Rozdział 2 - (nie)miła niespodzianka

239 18 4
                                    

Nie szłam na śniadanie, więc mogłam dłużej poleżeć. Miałam anoreksję. Czułam wstręt do jedzenia. Po jakimś czasie niestety musiałam wstać. Ubrałam się tak jak zawsze i pomalowałam. Wzięłam jeszcze mój ulubiony czarny plecak vintage i byłam gotowa. Dziś brałam za cel John'a.
Miał czarne włosy i piwne oczy. Zwykle ubierał jeansy i koszulkę z motywamj gier. Nienawidziłam go. Wyśmiewał się ze mnie, od kilku lat robił że mnie pośmiewisko. Byłam jego ofiarą. Teraz role się odwrócą. Jednak wiem, że moje oczy robiły na nim duże wrażenie. Oszalał na moim punkcie. Ale w nim kochała się Elisa. Mój kolejny cel.
Niska, blondwłosa dziewczyna, nie była dla mnie konkurencją. To ona wymyśliła mi ksywę 'Diablica'. Jednak każdy wiedział, jak bardzo zazdrości mi stylu. Starała się być kopią mnie, ale ze szmaty jedwabiu nie zrobisz.

...Nieźle. Świetny cel, jak na początek zemsty...

Przechodząc korytarzem, jak zwykle zaczepiło mnie kilka osób.
-O! Diablica idzie!
-Boże! Jak ona się ubrała?!
-Myśli, że te ciuchy jej pomogą?! I tak jest psycholką!
Nauczyłam się już ignorować te komentarze, bo raz gdy wracałam do pokoju, słyszałam jak grupka przyjaciół rozmawiała o mnie. Mówili, że jestem super, że mam zarąbisty styl i takie tam. Zazdrościli mi.
Przy drzwiach na salę gimnastyczną, spotkałam kolegę John'a. Justina. Gdy mnie zobaczył, odruchowo chciał mnie przytulić, ale gdy zobaczył, że patrzę na niego morderczym wzrokiem, powrócił do wczesniejszej pozy. Lecz nadal patrzył się na mnie jak na jakiś cud. Był jednym z niewielu, którzy otwarcie pokazywali to, że są we mnie zakochani. Reszta działała w ukryciu.
-Siema. Gdzie jest John?
To pytanie wyraźnie go zmartwiło i zaskoczyło, ale nie zwróciłam na to uwagi. Pewnie wolał, żebym to o niego pytała. Wzruszyłam ramionami.
-Och... Jest u siebie w pokoju... Z Elisą...
Z Elisą? Ok. Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu.
-Gdzie jest jego pokój?! - nie chciał odpowiedzieć. - Gadaj Justin!
Będziesz następny. - pomyślałam.
-Pokój numer 23... A co chcesz od niego? - zapytał z ciekawością.
-Nie twoja sprawa! - wykrzyknęłam i odeszłam.
Jeszcze przez jakiś czas czułam na sobie jego wzrok. Szłam prosto do pokoju John'a. Gdy byłam już pod drzwiami, usłyszałam dziwne krzyki. Po cichu otworzyłam drzwi.
No tego to się nie spodziewałam. Elisa i John leżeli w łóżku. Nadzy. I... Och! Wolałabym nie widzieć tego nigdy w życiu! Byłam zdruzgotana. Mogli chociaż zamknąć drzwi na klucz. Przeszły mnie ciarki.
W drodze tutaj wpadłam na pomysł śmierci John'a. To Elisa miała go zabić. Podciąć mu gardło, a po wszystkim pociąć sobie żyły. Ale jakoś bałam się rozkazać jej to zrobić.

...Zrób to. Przecież na to zasłużyli. Dasz radę...

-Elisa! - musiałam zwrócić jej uwagę.
-Co ty tu robisz?! - oburzyła się. - Ty suko!!! Wypierdalaj stąd!!!
Przewróciłam oczami i skrzyżowałam ręce na piersi. Co ona sobie wyobraża?! Krzykiem niczego nie wskóra. Przechwyciłam jej wzrok.
-Zabij go. Poderżnij mu gardło. - rozkazałam.
Elisa tylko pokiwała głową. Nie wiedziała co robi. Podeszła do stołu, wzięła nóż i wróciła do łóżka, gdzie leżał zahipnotyzowany John. Z martwym wzrokiem wbiła mu nóż w tchawicę. Poleciało mnóstwo krwi. Po chwili biała pościel zabarwiła się na czerwono.
Dziewczyna zaczęła płakać, łapała się za głowę, rękami ubrudzonymi krwią. Podbiegłam do niej.
-Elisa?
-Co ja zrobiłam? Co ja zrobiłam John'owi? - lamentowała. - Ja go kocham...
-Mogę ci jakoś pomóc? - udawałam troskę.
-N-niewiem... - wyjąkała.
Wyciągnęłam z plecaka żyletkę. Podałam ją dziewczynie.
-C-co to jest? - szybko oddała mi przedmiot.
Przewróciłam oczami.
-Żyletka. A myślałaś że co?!
-Co mam niby z tym zrobić?!
Ehh... Jaka ta dziewczyna była głupia.
-A jak myślisz?!
Jak ja uwielbiam sarkazmy! Po chwili Elisa odezwała się. Widocznie przemyślała sprawę.
-Daj mi to! - wyrwała mi żyletkę z ręki. - Dzięki.
Zdesperowana dziewczyna wbijała sobie żyletkę w żyły. Stałam nad nią i patrzyłam jak krew wylewa się z jej głębokich ran. Gdy z Elisy ulatywało życie, moje usta wykrzywiały się w coraz większy uśmiech. Po chwili, pod moimi nogami leżało ciało dziewczyny, a ja śmiałam się jak wariatka.
Wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Wyjęłam szkicownik z szafki nocnej i zaczęłam rysować. Był to pewien rodzaj pamiętnika, w którym rysowałam swoje ofiary. Dziś do kolekcji dołączyli John i Elisa. Zerknęłam na zegarek. Jako że dziś nie miałam lekcji, musiałam iść na spotkanie z psychologiem.
Przyszłam na miejsce spóźniona jak zwykle. Nawet nie starałam się tego zmienić. Nienawidziłam tych spotkań.
Pani Rowely była młodą kobietą. Wygląda na około 30 lat. Zawsze ubierała koszulę, ołówkową spódnicę i czarne szpilki. Długie włosy spinała w kok, który ją postarzał. Miała koszmarny charakter. Była wredna i nie miła. Nie lubiła mnie. Z resztą z wzajemnością.
-Dzień dobry. - powiedziałam i usiadłam na krześle. Skrzyżowałam ręce na piersiach i wyprostowałam nogi.
-Panna Red. Jak zwykle spóźniona. - rzekła z pogardą.
-I tak jestem zmuszona tu siedzieć. - zaczęłam bawić się długopisami leżącym na jej biurku. - Co za różnica czy przyjdę spóźniona.
-Dobrze. Koniec tematu. - poprawiła fryzurę. - Co dziś robiłaś?
-No... - zaczęłam.
Chciałam skłamać, ale okazało się, że już wszystko wiedziała.
-Tylko nie kłam! Wiem co dziś zrobiłaś.
-Tak? A co? - rozwaliłam się na krześle.
Nudziło mi się. Te same pytania padają za każdym razem. Na początku pytała o anoreksję, a potem zeszło na śmierci uczniów. I spotkanie w spotkanie pyta się mnie: 'Co dziś robiłaś?'
-Nie mów, że nie masz z tym nic wspólnego! - wstała i z trzaskiem oparła się rękami o blat. - Śmierć panny Elisy Loretto i pana John'a Newman'a. Mówi ci to coś? - denerwowała się coraz bardziej.
-Aaa... Dziewczynka zabija swojego chłopaka i podcina sobie żyły. Od razu wina spada na mnie! I wie pani, co?!

...Pokaż na co cię stać...

Zerwałam się z krzesła i przeszłam do takiej samej pozycji jak pani Rowely. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Z wrogością patrzyłam jej w oczy.
-To moja wina. To ja im kazałam.
Ale ona tego nie słyszała. Przeraźliwy ból przeszył jej ciało i udała na fotel. A ja wybiegłam z gabinetu pedagożki trzaskając drzwiami. Biegłam do mojego pokoju. Gdy już dotarłam na miejsce, zaczęłam śmiać się złowieszczo. Bo jestem niezniszczalna. I nic, ani nikt, mnie nie powstrzyma.

*********************************
Mam nadzieję, że podoba się śmierć Elisy i John'a, oraz spotkanie Samanthy z panią Rovely.

Nie raz zastanawiam się, co mi siedzi w głowie... Aż czasami się tego boję...

Zapraszam do czytania :*

~ lilianka1412

Następczyni Diabła Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz