Rozdział 23

430 41 11
                                    

Pospiesznie zbiegłam ze schodów. Drzwi do mieszkania się otwarły i wszedł ojciec. Zszokowany spojrzał na Yixinga leżącego na ziemi.

— Ja przepraszam... — zaczęłam zmartwiona całkowicie.

— To nie twoja wina — wysyczał przez zaciśnięte zęby Chińczyk. — Nie przejmuj się, zaraz wstanę i wyjdę.

Spróbował się podnieść opierając o ścianę. Jednak gdy chciał stanąć na nogach, widać było po jego mimice, że przeszył go okropny ból i upadł na kolana. Tata podbiegł go podnieść.

— Co się stało? — zapytał.

— Upadł ze schodów — wyjaśniłam zalęknionym głosem.

— To pewnie złamanie czy coś — zasugerował ojciec. — Musimy podjechać do szpitala. Obejrzą to. Weźmiemy taksówkę, bo ja piłem piwo.

— Nie trzeba. Zaraz przejdzie — protestował Lay.

— Jakoś mi się nie wydaje, młody człowieku.

— Przepraszam pana za kłopot w takim razie — dodał.

— Żaden kłopot. Amelia zadzwoń po taksówkę. Ja go na chwilę posadzę na krześle — powiedział bez wahania tata.

— Dobrze — szepnęłam i posłusznie znalazłam w kontaktach numer na taksówkę.

Postanowiłam potem ubrać buty Lay'owi, starałam się być delikatna, by nic nie naruszyć.

— Dziękuję — zwrócił się cicho do mnie.

— Nie ma sprawy. To moja wina... — Tak uważałam, gdybym działała z głosem serca, to nie miałoby miejsca.

— Niby czemu? Odrzuciłaś moje uczucia, ale to ja wywaliłem się z tych schodów samodzielnie. — Mówiąc to prychnął. — Jestem taki niezdarny. I to nie tylko jeśli chodzi o ten upadek.

— Nie mów tak — jęknęłam, bo było mi strasznie przykro, że tak przeze mnie uważał.

— To prawda. Nie próbuj zaprzeczać — wymamrotał pod nosem.

— Taksówka przyjechała! — krzyknął tata z kuchni i pojawił się szybko w przedpokoju. — Amelia możesz zostać. Ja dam sobie radę. Zawiozę go do szpitala i tam się nim zajmą.

— Nie ma mowy. Muszę pojechać.— Bez wahania to oznajmiłam. Nie zniosłabym tego, gdybym została.

Bez słowa więc wszyscy udaliśmy się do taksówki. Lay oczywiście podtrzymywany przez tatę. W pojeździe nie zamieniliśmy również ze sobą ani słowa. W szpitalu ojciec pomógł wejść Chińczykowi do gabinetu lekarskiego. Później usiadł przed nim ze mną w poczekalni.

— Może kupić ci kawy? — zasugerował.

— Nie trzeba — rzekłam cicho. — Emocje sprawiają, że nie czuję zmęczenia.

— Spokojnie córeczko. Nic mu nie ma. Każdemu może się zdarzyć złamanie. — Próbował mnie uspokoić.

— Przez to pewnie będzie miał przechlapane w wytwórni. Złamanie dla artysty jest bardziej kłopotliwe. — Strasznie się bałam o niego.

— Biedny chłopak. Oby dali mu wydobrzeć porządnie — tata mówił to z troską w głosie.

— Uważam, że to moja wina. Nie pytaj czemu, po prostu zrobiłam coś okrutnego. Powiedziałam, coś co go zraniło. Pewnie dlatego był nieuważny — obwiniałam się i zbierało mi się na płacz powoli.

— Przestań. Nie możesz tak mówić. To był wypadek.

Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Po chwili zobaczyłam biegnącego jednego z menedżerów z wytwórni, którego kojarzyłam, że kiedyś tam spotkałam, wraz z Luhanem oraz Minseokiem.

Nowy początek [EXO -1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz