. To już koniec – powiedział Jake stojąc w moim pokoju i przyglądając się każdej walizce jakby to była najbrzydsza rzecz na świecie. Był jedynym chłopakiem, z którym miałam kontakt od tamtego pamiętnego wieczoru. - Odpowiesz na jedno moje pytanie, Sky?

- Jak tylko będę znała na nie odpowiedź.. - zawahałam się, bo jego ton głosu był naprawdę poważny, a przecież to Jake, on przez 5 minut nie potrafi wytrzymać bez durnowatych żartów, wygłupów i śmiania się z czegokolwiek.

- Dlaczego?

Pomimo tego ogólnego pytania, dokładnie wiedziałam o co mu chodzi. Chciałabym mu to wszystko wyjaśnić, ale nie potrafiłam. Nie chciałam w żaden sposób go zranić (pomińmy fakt, że zrobiłam to w dniu kiedy powiedziałam wszystkim o moim wyjeździe). Z drugiej strony był moim przyjacielem i rozumiał mnie jak nikt inny.

- To skomplikowane.. - odpowiedziałam i zamilkłam, nie chcąc dalej kontynuować tego tematu.

- Wyjeżdżasz przez to co działo się przez ostatnie 2 lata? - mierzył mnie spojrzeniem, które zaczynało mnie trochę przerażać i nie czułam się już tak pewnie. Zjechał wzrokiem w dół na moje ręce, a następnie znowu powrócił do moich oczu. - To przez to, prawda?

- Tak, Jake. Chcę o tym wszystkim zapomnieć. Chcę wyjechać, zacząć życie w nowym miejscu, gdzie nikt mnie nie zna, gdzie nikt mnie nie ocenia. Nie mam siły patrzeć, na te wszystkie twarze, na to miejsce. Kocham cię. Kocham wszystkich chłopaków. Ale nie jestem tu już szczęśliwa. I jestem wam bardzo wdzięczna za to, że byliście ze mną. Że dzięki tobie i reszcie zapominałam o problemach. Czuję jednak, że nie dam rady już dłużej udawać przez każdą minutę mojego życia.

- Sky.. - chłopak chciał coś powiedzieć, ale wiedziałam, że muszę mówić dalej, bo mój przyjaciel zdecydowanie zasłużył na jakieś wyjaśnienia.

- Nie, J. - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem – Naprawdę nienawidzę siebie za to, że wszystkich okłamałam, nie mówiąc wam o moich planach. Jestem wściekła za to, że zjebałam naszą przyjaźń, za to, że reszta się do mnie nie odzywa. Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo to moja wina. Ale przez ostatnie 2 lata nie zwracałam uwagi na swoje uczucia i pragnienia, chcąc tylko i wyłącznie szczęścia innych. Teraz zrozumiałam, że każdy goni swoje szczęście. A moje, na pewno nie znajduje się w tym miejscu, w tym cholernym Cottontown. Było super kiedy miałam 5 lat, wszyscy byliśmy zakochani w tej wsi. Ale to już minęło, kiedyś byśmy się rozdzielili bez względu na wszystko. Po prostu ja jestem tą pierwszą, która odchodzi.

Odwróciłam się plecami do mojego przyjaciela, nie mogąc dłużej wytrzymać jego wzroku, który przepalał mnie od środka. Byłam wykończona i smutna. Cała ta sytuacja po prostu mnie dobiła. Wzięłam do rąk jeden karton, w którym znajdowały się listy do chłopaków i drobne prezenty dla każdego z nich. Nie wiedziałam czy chociaż zajrzą do tego małego drobiazgu ode mnie, ale pragnęłam zostawić im coś po sobie, nawet jeśli nie chcieli mnie znać.

- Proszę cię, przekaż to reszcie i jeden zestaw jest oczywiście dla ciebie. Na kopercie jest imię każdego z was więc powinniście się połapać co do kogo należy. - uśmiechnęłam się, ale nie był to szczęśliwy uśmiech.

- Tak właściwie to też coś dla ciebie mam. Wiem, że nie rozmawiasz z chłopakami, ale im naprawdę na tobie zależy. Razem to zrobiliśmy, mam nadzieję, że ci się spodoba.. - Jake również lekko się uśmiechnął. Podał mi małą torbę i po prostu mnie przytulił. Tak cholernie mi tego brakowało. Dziękowałam Bogu w myślach, że został mi ktoś kto przyszedł mnie pożegnać i wspierać. Byłam świadoma, że nie zgadza się z moją decyzją, ale miałam nadzieję, że podczas tej rozmowy chociaż trochę mnie zrozumiał.

You don't know me | N.H.Where stories live. Discover now