Rozdział 7

1K 46 5
                                    


Poniedziałek. Dzień znienawidzony przez większość ludzi, w tym mnie. Szybko odnalazłam swoją klasę i weszłam do środka. Oczy wszystkich skierowały się w moją stronę. Nienawidzę tego uczucia. Zajęłam pierwsze wolne z brzegu miejsce w drugiej ławce, miałam akurat takie szczęście, że nikt tam nie siedział. Po chwili dołączyła do nas nauczycielka. Kobieta po 40-stce z blond włosami skręconymi w kok z tyłu głowy. 

- Dzień dobry, dzień dobry. Halo tam na końcu ! Zostaw go ! 

- Dzień dobry pani profesor. -  odpowiedziało kilka osób z końca sali

- Wszyscy znamy się już ogólnie dwa lata, ale teraz dołączyła do nas nowa koleżanka. Może się przedstawisz ? - zapytała z według mnie przesadnym uśmiechem na twarzy.

- Cześć, jestem Weronika i lubię siatkówkę. - odpowiedziałam nie mogąc wymyślić nic bardziej kreatywnego

Potem bla bla bla plan lekcji, i cała reszta. Po kilku minutach do sali wpadła jak burza dziewczyna, która usiadła potem obok mnie.

- Dzień dobry pani profesor przepraszam za spóźnienie autobus mi uciekł - powiedziała zdyszana 

- Zdążyliśmy się już przyzwyczaić.

- Cześć Laura jestem - wyciągnęła w moją stronę rękę, uścisnęłam jej dłoń i odwzajemniłam uśmiech

- Werka, miło cię poznać. Wejście smoka ?

- No można tak powiedzieć, ale spoko jeszcze ze spóźnieniami się nie rozkręciłam. - puściła w moją stronę oczko co wyglądało dosyć dziwnie    

I tak w ciszy przetrwałam do końca nudnego przemówienia o nowym roku szkolnym. Nienawidzę szkoły, mówiłam już to ? Wyszłam z budynku i zaczęłam kierować się w stronę domu przeciskając między grupkami innych ludzi. Podjechało do mnie czarne auto, na które w pierwszej chwili nie zwróciłam uwagi.

- Podrzucić gdzieś panią ? 

- Oczywiście, że tak - powiedziałam wsiadając do auta - Hejka, co tu robisz ?

- A musiałem wpaść jeszcze do trenera i po prostu przejeżdżałem. A ty co rzucona w paszcze dementorów ?

- Żebyś wiedział - rzuciłam ze skwaszoną miną w stronę chłopaka - Jakimś odstresowaniem już po pierwszym dniu bym nie pogardziła.

- Odstresowanie czyli co ? Może wpadła byś na mecz ? Jutro gramy ?

- No pewnie, że tak - powiedziałam już z uśmiechem -

Podjechaliśmy właśnie pod mój dom kiedy okrutnym wręcz zrządzeniem losu przyjechali moi rodzice i wypakowywali z samochodu zakupy. Super ...

- Dzięki za podwózkę - puściłam w jego stronę oczko

 Szybko wyszłam z auta i  skierowałam się w ich stronę.

- Witaj kochanie kto to był ? - zapytała od razu mama - Chłopak ?

- No raczej nie kosmita. - opowiedziałam nie chcąc drążyć tematu. Od lawiny pytań uratował mnie dzwonek telefonu taty, że muszą jeszcze jechać na chwile do klienta. Wsiedli do samochodu i pojechali. A ja co musiała ogarnąć z trawnika zakupy. Kocham to.  

Bo życie to gra - siatkówkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz