Rozdział XV

19 3 0
                                    

Mimo napiętej atmosfery, którą można było ciąć nożem, wiedziałam, że muszę być opanowana... Chociaż gdyby nie ten blat pewnie padłabym na ziemię. Patrzyłam na niego i co widziałam? Złość, agresję, cień smutku, ból.... Gdzie ta miłość rzekoma, którą tak mnie darzył? Nie ma nic. Jest pustka...

- Powiedz coś! - wrzasnął, a każdy jego krzyk był dla mnie ciosem w moje małe serce, które pierwszy raz pokochało.
- Wiesz, że... - zaczęłam opanowana w stu jeden procentach, nie miałabym siły na krzyk, bo nic nie da się nim załatwić - poświęcałam Ci tyle ile tylko mogłam, dopiero co dostałam pracę, nie mogłam odkładać zleceń. Byłam cały czas między Tobą, a pracą. Sam dobrze wiesz, że znaczysz dla mnie wiele.
- Hahaha - zaśmiał się dziwnie odchylając głowę do tyłu - i może frytki do tego? - zapytał sarkastycznie.
- Jak możesz ! - krzyknelam. - dlaczego mi nie wierzysz?
- Bo to nie pierwszy raz kiedy o Tobie coś takiego słyszę - krzyknął w moją stronę.
- Darek..! Mam dość tych niepewności! - złość we mnie rosła. Nadszedł czas na poważną decyzję: Wybieraj: ja czy on! - zapytałam spokojniej będąc jednak pełna nadziei, a złość opuściła mnie całkiem.
- Dobra! Sama tego chciałaś ! Wybieram jego! - krzyknął oddalając się. - Odchodzę!
- Ej Darek! - zawołałam, a on się zatrzymał i odwrócił. .. Został ból, tak, to było widać - to twój dom, więc to ja wychodzę - powiedziałam i złapałam za klamkę drzwi wyjściowych, odwróciłam się ostatni raz w jego kierunku - Pierwszy raz pokochałam kogoś szczerze, ale... Nie jestem tu mile widziana... - po tych słowach wyszłam z domu kierując się do ogrodu aby pożegnać się z rodzicami Darka.

Byli tak samo zaskoczeni jak ja.
- Przecież on świata poza tobą nie widział - powiedział jego ojciec.
- Ale zaufania do mnie nie ma, wierzy w każdą głupotę, którą mu o mnie powiedzą...
- Odwieźć cię?
- Nie, naprawdę nie trzeba, dziękuję. Potrzebuję spaceru - uśmiechnęłam się.
Mocno mnie przytulili. Wiedziałam, że nie chcieli rozstania tak jak ja. Poczułam się dużo lepiej, wiedząc, że ktoś mi ufa.

Wyszłam z ich posesji. Szłam piechotą do domu. Tak, tego potrzebowałam - spokój. Wtedy zaczęło do mnie docierać co się stało. Serce rozpadło się w drobny mak. Nie warto nawet sklejać, bo kawałków wszystkich się nie znajdzie.
Czy płakałam?
Nie.
Było mi szkoda straconego czasu?
Nie.
Czy myślałam :"czemu akurat mnie to spotkało"?
Nie.
Nie żałuję ani jednej chwili z nim spędzonej. Dlaczego? Bo zawsze było super, prawie 1.5 roku życia w bajce, tylko zakończenie inne.

Szłam droga polną rozglądając się w około na pola i lasy.

Nie można płakać, bo co mi to da? "Stało się co miało stać, los widać tak już chce...." Śpiewali w bajce "Droga do El Dorado".

Uśmiechnęłam się do siebie.
- Tak miało być - powiedziałam głośno. - Aleks, życie jest piękne, nikt nie obiecał, że będzie łatwo - zaśmiałam się na swoje słowa. - Masz prawdziwych przyjaciół koło siebie. Czy to nie jest najważniejsze w życiu, żeby mieć dla kogo żyć? No a jak!

Doszłam do domu, nikt o nic nie pytał. Jutro im wszystko opowiem, tak będzie najlepiej. Wzięłam prysznic i położyłam się spać.

Fakt, przez następne dni brakowało mi rozmów z Darkiem, ale powoli zajęłam się pracą i nie miałam czasu myśleć.

Idąc do szkoły w środę na jednej z ulic zauważyłam Szymona. Taaak... Szedł akurat w moim kierunku, a ja szłam w jego, niestety do mojej szkoły jest tylko jedna droga. Kiedy już się mijaliśmy od złapał mnie za łokieć i odwrócił całą siłą do siebie i śmiejąc mi się sarkastycznie i z triumfem w oczach powiedział mi prosto w twarz:
- Widzisz piękna? Powiedziałem, że wygram tę wojnę.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam z kamiennym wyrazem twarzy jakby mnie to nie bolało.
- Bo nigdy Cię nie lubiłem - powiedział że złością - zabrałaś mi go, widział tylko Ciebie, dla mnie nie miał czasu. Jeśli o kimś mówił, to zawsze byłaś ty. Specjalnie dla Ciebie zaczął o siebie dbać. Wszystko tylko :"Aleks", "dla Aleks", "bo Aleks"... No ja pierdole-krzyknął - Jak tak można?
- Aale - to o to chodziło - czemu normalnie mi tego nie powiedziałeś tylko wszystko mi, sorry NAM zniszczyłeś? - zapytałam.
- Bo tak było zabawnej - zaśmiał się sarkastycznie. - A ty? Czemu się nie denerwujesz? - zapytał zdziwiony - Czemu kurwa nie jesteś zła? - wrzasnął, potrzasając mną.
- Opanuj się Szymon - powiedziałam spokojnie - nie masz prawa na mnie krzyczeć... - dodałam patrząc mu prosto w jego wściekłe oczy.
- Ty...!
- Ej... - przerwałam mu - Nie skończyłam mówić. - A w nim się gotowało i coraz mocniej ściskał moją rękę - Może i teraz wygrałeś, ale nie martw się. Ja nie mam zamiaru się denerwować przez takiego kretyna jak ty. Za dużo już złego w życiu i mnie spotkało, żeby się przejmować Tobą. Nie zapominaj, że zraniłeś też twojego najlepszego przyjaciela i to TY musisz z tym żyć. - powiedziałam wskazując palcem na niego - Miłego życia ze świadomością, że zniszczyłeś szczęście przyjaciela. - powiedziałam, wyrywając się z jego uścisku i zostawiając go bez słowa.

Po dłuższej chwili zawołał za mną słabo, jakby sam nie wierzył w to co mówi. - Jeszcze zniszczę Ci życie, to będzie Twoje piekło na ziemi.

Kiedy doszłam do szkoły okazało się, że jestem spóźniona z 10 minut na wf. Poleciałam szybko się przebrać i kiedy wpadłam na salę wfistka zawołała mnie do siebie. Nigdy nie miała wątów jeśli się ktoś spóźniał...
- Co ci się w rękę stało? - zapytała. I dopiero wtedy zauważyłam wielki siniak.
- Uderzyłam się, to nic takiego proszę Pani.
- Hm... - niezbyt dała się przekonać - Dobra Barbie, leć do reszty. - zawsze tak na mnie mówiła i wiedziałam, że będzie mnie teraz bacznie obserwować. Jedyne na co się cieszyłam to moje zajęcia artystyczne. To nimi żyłam od weekendu do środy i od środy do piątku. I teraz potrzebowałam moich przyjaciół i trochę radości z dala od problemów.

Kochasz Czy Nie Kochasz...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz