Rozdział XII

19 4 0
                                    

-Moment... - zaczynało do mnie docierać - Jak to TU był?

- No a co ty myślałaś - zapytała Dajana- że on z GPSem przypiętym do roweru przyjechał?
- No nie... - zaczęłam zdziwiona - ale...
- ALEKS! - wrzasneła, że aż podskoczyłam - ZIEMIA! On tu był przyjaciółko moja, stał tu na końcu ulicy i czekał na Szymona. Gdybyś widziała jego radość jak mu opowiadał Szymon, że byłaś zaskoczona... Myślałam, że odleci ze szczęścia - powiedziała z lekkim uśmiechem. - on cię kocha Aleks... KOCHA - krzyknęła.
- No to niemożliwe - powiedziałam z niedowierzaniem - ON? Taki przystojniak i ja? Niee...
- Oj weź się zamknij - wkurzyła się. - Chodź, nauczę cie Cup Song.

I do samego wieczoru ubaw miałyśmy po pachy. Ale trzeba było się zbierać.
Kiedy przyszłam do domu, zadzwonił ktoś do drzwi. Mama poszła otworzyć.

- Aleks, ktoś do ciebie - powiedziała radośnie mama.
- O tej porze kogo tu niesie? - pomyślałam. W drzwiach zobaczyłam dobrze znaną mi osobę.
-Darek? Co ty tu robisz? - zapytałam.
- Pani Weroniko-zwrócił się do mojej mamy tym promiennym uśmiechem - mogę porwać córkę na imprezę?
- Ja nie mam nic przeciwko, tata pewnie też nie - powiedziała - jasne, tylko pamiętaj - pogroziła mu z uśmiechem - ma wrócić cała i zdrowa do domu.
- No oczywiście - odparł - Ale chyba tak nie pójdziesz? - zwrócił się do mnie.
- Już się przebieram - powiedziałam i szybko zniknęłam.

Pobiegłam do pokoju, otworzyłam szafę i... Już wiedziałam co ubiorę.
- Oj nie - pomyślałam - świrować nie będę. Ubiorę się normalnie, bez cudów. Trzeba być sobą. - z tą myślą ubrałam tunikę w koralowym kolorze i do tego białe jeansy. - No i super. - pobiegłam na dół, pożegnałam z rodzicami i poszliśmy.

- Zaskoczyłem cie bardzo tymi różami? - zapytał.
- Tego się naprawdę nie spodziewałam... Dziękuję - dostał buziaka. - jesteś najlepszy.
- No staram się jak tylko mogę - uśmiechnął się.
- Wiesz, że zawsze potrafisz mnie zaskoczyć? - powiedziałam - nigdy nie wiem, czego mogę się spodziewać.
- Staram się jak tylko mogę - powiedział z wielkim uśmiechem na ustach - uwielbiam kiedy się uśmiechasz jak jesteś zaskoczona. To dla mnie największa radocha i od razu cieszę się razem z Tobą - poczym mocno mnie przytulił. - Nie chcę cię stracić, nigdy. Jesteś dla mnie wszystkim - i mocno mnie pocałował. - Wiesz co? Chce ci się iść nadal na imprezę? - zapytał.
- Proszę, zaskocz mnie - odpowiedziałam.
- Chodź - i pociągnął mnie w ciemności.

Przeszliśmy całą okolicę na piechotę... Nie wiem ile kilometrów mogliśmy zrobić, ale kogo to obchodzi..? Nie ważne jak długo się idzie, bo najważniejsze jest z kim się te drogę przemierza. Dopiero teraz, zupełnie niespiesząc się zaczęłam zauważać detale, na które w dziennym biegu Bóg wie za czym nie mam czasu. Tutaj jak się okazało wisiała przewieszona przez gałąź huśtawka, nieco dalej płynął sobie szumiący strumyk, gdzieś za drzewem było słychać sowę... Po kilku godzinach chodzenia usiedliśmy na trawie, zdala od ludzi. Patrzyliśmy w czyste niebo, na którym było widać gwiazdy, księżyc świecił nad nami i właśnie wtedy zobaczyliśmy dwa nietoperze, które przelatywały przed ksiezycem tworząc cień.

- Czemu na co dzień nie mamy na to czasu? - zapytałam
- Bo wiecznie się spieszymy... - odpowiedział - Tylko... po co?
- Znacznie częściej powinnam znaleźć taką chwilę spokoju. Od razu człowiek inaczej się czuje. Zdala od problemów, kłopotów, nienawiści innych ludzi. Liczy się tu i teraz.
- Obiecuję - powiedział odwracając się do mnie - że jeszcze to nie raz powtórzymy.
- Nie obiecuj niczego, czego możesz nie dotrzymać - "pogrozilam" mu.
- Tego akurat dotrzymam.
- Wiesz, że przeważnie jak coś komuś obiecujemy to wredny los robi wszystko, aby to się nie udało? - zapytałam.
- Tak, wiem-rzekł - to przykre. Ale ty wiem, że będzie inaczej - popatrzył mo głęboko w oczy - pora się zbierać... Obiecałem cię dostarczyć do domu. - wstał, ukłonił się udając poważnego - Panno Aleksandro, czy uczyni mi Pani ten zaszczyt i pozwoli się odprowadzić?
- No jakże mogłabym odmówić - odpowiedziałam śmiejąc się przy tym, a mój towarzysz mi zawtórował.

Wracaliśmy, przed nami był jeszcze kawał drogi, ale zleciało bardzo szybko. Już koło 23.00 byłam w domu. Wzięłam gorącą kąpiel w płynie kokosowym, przebrałam się, położyłam się zmęczona spać, podłączyłam telefon do ładowarki napisałam jeszcze do Darka, że bardzo dziękuję za wspaniały wieczór i że życzę dobrej nocy. Ledwo wysłałam, dostałam się do łóżka i zanim wdrapałam się na nie... Zasnęłam śniąc o minionych wydarzeniach.

Koło 4.00 rano zaczął drzeć się mój kochany telefon...

- No chyba komuś się strefy czasowe pomyliły- mruknęłam ledwo żywa sama do siebie.
Nie chciało mi się odebrać. Liczyłam na to,że to tylko sen, ale sygnał nie ustawał... Dogramoliłam się do telefonu... Numer nieznany.

- Kogo przywiało? - pomyślałam -i co chce ode mnie o 4.00 rano? No nic...

Odebrałam.

- Halo?
- Noe udajwaj, że nje weż kto zwoni-uslyszałam w telefonie.
- Przepraszam - powiedziałam - z kim rozmawiam? - zapytałam, bo nie mogłam rozpoznać głosu .
- Sicho, Aleks! - wrzasnął Głos - Darek est mój i odpierddol sie od niego, syszysz?!

W tamtej chwili rozpoznałam Tajemniczy Głos i już wiedziałam kto zadzwonił... No chyba to jakiś kiepski żart...!

Kochasz Czy Nie Kochasz...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz