Rozdział 11 - wypadek i nowy początek

121 10 2
                                    

  Była godzina 15:25. Jako że wstałam dwie godziny temu, zrobiłam się głodna. Poszłam na stołówkę, wziąść coś do zjedzenia. Po 5 minutach wróciłam do pokoju z miską orzechowego musli z jogurtem naturalnym. Zaczęłam jeść i przy okazji przeglądać Instagrama i Facebooka.
  Gdy cała zawartość miski znalazła się w moim żołądku, a social media zostały sprawdzone, zaczęłam się szykować do wyjścia, bo zostały mi tylko dwie godziny do spotkania, a musiałam jeszcze jakoś wymknąć się z budynku.
  Wybierając ubrania na dzisiaj stwierdziłam, że założę spodnie, bo do jazdy na motorze, będzie mi po prostu wygodniej. W mojej szafie miałam tylko jedne spodnie, które nosiłam okazjonalnie. Pozostawało dobrać resztę stroju. Po dłuższych rozmyślaniach, do obcisłych, czarnych rurek założyłam crop top w czarno białe paski, a żeby nie było mi zimno, nałożyłam czarną, skórzaną ramoneskę. Na nogi oczywiście czarne lity. Z zadowoleniem stwierdziłam, że w tym stroju idealnie widać mój tatuaż.
  Musiałam jeszcze się pomalować i uczesać. Gdy moja twarz była pokryta warstwą podkładu i pudru, kości policzkowe podkreślone rozświetlaczem i wykonturowane, rzęsy wytuszowane pogrubiajaco-wydłużającym tuszem, a moje powieki zdobiło czarne smoky eyes i mocne kreski narysowane czarnym eyelinerem, zegarek pokazywał godzinę 17:06. Niestety gdy chciałam pomalować usta moją czarną szminką, zobaczyłam, że mi się skończyła, a ja nie wiedziałam, gdzie dałam opakowanie z nową. Miałam dwie opcje. Albo pomaluję usta czerwoną szminką, albo użyję pomadki od Kylie Jenner. Wybrałam to drugie. Myślałam jeszcze nad spięciem włosów, ale w końcu tylko je rozczesałam i opuściłam na ramiona. Chciałam jeszcze wziąść moją jedyną czarną torebkę, ale po 15 minutach bezowocnych poszukiwaniach jej w mojej szafie, odpuściłam sobie ten dodatek.
  Wychodząc z pokoju włożyłam telefon do tylnej kieszeni i zamknęłam drzwi. Ruszyłam w kierunku wyjścia, lecz nagle drogę zastawiła mi Dorothea.
-Witam, panno Red. - oparła ręce na biodrach. - Gdzie się wybierasz?
-Nie twoja sprawa gdzie idę. - skrzyżowałam ręce i lekko machnęłam włosami.
-Jeśli planujesz znowu iść na imprezę...
-Nie będę się powtarzać. - przerwałam jej. - Umówiłam się. A teraz muszę iść, bo się spóźnię. - spróbowałam przejść, ale dyrektorka znowu zastawiła mi drogę.
-Co ty tam masz? - spytała patrząc na moje biodro.
-Tatuaż. Nie widzisz? - odpowiedziałam sarkastycznie. - Ładny, co nie?
-W szkole nie można mieć takich rzeczy.
-Nie obchodzi mnie to. - wzruszyłam ramionami. - Mogę robić co chcę. A teraz chcę przejść. Puścisz mnie, czy załatwimy to starym sposobem? - przygotowałam rękę tak, aby w każdej chwili móc zatrzymać czas.
-Kiedy wrócisz? - powiedziała zrezygnowana, gdy zobaczyła co zamierzam zrobić. Wiedziała, że ze mną nie wygra.
-Nie wiem. Może dzisiaj. Może jutro. - powiedziałam i podeszłam do niej. - A może nigdy. - szepnęłam kobiecie do ucha i wyminęłam ją.
-Samantha! - zawołała gdy otwierałam drzwi. Nie odwracając się pokazałam jej środkowy palec z perfekcyjnie pomalowanym czarnym, matowym lakierem paznokciem i trzasnęłam drzwiami od budynku.
  Po 15 minutach, czyli dokładnie o 17:45, byłam pod niewielkim, acz bardzo dobrym i polecanym warsztatem Bradleya.
-Samantha! - usłyszałam głos przyjaciela i odwróciłam się.
-Hej, Bradley! - powitałam go. - Załatwmy to szybko. Trochę mi się śpieszy.
-Dobrze. Proszę. - z lekkim wachaniem podał mi kluczyki, a ja wzięłam je do ręki. Na kluczyku widniał znak marki Suzuki, a przy nim wisiał breloczek z miniaturowym, metalowym motorkiem. - Mogę ci zaufać?
-Oczywiście, że tak, Brad. - uśmiechnęłam się.
-To proszę. - pokazał mi maszynę. - Podoba ci się?
-Wow! Jest fantastyczny! - stałam i patrzyłam na stojący przede mną motor. Był czarny, matowy z srebrnymi rurami po bokach. Typowy ścigacz lub inny szybki motor. Bardzo mi się podobał, był taki w moim stylu.
-Jeszcze jedna rzecz.
-Tak? - zdziwiłam się.
-Twoje buty.
-Co jest nie tak z moimi butami? Lubię je. - spojrzałam na moje wysokie buty.
-Żartowałem. - zaśmiał się z mojej zdziwionej miny. - Ale jest jeden problem...
-Jaki? - przewróciłam oczami. - Moja kurtka nie pasuje do lakieru twojego motoru? - zadrwiłam.
-Nie. Akurat masz bardzo ładną kurtkę.
-Dzięki. - rzuciłam szybko.
-Ale nie mam dla ciebie różowego kasku. - zażartował, za co oberwał ode mnie w ramię.
-No dobra, wsiadaj.
-Ok... - z całej jazdy na motorze, nienawidziłam na niego wsiadać. Jednak po chwili siedziałam wygodnie na skórzanym siodłku. - I co teraz?
-Kluczyki. - powiedział, a ja włożyłam je do stacyjki i przrkręciłam uruchamiając jednocześnie silnik. - Tu jest sprzęgło, tu gaz, a tu hamulec. - poinstruował mnie przyjaciel i pokazał gdzie co jest i jak się tego używa. Przez cały czas albo kiwałam głową, albo mruczałam ciche 'yhm', albo jedno i drugie. - Teraz jesteś gotowa wyruszyć na ulicę i włączyć się do ruchu drogowego. - powiedział udając powagę, gdy skończył swoje instytucje. - I proszę, nie przejedź nikogo.
-Ok, ok. - zaśmiałam się. - Wszyscy ludzie będą bezpieczni.
-To dobrze.
-Dziękuję, Brad. - uśmiechnęłam się. -Pa!
-Pa! - odpowiedział, lecz nie słyszałam tego, bo dodałam gazu i wyjechałam na ulicę.
  Z dużą prędkością przejechałam koło Big Benu i po chwili wjechałam na jedną z pobocznych ulic Londynu. Podczas wykonywania zakrętu, straciłam panowanie nad maszyną i wjechałam na przeciwległy pas, po którym sportowym samochodem jechał jakiś pijany kierowca. Nie mogłam się zatrzymać, bo w między czasie odkryłam, że hamulec się zawiesił, a w moich butach i tak wiele bym nie zdziałała. Aby przyspieszyć wypadek, od którego dzieliło mnie 500 metrów, dodałam gazu i wjechałam prosto w czarnego Mustanga. Podczas zderzenia, rozległ się głośny trzask. Po chwili leżałam na ziemi cała we krwi. To była kwestia czasu, aż się wykrwawię. Kątem oka zobaczyłam, że pijany kierowca Mustanga ma rozbitą głowę i twarz całą we krwi, bo nie włączyły mu się poduszki powietrzne, a on z dużą siłą uderzył głową o kierownicę. Wiedziałam, że nie mam szans przeczyć wypadku, ale teraz mam szansę poznać odpowiedzi na wiele moich pytań.
  Nagle zdarzyło się coś dziwnego. Stałam w tym samym miejscu, ale nigdzie nie było nawet śladu rozbitego motoru. W ogóle nigdzie nie było żadnych aut. Ale wokół płonął ogień, a zamiast wody w rzece, płynęła lawa. Niebo było czerwone i brakowało słońca. Po ulicach chodzili ludzie, którzy mieli czarne skrzydła. Rozpoznałam jedną osobę. Mężczyznę. Lecz on nie miał skrzydeł. To był ten mężczyzna, który przyniósł mi płonący list i ten, którego widziałam w kawiarni.
-Udało ci się. - powiedział i zniknął. Znowu. A ja głośno westchnęłam.

*********************************
Wiem, że na ten rozdział czekaliście dość długo, ale znowu miałam rozbity telefon. Niestety nadal nie jest on naprawiony...

Do tego dochodzi brak czasu, bo ciągle miałam albo jakiś test, albo poprawkę, albo coś innego.

Ale też brakowało mi weny twórczej. Niby wiedziałam, co ma się zdarzyć, ale nie umiałam tego opisać. Dlatego próbowałam kilka razy, ale życie każdej wersji, kończyło się po naciśnięciu małej ikonki kosza na śmieci...

Jednak nie mogę obiecać, że rozdziały będą dodawane regularnie, ale za to planuję skończyć tą opowieść wraz z zakończeniem roku szkolnego (albo później...). Przez wakacje pewnie będę miała przerwę, ale mam w planach rozpocząć nową serię we wrześniu. Może nawet uda się zrobić dwie części...

Teraz akcja się rozwija, więc na pewno będzie ciekawie. Wacham się między dwoma zakończeniami. Jeszcze nie wiem, które wybiorę... To się wyjaśni z czasem, bo może do głowy wpadnie mi jakiś pomysł i zmienię wszystko o 180 stopni.

Miłego czytania :*

~lilianka1412 ♡

Następczyni Diabła Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz