[3]

24 3 2
                                    

Drzwi trzasnęły z hukiem, natomiast ja szybko trafiłem do łazienki.
Przyjrzałem się swemu odbiciu w lustrze. Momentalnie cofnąłem się, przez co uderzyłem o prysznic.

- Ale... jak? - wymamrotałem.

Dotykałem skóry w miejscu rany. Poprawka; w miejscu, w którym powinna być rana. A właśnie, jej tam nie było. Źrenice automatycznie rozszerzyły się. Stałem w bezruchu, przyglądając się swemu odbiciu w lustrze. Oddychałem dość płytko.

Zakrwawioną koszulę wyrzuciłem, a włosy postanowiłem umyć. Nie chciałem, by Amanda ponownie zamartwiała się. Zacisnąłem mocno ręce na umywalce i przygryzłem wargę. Co ta gówniara mu powiedziała?
Że się do niej dobierałem?

- Ech! - Strąciłem dłonią pastę do zębów i wyszedłem.

Po raz pierwszy pojawiły się u mnie tak silne emocje. Co stało się z moją raną? Dlaczego zniknęła?
Wątpiłem w to, że John był
inteligentny... jednak brak obrażeń zauważyłby na pewno. Postanowiłem opatrzyć "ranę", gdy tylko miałem udać się do szkoły.
***

Westchnąłem ciężko i na krótszą chwilę przymknąłem powieki. Ten budynek. Szkoła.

- Hej! - Zauważyłem, jak Sarah pędziła w moją stronę. Chyba myślała, że zostaliśmy przyjaciółmi.
Skinąłem głową.

- Jejku, ale ty strasznie mało mówisz. - Ruszyła za mną w kierunku szkoły.

- Wiem - odparłem. Nikt nie potrafił do mnie dotrzeć, czy też mnie "rozgryźć", więc dali sobie spokój. - Sarah? - zapytałem nagle, unosząc lekko brwi. Chciałem poznać nazwisko dziewczyny.

- Mhm? - Spojrzała na mnie, po czym szybko spuściła wzrok. - Aa, Way. Sarah Way.

- Aha - wymamrotałem.

Gdy weszliśmy do piekła, powitały nas zaciekawione spojrzenia innych uczniów.

- A, właśnie... - zaczęła, wskazując na czoło - co się stało?

- Bójka. Między chłopakami. Rozumiesz - odparłem.

Sarah przygryzła wargę i delikatnie pokiwała głową. Szliśmy spokojnie, jednak na drodze stanął mi Nathan.

- Och, czyżby Pan Twardy i Jąkała znaleźli wspólny język? - Uniósł jednoznacznie brwi.

- A... Ale... - zaczęła "Jąkała".

- Odejdź - rozkazałem dziewczynie. Gdy to zrobiła, przewróciłem oczami. - Co tym razem?

- Ładnie to tak? Dobierać się do czyichś kobiet? - Na słowo "kobiet" parsknąłem śmiechem. Przyglądały nam się trzy żmije, dwie, których nie znałem i Angel.

- Bynajmniej - odparłem, czekając na jego reakcję.

- Czyli się przyznajesz?! - wykrzyknął i uniósł pięść. Najpierw pomyślałem, że żartował. Jednak mina mówiła co innego.

- "Bynajmniej" to zaprzeczenie, idioto - powiedziałem. Pozostawałem bezuczuciowy.

- To niczego nie zmienia! - Uniósł palec. Zawisł gdzieś pomiędzy moimi oczami.
Odsunąłem się i uniosłem głowę.

- Wiele zmienia. - Mogłem kłócić się tak godzinami. To było zabawne. Nie zamierzałem im się tłumaczyć.

- Nie żyjesz! - wykrzyknął i pchnął mnie na szafki. Wokoło nas znalazło się pełno zaciekawionych uczniów. W tym trzy winne.

Uderzyłem o szafki z taką siłą, że jedna z nich została lekko wygięta. Uśmiechnąłem się szyderczo. Zaczynałem się zmieniać, bardzo powoli. Przynajmniej nie byłem już tym strachliwym chłopaczkiem zafascynowanym śmiercią.

- Tylko na tyle cię stać? - Pogrywałem z nim.
Widziałem niezadowolenie w jego oczach i determinację. On naprawdę chciał mnie pobić.

Rzucił się w moim kierunku, ale w porę odskoczyłem. Wpadł na szafki z hukiem. Ludzie zaczęli uśmiechać się i szeptać.

- John! Daniel! - zawołał i uśmiechnął się.

Nagle za mną pojawiło się tych dwóch sługusów i złapali mnie za ramiona. Nie protestowałem.

- Nauczymy cię teraz, nowy, kto rządzi w tej budzie - rzekł i odeszliśmy w stronę łazienek.

Męska toaleta była dość zadbana. Na lustrach widniały napisy, które powinny zostać ocenzurowane. Podobnie, jak niektóre rysunki.

- Puśćcie go - rozkazał. Stałem już bez pomocy tej dwójki i chłodnym wzrokiem przeszywałem Nathan'a. Wzdrygnął się.
Złapał mnie za kark i jednym kopem otworzył drugą toaletę.

- Co powiesz na... małe czyszczenie? - zapytał z dziwnym uśmiechem.

Mierzyłem go tym samym, obojętnym wzrokiem. Westchnąłem.

- Rób, co musisz - wypowiedziałem z nutką sarkazmu. Jedynym powodem, dla którego oni wszyscy jeszcze żyli, było utrzymanie samokontroli.

Chłopak kopnął mnie i wpadłem do środka. Wskazał na kolana, więc klęknąłem. Złapał za moje włosy i jednym ruchem zanurzył moją głowę w toalecie. Zacząłem się lekko szamotać i gdy odpuścił, odetchnąłem z ulgą. Ponownie złapał mnie za włosy. Tym razem stanął wraz ze mną przed lustrem.

- Widzisz, jak pięknie wyglądasz? - powiedział i pchnął mnie na umywalkę. Potem znów złapał za czuprynę i walnął moją głową w lustro.

Kawałki szkła posypały się dosłownie wszędzie. Jakimś cudem, w mojej skórze nie było żadnego. Chyba.

- Podobało się? - dodał i na zakończenie rzucił mną na podłogę. Upadłem na przedramiona. Krople wody z sedesu lądowały na ziemi.

- To... nie było właściwe... - wymamrotałem.

Oni wyszli, śmiejąc się bardzo głośno. Zostawili mnie na wpół przytomnego. Ciekawe, ile jeszcze takich akcji musiało się odbyć.

Nagle do łazienki wbiegła przerażona Sarah.

- Seth? - Dotknęła rany na mojej głowie. - Idę po nauczyciela.

- Nie... zostań. - Nie chciałem, żeby nauczyciel był świadkiem gojącej się rany.

- Co? - Zamrugała zdezorientowana dziewczyna. - Nie mogę tak cię zostawić! Zobacz! Masz na sobie krew!

Wstała, by odejść. W odpowiedniej chwili szarpnąłem ją za dłoń i przyciągnąłem do siebie.

- Nie idziesz - powiedziałem stanowczo. Ścisnąłem ją mocniej, żeby nie potrafiła się wyrwać.

- To jak umrzesz z powodu zakażenia, nie będzie to moja wina - prychnęła.

Hej!
I jak się podobało? Komentarze i głosy dodają mi więcej pewności siebie w pisaniu. A za komenatrze bardzo Wam dziękuję, ciepło się robi na sercu, gdy tak je czytam ^^

TenebrisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz