Szłam przez ciemną ulicę, a na samym końcu pod latarnią zauważyłam znaną mi już dobrze sylwetkę... Darek!! Kiedy byłam już bliżej zauważyłam że się promienie do mnie uśmiecha, przytulił mnie mocno na przywitanie.
- Hej Mała, gdzie to od tej porze się włóczysz po wsi? - zapytał z uśmiechem.
- Idę do Domi - powiedziałam-nocuję u niej.
- Oj, szkoda - powiedział lekko smutny - nie przepada za mną niestety.
- Eeee nieprawda, lubi cię
- Ttaaak jak rolnik stonkę - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
- Tylko pamiętaj - pogroził mi- nie obgadujcie mnie tam za bardzo
- Tak wieem...
- chodź Alex - objął mnie ramieniem - odprowadze cie.I tak sobie szliśmy przez długi czas non stop o czymś rozmawiając. Jest naprawdę kochany. Co ja bym bez niego zrobiła..?
Zatrzymaliśmy się pod domem Domi.- Mogę jutro wpaść? - zapytał
- Jeszcze pytasz? No oczywiście
- Ale jutro będzie brzydka pogoda
- pff-fuknełam - nie znasz się
- To co? - zapytał z uśmiechem - może mały zakładzik?
- Dobra, sam tego chciałeś - powiedziałam bez namysłu - ale nie zakładaj się że mną, bo ja zawsze wygrywam.
- Zaryzykuje - a więc... Jeśli wygram to dostanę buziaka a jeśli przegram to... Też dostanę buziaka
-Eeej- krzyknelam - to jest bez sensu przecież, tak czy siak wygrasz
-Trzeba było się nie zakładać - odpowiedział jak małe dziecko poczym zaczęliśmy się śmiać. Chwilę później zadzwonił telefon. Odebrał.
- Tak już wracam, jestem prawie koło domu. Będę. - i się rozlaczyl - muszę lecieć bo inaczej tata mnie powiesi - powiedział smutno. - Do zobaczenia jutro - mocno mnie przytulił i na dość długą chwilę - jesteś naprawdę kochana, wiesz? - powiedział
- Niee nie wiem - zaśmiałam się - Dobra leć już i daj znać jak będziesz w domu.
Wsiadł na rower i pognał przed siebie, ale zanim zniknął pomachał mi na pożegnanie.-Wariat - pomyślałam w duchu - no ale kochany wariat.
Poczym weszłam do domu Domi tylnym wejściem które specjalnie dla mnie zostało otwarte. Chciałam wejść po cichu żeby nikogo nie obudzić, no ale jak to zwykle bywa... Kiedy się chce przejść niezauważonym robi się największy hałas. Ledwo zamknęłam zs sobą drzwi, obrociłam się, chciałam zrobić krok do przodu i padłam na ziemię...
Taaa... Gdyby był konkurs na pierdołę to zajęłabym drugie miejsce... A dlaczego? No bo ze mnie taka pierdoła.
Jak się okazało runęłam przez swoje własne buty. Oryginalne wiem o tym. Ale niezastanawiając się dłużej pozbierałam poobijaną siebie i pobiegłam cicho po schodach do Domi, ona już stała w drzwiach wkurzona jak osa...
- Aleks - zaczęła całkowicie spokojnie - wyszłaś ode mnie 3 godziny TEMU! - krzykneła - czy ty do sklepu jechałaś po ciuchy na drugi koniec Polski?- Domi, to nie tak, nie złość się - co ją jeszcze bardziej wkurzyło, bo nieważne co by się nie działo zawsze mój głos jest opanowany i spokojny, ja z resztą też - spotkałam po drodze Darka i...
- i ja jeszcze nie wiem nic? - przerwała mi - gadaj! NIE, albo nie poczekaj!
Zbiegła po schodach na dół do kuchni, a mój telefon powiadomił mnie o nowej wiadomości, tak dojechał bezpiecznie - to dobrze... i chwilę później wróciła do mnie Domi z wielką tacą, na której była Coca-Cola, chipsy, pop corn i ciastka czekoladowe.
- No - powiedziała zadowolona - teraz mów.
Nic mi nie zostało jak opowiedzieć jej wszystko co się działo parę chwil wcześniej. A potem moja towarzyszka zaczęła wyjeżdżać mi z różnymi płytkami o różnych ludziach. No... Nie lubię plotek, fakt faktem wiem wszystko o wszystkich, ale zawsze mam tylko sprawdzone info reszta jest dla mnie bez znaczenia.
Nie obyło się bez komentarza o Darku.
- Aleks wiesz, że cię uwielbiam, ale mówię ci szczerze uważaj na siebie... - powiedziała z troską - nie chce żebyś cierpiała.
-Nigdy nie wiadomo co przyniesie los, najwyżejsze żeby się nie przywiązywać dopóki nie jesteś pewna że to ten ważny dla Ciebie człowiek. - powiedziałam wyniośle jakbym głosiła coś bardzo poważnego całemu światu.
- Normalnie Amerykę odkryłaś - zaśmiała się z mojej powagi. Poczym obie ryknełyśmy niepohamowaną głupawką śmiechową. I z uśmiechem na twarzy zasnełyśmy.- DZIEWCZYNY!!! - krzyknęła mama Domi - śniadanie na stole
- No... Aaaa... Chyba nie... Aaa - powiedziała między ziewnięciami Domi- śniadanie w środku nocy..? Kto o tym słyszał...?
- Obstawiam, że Ciocia - tak nazywam mamę Domi-to ona nas budzi... A tak serio to która jest?
Domi spojrzała na sufit - ma zegarek który na suficie laserowo wyświetla godzinę.
- Będziesz zgadywać czy ci powiedzieć? - zapytała zaspanym głosem.
- Pf... Zgaduje - powiedziałam z trudem - Czyżby... 5.28? Nie! 5.29!
- Bingo moja droga - zaśmiała się. - a teraz pomyśl, że ja tak mam codziennie...Ciocia dziennie wstaje tak wcześnie, bo zawsze idzie z rana kury wypuścić i je nakarmić. Jeśli tam jestem zawsze idę jej pomóc z Domi...
- Dobra, ruszamy dupy i za 15 minut wracamy spać, zgoda? - zapytałam.
- No to czas, start! - zawołała.Niestety nasze tempo było tak zawrotne, że nawet ślimak byłby szybszy... No ale zeszłyśmy na dół, zjadłyśmy i poszłyśmy nasypać ziarna dla kur... Kilkanaście minut później byłyśmy już w łóżku... I zasnełyśmy.
Obudziłam się koło 11.00, bo dostałam SMSa od Darka... Ma pilny wyjazd do rodziny, ktoś zmarł i jadą na pogrzeb... No trudno. Różnie bywa w życiu... Niech jedzie, ja tu nie mam nic do gadania.
Oj... Chyba będę miała grypę... Coś mnie bierze, czuję to....
Kiedy udało mi się dobudzić drugiego śpiocha pożegnałam się i wróciłam do siebie... Ale niestety do łóżka z herbatą, husteczkami i lekarstwami... No to jakiś tydzień mam z głowy.
8 marca
Jakoś się podleczyłam, ale nadal jestem bardzo słaba... Ledwo żywa, w szlafroku i tornadem na głowie zeszłam na śniadanie... Dzień jak co dzień. Przez te chorobę całkiem zapomniałam o dzisiejszym święcie... Z resztą kogo chorego i śpiącego całymi dniami to obchodzi? No właśnie...
Z rodziną zjadłam śniadanie i chwilę później rozległ się dzwonek domofonu.
- Aleks, spodziewasz się kogoś-zapytała patrząc na mnie, ale widząc, że pytanie było głupie (przecież w takim stanie gości nie będę przyjmować - Dobra, odbiorę...
Po krótkiej wymianie zdań z owym gościem przez domofon i otworzeniu mu furtki do podwórka, zapytała mnie z nutką zdziwienia w głosie:
- Znasz jakiegoś Szymona? - CO ? Zrobiłam błyskawiczny przegląd moich znajomych... Nie znam nikogo o takim imieniu... Popatrzyłam na mamę pytająco.... - Zobacz do okna, może skojarzysz po wyglądzie... - dodała.
Podeszłam do okna, a mama zawołała za mną:
- I co? - zapytała - kto to?
- Mamo.....-powiedziałam, ze zdziwieniem i strachem w oczach- ja go nie znam!
CZYTASZ
Kochasz Czy Nie Kochasz...?
Novela Juvenil- Jak możesz ! - krzyknelam. - dlaczego mi nie wierzysz? - Bo to nie pierwszy raz kiedy o Tobie coś takiego słyszę - krzyknął w moją stronę. - Darek..! Mam dość tych niepewności! - złość we mnie rosła. Nadszedł czas na poważną decyzję - Wybie...