Deszcz bębnił o dach. Zbiegłem z werandy i potykając się o własne nogi pędziłem z dala od miejsca zwanego domem. Chciałem uciec od tych ludzi nazywającym się moimi rodzicami. Od ludzi, których nie obchodziłem przez ostatnie szesnaście lat. Co się zmieniło teraz? Rozwód. I jakoś każde z nich chce mieć mnie na własność.
.........................................................................................................................................................
Nie wiem ile jestem poza domem, ale już jakiś czas temu przestałem biec. Teraz tylko powłóczę nogami. Deszcz cały czas chłosta ziemię strumieniami wody. Jestem cały przemoczony, ale co z tego? Pewnie się rozchoruję, ale kogo to obchodzi? Może nie wrócę na noc do domu, kto o to dba? Nadal nie mogę uwierzyć, dlaczego tak nagle zacząłem ich obchodzić. Nigdy się mną nie interesowali, więc dlaczego teraz chcą mnie na wyłączność?
JA ICH NIENAWIDZĘ
................................................................................................................................................
Od kiedy pamiętam w moim domu zawsze było słychać krzyki i ich kłótnie. Ojciec pił i bił mamę, bił też mnie i mojego brata. Teraz pewnie powinienem wyjaśnić gdzie jest mój brat.
Otóż mój kochany, młodszy braciszek, to małe bezbronne dziecko, nie żyje. Co z tego, że był tylko dwa lata młodszy, i tak traktowałem go jak porcelanową figurkę. Obydwaj się wspieraliśmy i siedzieliśmy razem pod kocem, gdy tata darł się na matkę. Może James nadal by żył gdyby nie ten sukinsyn, mój KOCHANY TATUŚ zabił w przypływie ataku agresji mojego brata. Do dziś pamiętam krzyk matki, krew na dywanie i tego sukinsyna, śmiejącego się jak gdyby to był żart, jak gdyby James miał zaraz wstać i krzyknąć TADAM! jakby to była sztuczka. To był wstrząs dla dwunastoletniego dziecka jakim byłem.
Wtedy pierwszy raz się tak poczułem. Miałem ochotę zasnąć, a po obudzeniu wszystko byłoby dobrze. Jak przed operacją, poddają cię narkozie, a po wybudzeniu jesteś zdrowy! W magiczny sposób czujesz się lepiej, a przecież ty tylko spałeś. Ta, gówno, które wpycha się zrozpaczonemu dziecku "Twój braciszek jest w niebie", "Nie ma go przy tobie, ale zawsze będzie nad tobą czuwał", "Niedługo znów go zobaczysz i będziecie razem si ę śmiać".
Gdy mam problem zawsze idę na cmentarz i siedzę przy grobie Jamesa i rozmyślam.
..................................................................................................................................................
Pobiegłem ile sił w nogach na cmentarz. TO jest prawdziwa podróż. czasami lepiej siedzieć wśród umarłych niż wśród żywych. Oni rozumieją potrzebę ciszy. Nieżywi przyjmują ciszę. ludzie, starają się ja zagłuszyć.
Nienawiść. Porażka. Ból. Cierpienie. Samotność. Pustka..... Poddałem się. Teraz żyję, ale w środku jestem martwy. Mam uśmiech na twarzy, mimo, że cierpię. Nie dam im tej satysfakcji. Nie pokażę, co czuję.
I może kiedyś, gdy starczy mi odwagi, skończę to wszystko. Skończę swój żywot, swoje cierpienie, swoją samotność. Może będzie to za dziesięć lat, a może jutro. Nie wiem.
Non mortem timemus, sed cogitationem mortis.*
.......................................................................................................................................................................................
Mam nadzieję, że się podoba, bo to w sumie moje pierwsze takie opowiadanie. Mam jeszcze sporo pomysłów, więc niedługo pojawi się kolejne tego typu. Gwiazdka? Komentarz?
Do następnego :)
*Nie śmierci się boimy, lecz myśli o śmierci.
CZYTASZ
Each word gets lost in the echo
Teen FictionJeszcze do końca nie wiem, co tu będzie, ale raczej będą to moje przemyślenia, spostrzeżenia czy jednoczęściowe opowiadania. Nie zawsze będą z mojej perspektywy, nie zawsze będą prawdziwe. Będą krótkie albo długie. Będą ciekawe albo nudne (mam nadzi...