rozdział 3

168 20 0
                                    


 - Jesteś pewna, że mam nie iść dalej? - zapytała moja mama, kiedy dojechałyśmy na miejsce. Trochę przerażał mnie ogrom tego internatu. Jasne, że milion razy widziałam go na zdjęciach, ale mimo wszystko, wygląda to trochę inaczej.

- Tak mamo, poradzę sobie. - uśmiechnęłam się starając ukryć zdenerwowanie – Przypominam ci o naszej umowie: zero odprowadzania pod drzwi, zero płaczu i bez odwracania się, kiedy pójdziesz do samochodu.

- Dobrze kochanie. Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić. Na konto będę ci przesyłała pieniądze, ale nie szalej z nimi za bardzo. Bądź ostrożna, proszę. Nie wybaczę sobie jeśli coś ci się stanie. - zauważyłam łzy w oczach mojej rodzicielki i wiedziałam, że to ten moment kiedy czas zakończyć tą rozmowę.

- Kocham cię mamo, muszę już iść do recepcji, a ty jedź ostrożnie. - przytuliłam ją i miałam nadzieję, że chociaż w małym stopniu dodałam jej tym otuchy. - Wszystko będzie dobrze.

- Tak, tak. Kocham cię, Sky. Zero płaczu, pamiętam.

- I masz się nie odwracać! - obie się zaśmiałyśmy, po czym mama pocałowała mnie w czoło i odeszła.

Chwytając wszystkie bagaże i piłkę od Johna ruszyłam w kierunku drzwi, ale nie mogłam się powstrzymać i ostatni raz spojrzałam na kobietę, w tym samym czasie, kiedy jej oczy zwróciły się ku mojej osobie.

To było do przewidzenia.

Po załatwieniu podstawowych informacji, dostałam klucze od pokoju (nr 665, tak blisko szatana eh) i udałam się w tamtym kierunku męcząc się z bagażem. Kiedy udało mi się pokonać kolejny schodek usłyszałam głos chłopaka.

- Pomóc? - stał przede mną brunet, dosyć niskiego wzrostu, ale mimo wszystko wyższy ode mnie. Jego niebieskie oczy przyjaźnie mi się przyglądały.

- Uhh, tak, jeśli to nie byłby problem oczywiście. - uśmiechnęłam się i poczułam lekką ulgę, że jak na początek, to nie jest tak źle i nie zachowuję się jak kretynka (przynajmniej mam taką nadzieję).

- Byłbym idiotą, gdybym ci nie pomógł. Jestem Louis, a ty to..

- Sky – odparłam i zaczęłam iść za chłopakiem – będę mieszkać w pokoju 665 – powiedziałam kiedy pokonaliśmy schody, a brunet nie wiedział, w którym kierunku powinien iść z połową moich rzeczy.

- Grasz? - zapytał i skinął głową patrząc na piłkę. Był wyluzowany i pewny siebie. Czy tylko ja stresuje się, gdy rozmawiam z obcymi ludźmi?

- Czasem mi się zdarzy, lubię ten sport, a ty? - zapytałam próbując jakoś podtrzymać rozmowę. Wszystko byłoby lepsze od niezręcznej ciszy.

- Mam przerwę, miesiąc temu doznałem kontuzji i nie wejdę na boisko przez najbliższe 3 miesiące, ale jestem na każdym meczu naszej drużyny. - zrobiło mi się szkoda chłopaka i zdecydowanie nie chciałam być na jego miejscu. Sposób w jaki mówił o piłce nożnej uświadomił mi, że naprawdę to kocha.

- W takim razie myślę, że często będziemy widywać się na trybunach. - uśmiechnęłam się i stanęłam przy drzwiach do pokoju z moim numerem. - Dziękuje za pomoc.

- Gdybyś czegoś potrzebowała, mieszkam w części męskiej pod 348. - oddał mi walizkę i pomachał na pożegnanie, a ja wzięłam 3 głębokie wdechy i otworzyłam drzwi pokoju.

Moim oczom ukazała się szczupła dziewczyna z brązowymi włosami. Tańczyła w pokoju, jednocześnie rozpakowując ubrania z walizki i wrzucając do szafy zwinięte w kłębek. Jebać porządek, widzę, że się dogadamy.

You don't know me | N.H.Where stories live. Discover now