Początek będzie naprawdę nudnawy, lecz na późniejsze rozdziały mam większe plany.
- No i co? - zapytałem mojego brata przyrodniego, gdy staliśmy przed szkołą.
- No i to, że masz nie psuć mi życia. Nie przyznawaj się do mnie, ja nie przyznaję się do ciebie. Jasne? - odparł.
- Jasne - prychnąłem obojętnie. Nigdy nikt mnie nie chciał. Ludzie zawsze nie zwracali na mnie uwagi, więc się do tego przyzwyczaiłem. I zniknąłem.
- Z daleka - Wyznaczył przestrzeń między nami. I tak nie miałem zamiaru za nim chodzić. Arogant.
Poprawiłem niedbale plecak i ruszyłem w stronę domu. Bezmózgi ćwiczyli pewnie teraz na jakieś zawody. Kroki stawiałem pewne, wzrok natomiast wbijałem w stopy. Miałem naprawdę silny charakter, lecz przez to, co spotkało mnie w życiu stałem się nieczuły.
Z oddali usłyszałem piski... pierwsze, co przyszło mi na myśl to bójka między dziewczynami.
Pewnie jedna złamała drugiej paznokieć. Zaśmiałem się pod nosem i lekko uśmiechnąłem. Nie przestawałem iść. Póki nie usłyszałem, czego naprawdę dotyczy kłótnia.
Szybkim krokiem zawróciłem i dotarłem do dwójki... koleżanek. Wokoło stały gapiące się bezmózgi.- Puść mnie! - głos jednej z nich rozpoznałem.
Sytuacja nie wyglądała najlepiej. Tleniona blondynka szamotała się z obezwładnioną szatynką. Westchnąłem i przewróciłem oczami. Przedarłem się przez nastolatków. Chwyciłem blondynkę za ramiona i z niewielkim użyciem siły, ściągnąłem z drugiej dziewczyny.
- Zostaw mnie, wielkoludzie! - krzyknęła, próbując się wyrwać. Mierzyłem metr osiemdziesiąt siedem. Byłem tylko nieznacznie wyższy od pozostałych chłopaków.
Puściłem szarpiącą się dziewczynę. Ona otrzepała ramiona, poprawiła włosy i wzięła swoją różową torebkę.
- Phi! Za kogo ty się uważasz?! - krzyknęła, patrząc mi prosto w oczy.
- A ty? - odparłem. - To nie ja rzuciłem się na dziew...
- Nie wiesz o co chodziło! Nie mieszaj się! - przerwała mi. Naburmuszyła się i odeszła, tupiąc przy tym nogami oraz wysoko unosząc głowę.
Nabuzowany hormonami tłum odszedł. Z niechęcią podałem dziewczynie dłoń i pomogłem wstać. Cały czas starałem się na nią nie spoglądać.
- D... Dzięki - uśmiechnęła się i otarła jedną łzę. Przyglądałem się temu bez emocji.
- To o co poszło? - zapytałem po chwili.
- To była Angel. Ona uwielbia rozwiązywać wszystko przemocą - zaśmiała się. - Mogę wrócić z tobą?
- Czemu nie? - odparłem, wzruszając ramionami. - Gdzie mieszkasz?
- Niedaleko Farmy R & J - odparła z rosnącym uśmiechem. - A ty?
- Też niedaleko - byłem oszczędny w słowach. - Nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Ach, no tak - podrapała się po karku w geście zdezorientowania. - Angel myślała, że ukradłam jej smartfona. Nie zrobiłam tego.
- Aha - odparłem. Naprawdę byłem oszczędny w słowach.
- Co cię tu sprowadza? - zapytała - Bo wiesz, mało osób lubi deszczowe miasteczka.
- Matka chciała odpocząć od miejskiego stylu życia - Na wspomnienie mojej zastępczej matki, kąciki ust nieznacznie się uniosły.
- Farbowałeś włosy? - zapytała po chwili, wpatrując się w moje białe z czarnymi pasemkami włosy.
- Nie, taki się urodziłem - odpowiedziałem, drapiąc się po podbródku.
- To tu - Wskazała na malutki domeczek, ze zniszczoną farbą i zerwanymi zasłonami. - Do jutra! Tak w ogóle, to jestem Sarah - Posłała mi szczery uśmiech.
Jak można być tak wesołym?
***
- Poznałeś już jakichś znajomych? - Amanda powitała mnie w progu drzwi.- Tak - powiedziałem i odłożyłem plecak. - Chyba się przejdę, zwiedzę okolice.
- Jasne, kochanie - Była szczęśliwa. Myślała, że stałem się jednym z "normalnych". Że w końcu złapałem dobry kontakt z innymi.
Wyszedłem i udałem się do małego lasku, który znajdował się trochę dalej. Usłyszałem krzyk.
- Salvein! Ukatrupię cię! - Ujrzałem, jak w moją stronę biegnie rudzielec. John.
Stałem w bezruchu. Na mojej twarzy nie widniały emocje. Gdybym chciał, mógłbym mu coś zrobić. I sprawiłoby mi to przyjemność. Ale nie chciałem być taki, jak Perry.
- Czego chcesz? - John zaczął spowalniać.Nie odpowiedział. Gdy znalazł się wystarczająco blisko, pchnął mnie do tyłu i uderzył w nos. Nie broniłem się. Czekałem, aż skończy. Rzucił się na mnie i zaczął okładać pięściami. To cholernie bolało, ale postanowiłem to przetrwać. Prawy sierpowy, lewy sierpowy. Przeciwnik od dawna leżał. Tym leżącym byłem ja.
Okładał mnie dalej. Nagle złapał za moje włosy i uniósł lekko głowę.- A to za to, że dobierałeś się do Angel! - krzyknął, po czym walnął moją głową o asfalt. - O mój Boże...
Słyszałem tylko, jak uciekał. Poczułem tę woń, która mówiła, że cały asfalt wokół mojej głowy był zakrwawiony. Na głowie miałem poważną ranę. Podniosłem się i wyplułem krew. Znów upadłem. Nie potrafiłem wstać. Zostałem na ulicy, dławiąc się własną krwią i zwijając z bólu.
Podparłem się, a wszystko zaczęło się zamazywać.- Nie, nie teraz - szepnąłem i spróbowałem wstać.
Udało się. Nie mogłem wrócić w takim stanie do domu. Chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę jakiejś ścieżki, czekając na uspokojenie. Wszystko mnie bolało, a głowa pulsowała. W ustach poczułem kolejną dawkę dziwnego smaku. Splunąłem. Krew.
Chciałem znaleźć coś, co mi pomoże. Nagle dostałem wiadomość. Odczytałem ją prędko.Amanda: Skarbie, jadę do sklepu z Adamem. Wrócimy za godzinę.
Zawróciłem w stronę domu. Mogłem tam spokojnie opatrzyć rany.
Witajcie ponownie.
Rozdział trochę nudny, ale to dopiero początek. Na razie nie ma większych zagadek, ani nic, następny rozdział pewnie też taki będzie - ale, bohater musi nawiązać najpierw jakieś konkretne relacje. Potem już będzie "z górki".
CZYTASZ
Tenebris
Fantasy"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia" Krzyknął. Rzucił nią o ścianę. Skuliłem się i z kąta pokoju obserwowałem. Zgrzyt. Pisk. Jęk. Rubinowa ciecz spływała powoli po tej samej ścianie. Lecz Jej już tam nie było. Widziałem tylko...