9.

74 12 1
                                    

     Moja matka jest niemożliwa. Wiem, kocha ojca ale w jej przypadku ta miłość jest zbyt ślepa. Następnego dnia podeszła do mojego łóżka z którego wcale nie miałem ochoty wstawać. Głaskała mnie po głowię i mówiła, że Robert się zmieni, że obiecał nigdy już nie zrobić nam krzywdy. Ja go po prostu nienawidzę. Evan najprawdopodobniej nie widział prawdziwego monstrum jeżeli nazwał mnie potworem. On również jest zarażony znieczulicą społeczną. Zachowywał się jakby nic nie miało miejsca, właściwie by tak było jakby nie to, że rodzina mogłaby pomysleć, że mnie nie ma. Cały miesiąc siedzę w pokoju, codziennie matka przynosi mi jedzenie ale i tak mało co skubnę. Łazienka i do łóżka. Nie kontaktowałem się z nikim, ignoruje przychodzące wiadomości, SMS od Judy, Eric'a i Oriona. Dopiero teraz zauważyłem jaki jestem sam, jak bardzo moja rodzina trzyma się dobrze beze mnie. Śmieją się i naprawdę wydaje mi się, że ojciec przestał pić. Mama zaczęła traktować Evana jak własnego syna zapominając o tym żeby regularnie przynosić mi posiłki. Wiem, że nie prosiłem ją o to, robiła to z własnego dobrego serca ale przez ostatni tydzień przyniosła mi dwie kanapki, jedną zupę i drugie danie oraz jakieś warzywo na podwieczorek. W tedy zauważyłem, że oni widzą tą różnice kiedy mnie nie ma. Że jest lepiej.
     Skuliłem się na łożku i westchnąłem cicho. Wstałem z wielkim trudem z posłania i odsłoniłem okna. Od razu zmrużyłem oczy próbując przyzwyczaić się do jasnego światła. Wszedłem do łazienki. Wory pod oczami wydawały się wyraźniejsze a policzki bardziej zapadnięte. Biała koszulka teraz na mnie wisiała jak worek ziemniaków. Zaśmiałem się cicho i histerycznie chowający twarz w dłoniach i zaczynajac szlochać. Jestem tylko tyle wart ? Żeby traktować jak zwykły przedmiot bez uczuć ? Nienawidzę ludzi w tym domu, w tym bloku, wszystkich. Jestem ciekaw jakby było jakby Gilbert nie umarł. Teraz może zaprowadzałbym go do szkoły ? Robił śniadanie dla nas dwóch a może najnormalniej w świecie bym go przykrywał kołdrą ? Chciałbym go zobaczyć jeszcze raz i powiedzieć jak bardzo go kocham i potrzebuje.
     Wytarłem z policzków łzy zaraz obmywając swoje ciało pod prysznicem. Cholernie schudłem. Patrzyłem na swoje ciało w lustrze z obrzydzeniem. Chodzące nieszczęście z pechem. Mój los musiał pisać ktoś z wielkim wkurwem albo sadysta.
     Wyszedłem z pokoju pierwszy raz od miesiąca. Odrazu skierowałem się do salonu gdzie zastałem całą rodzinkę oglądającą film komediowy. Fuknąłem sam do siebie i w tedy Alice na mnie spojrzała , z widocznym obrzydzeniem. Zabolało. Strasznie zabolało. Czemu zmieniła aż tak bardzo nastawienie do mnie ? Pózniej zwrócił na mnie swoją uwagę Evan ale on z przeciwieństwem od mojej siostry wstał z fotela, podszedł do mnie i objął. Delikatnie, tak jakby nie chciał żebym się rozpadł, tak jakby widział moje kościste ciało pod wiszącymi na mnie ubraniami.
     — Witaj w domu, Noe — wyszeptał wprost do mojego ucha. Wtulił mnie bardziej w swoje ciało. Był taki ciepły, właśnie tego mi teraz brakowało. Aby ktoś mnie przytulił, powiedział, że będzie dobrze i obiecał, że zawsze będzie przy mnie niezależnie od tego co się stanie. — Stęskniłem się — zaśmiał się cicho i mnie puścił przyglądając się uważnie mojej reakcji z wykrzywionymi ustami tak jakby wyczekiwał aż się na niego rzucę z wyzwiskami. Ale ja nie zareagowałem. Patrzyłem na nieco bez większych uczuć. Podniosłem sztucznie kąciki moich ust a on jeszcze szerzej się uśmiechnął.
     Cofnąłem się do przedpokoju nie zwracając uwagi na matkę i ojca. Oni nie są moimi rodzicami, nie są moją rodziną. Są dla mnie nikim.
     — Gdzie idziesz ? — zapytał chłopak podchodząc do mnie.
     — Daleko od tego domu – rzuciłem niedbale. Założyłem buty i juz zaraz znajdowałem się w windzie razem z Evan'em który postanowił najwyraźniej sie do mnie przyczepić.
     Tamtego dnia do mieszkania wszedł Orion. Jestem ciekaw co takiego zrobił widząc w jakim jestem w stanie. Powiedział, że zabije każdego kto zrobi mi krzywdę. On oszalał. Nikt nie byłby zdolny do zrobienia czegoś takiego dla osoby której się właściwie nie zna. I nie zrobił. Takiego typu słowa są jedynie pustymi wyrazami.

     — Gdzie idziemy ?
     — Nie wiem.
     — Przepraszam — odezwał się po krótkiej chwili. — Nie pomogłem Ci ale nie chciałem... nie chciałem żeby ojciec traktował mnie tak jak Ciebie. — Szczerość.
     — Najlepiej żebym robił za tarczę tej rodziny. I tak słyszałem, że trzymacie się nieźle. Ej, Evan. Jak to jest komuś zabrać rodzine ? — powiedziałem nawet nie odwracając w jego strone głowy. Ale wiedziałem , nie musiałem nawet na niego patrzeć żeby wyczuć malejące się na twarzy smutek, przykrość i poczucie winy.
     — Ja nie chciałem... — mruknął wychodząc z windy a ja za nim. — Oni sami...
     — Nie musisz się tłumaczyć. To nie ty zabrałeś mi rodzine. Oni sami chcieli mieć kogoś na moje zastępstwo. Widać, że Alice bardzo cię polubiła. — chociaż mówiłem to twardym głosem w środku cały drżałem i byłem na skraju płaczu. Nienawidziłem ojca ale ja... ja nadal chce gdzieś należeć. Wiedzieć, że mam gdzie wrócić. Ale teraz nie wiem czy chce tam wracać. Nie chce.
    — Noe.. Prze-przepraszam...
    — To ja przepraszam. Wszystko zniszczyłem szesnaście lat temu. — odwróciłem się w stronę chłopaka, który w przeciwieństwie do mnie nie ukrywał tego, że jest roztrzęsiony. Znowu chciałem powiedzieć coś co najprawdopodobniej by go zraniło ale się powstrzymałem. — Wróć do domu, proszę. Powiedz, że nie wiem kiedy wrócę. Jak ktoś będzie tym zainteresowany. — mruknąłem schylając głowę w dół i idąc w strone... w stronę sierocińca Oriona. Nie wiedziałem gdzie mógłbym pójść a chciałem mu wszystko wyjaśnić. Nie przez telefon.

It's Hurts ||yaoi||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz