Chapter 10

117 14 6
                                    

Po dwóch tygodniach wypuścili mnie ze szpitala. Faith była w stu procentach zdrowa, więc jedyne czego teraz potrzebowała to spokój i czas spędzony ze mną. Dlatego też póki nie zacznie się szkoła, nigdzie nie będę wychodzić. Nawet do sklepu. Mama chwilowo będzie w domu, więc jeśli będę czegoś potrzebowała, to zwrócę się do niej, a jak już wróci do pracy, to w końcu mogę zrobić zakupy w internecie, prawda?

W domu moja córeczka odnalazła się znakomicie. W nocy nawet tak dużo się nie budziła i nie narzekała na karmienie. Tylko ja w sumie miałam zastrzeżenia. Chciałam, żeby Faith miała wszystko co najlepsze, więc za każdym razem sprawdzałam jej łóżko, pieluszkę i przestrzeń wokół.
Wiem, przesadzałam, ale nie mogłam inaczej.

Z dnia na dzień moje ciało zmieniało się. I na lepsze i na gorsze. Z brzucha chudłam, ale za to piersi robiły się wielkie i obolałe od karmienia. Czasami miałam momenty, w których naprawdę żałowałam tego głupstwa  (przespania się z Taylor'em), ale z drugiej strony Faith była uroczym dzieckiem i nie wyobrażałam sobie życia bez niej odkąd się pojawiła.

Do szkoły zostało mi zaledwie dziesięć dni, a ja nadal nie dostałam swoich książek. Dostawa miała przyjść kilka dni temu, a kuriera nadal jak nie widziałam, tak nie widzę.

Podczas tego całego siedzenia w domu zaczęłam zastanawiać się jak to będzie w nowej szkole. Czy mam szansę na jakieś prawdziwe przyjaźnie? Czy ci ludzie okażą się inni niż w mojej poprzedniej szkole?

Niestety każde pytanie pozostawało bez odpowiedzi. Kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać i chyba właśnie to powodowało, że na samą myśl się spinałam i pociłam.

Myśląc o nadchodzącym roku szkolnym, wpadłam na pomysł, by zadzwonić do moich znajomych. W końcu do tej pory nie miałam nawet chwili czasu, by ich poinformować o porodzie.

Odszukałam telefon, po czym wybrałam odpowiedni numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach oczekiwania usłyszałam kobiecy, piskliwy głos.

- Noelia? Żyjesz?

- Oczywiście, że nie. Rozmawiasz właśnie z duchem - zaśmiałam się, wiedząc, że dziewczyna również tak zareaguje.

- O! To bardzo dobrze się składa - zachichotała wesoło.

- Ponadto mam dla ciebie wiadomość - odparłam kusząco.

- No mów co tam ciekawego słychać, bo się niecierpliwię - ponagliła mnie brunetka.

- Jess... urodziłam dziewczynkę - powiedziałam radośnie.

Byłam naprawdę szczęśliwa. Moja malutka córeczka była i będzie tylko moja. Nie pozwolę, by ktoś ją skrzywdził jak mnie. Ona zasługuje na dużo lepsze życie.

- Co?! Kiedy?! - krzyczała zaaferowana przez telefon.

To było całkiem śmieszne. Jej reakcja na to wszystko była po prostu komiczna.

- No jakieś dwa tygodnie temu. Wiem, zabijesz mnie, że dopiero teraz ci o tym powiedziałam, ale nie miałam okazji by zadzwonić - wytłumaczyłam spokojnie, starając się ją nieco uspokoić.

- Ta, jasne. Trzeba było mi powiedzieć jak już dziecko zacznie chodzić do szkoły. Może byś sobie wtedy przypomniała o mnie - odburknęła do słuchawki.

- Oj, już nie bądź taka. Jesteś pierwsza, która o tym wie. Nawet Styles'owi nic nie pisnęłam.

- No dobra, niech ci będzie - odparła, udając obrażoną, ale po chwili zaczęła się głośno śmiać.

- Jak jej na imię?

- Faith - rzuciłam, patrząc w stronę łóżeczka, gdzie mała spała.

- Aww, ale cudownie! Wyślij mi jakieś zdjęcia pocztą. Chciałabym zobaczyć moją przyszłą chrześnice - zaćwierkała.

- A kto ci powiedział, że będziesz jej chrzestną matką? - roześmiałam się cicho.

- Ja - rzuciła dumnie.

Rozmawialiśmy tak ze sobą jeszcze kilka minut, po czym zadzwoniłam do Harry'ego. On też był nieco zdziwiony, ale nie to mnie zaskoczyło. Był nadwyraz ciekaw funkcjonowania Faith na codzień. Pytał o której wstaje, ile je, czy dużo płacze... nie chciałam nic sugerować, ale miałam głęboką nadzieję, że jednak nie zainteresował się tak bardzo rodzicielstwem i nie planował dziecka w najbliższej przyszłości.

Późnym popołudniem dotarł wreszcie kurier z książkami. Od razu zaczęłam je wypakowywać z pudła i sprawdzać wszystkie po kolei. Chciałam być pewna, że niczego do szkoły mi nie brakuje. Wolałam być uważana za kujonkę, niż żeby wszyscy się od razu domyślili, że jestem nastoletnią mamą.

Ponieważ było już późno, postanowiłam obudzić małą, zmienić jej pieluszkę i nakarmić. Nie mogła za wiele spać po południu, ponieważ nie zasnęła by w nocy, a mi nie uśmiechało się wstawać co kilka minut i się z nią bawić. Nie o takiej porze.

Kiedy tylko Faith usnęła, usłyszałam dźwięk wiadomości w telefonie. Od razu sięgnęłam po niego i sprawdziłam o co chodzi. Okazało się, że dostałam maila z listą uczniów mojej nowej klasy oraz godzinę rozpoczęcia roku szkolnego.

Z ciekawości postanowiłam popatrzeć chociaż na nazwiska nowych ludzi.

Shenfield...
Smith...
West...
Danny...
Ornoth...
Bieber...
Ferguson...
Cayer...
Thompson...
Turner...

Żadne z nich, szczerze mówiąc, nic mi nie mówiło. Kompletnie nie znałam osób z tej okolicy, a podobno wokół nas sami młodzi ludzie mieszkają. To serio było nieco dziwne, że nawet z sąsiadami nie rozmawiam. Napewno myśleli o mnie już w jakiś dziwny sposób, widząc mnie z dzieckiem...

Jednak nauczyłam się olewać takie rzeczy. Nie mogłam w kółko przejmować się tym, co powiedzą inni. Nie znają mnie, więc nie powinni oceniać sytuacji, w której się znajdowałam.

Koło godziny 22:00 postanowiłam pójść spać. Kolejnego dnia miałam do obmyślenia cały program działania na rozpoczęcie roku oraz szukanie opiekunki do dziecka bądź dobrego żłobka. W końcu dziecko będzie musiało gdzieś być, podczas gdy ja będę w szkole...

***
Hej :)
Przepraszam Was bardzo, że ostatnio mimo obietnic nic nie dodałam. Straciłam nieco poczucia czasu i nie dość, że pochłonęła mnie szkoła, to na dodatek miałam problemy z internetem przez cały tydzień. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał! Dajcie koniecznie znać w komentarzach :)
Tymczasem zaspojleruje, że już za dwa rozdziały  pojawi się nasz główny bohater!
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
Loovers

Mistakes Fanfiction || J.B.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz