01 Początek apokalipsy

1.8K 259 95
                                    

Pamiętam początek tego wszystkiego. Pamiętam ogłoszenia w radiu, które zignorowałem. Pamiętam mojego ojca, który gdy wróciłem do domu po szkole, dał się ugryźć naszemu sąsiadowi, który już stał się zombie, bym mógł uciec.

Moja mama zmarła przy porodzie. W sumie dobrze, nie musiała przynajmniej oglądać tego syfu w którym teraz żyję.

- Niall - z zamyślenia wyrwało mnie syknięcie Liama. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na przyjaciela. Miał brązowe włosy, teraz ścięte na krótko i oczy o tym samym kolorze.

Byliśmy w opuszczonym sklepie szukając czegokolwiek do jedzenia. Niestety, asortyment został już wybrany przez ludzi, którzy dużo wcześniej próbowali znaleźć pożywienie.

- Jest papryka w słoikach, po terminie - mruknął Louis stojąc na palcach i zdejmując rzeczy z najwyższej półki. Potrząsnął głową odgarniając z oczy jasnobrązową grzywkę i mrużąc niebieskie oczy starał się złapać słoik, który był trochę dalej.

Liam stał przy drzwiach ściskając w obu dłoniach siekierę. Wyglądał przez przybrudzone szyby na zewnątrz. Musiał pilnować, czy na zewnątrz nie zbierają się zombie, które odetną nam drogę ucieczki.

Wzdrygnąłem się, gdy znienacka szkło roztrzaskało się o podłogę. Spojrzeliśmy na Louisa, który odskoczył od miejsca, gdzie były resztki słoika i jego zawartość. Zombie, którego zamknęliśmy w schowku zaczął obijać się o ściany i wydawać te swoje dźwięki.

- Przepraszam - wymamrotał - Ktoś chce papryki? - uniósł brwi z małym, nerwowym uśmiechem na wargach. Potrząsnąłem głową z cichym westchnieniem, a Liam posłał naszemu przyjacielowi wściekłe spojrzenie.

Pierwsi sztywni będący na dworze zaczęły pchać się na drzwi wejściowe zwabione hałasem. Cieszyłem się, że są na tyle głupie, że nie potrafią złapać za klamkę.

- Bierzcie cokolwiek, musimy się stąd zabrać - mruknął Liam i podszedł do półek przy których stał Lou. Dołączyłem do nich i zacząłem wkładać puszki do plecaka.

Zerknąłem na drzwi i zamarłem widząc jak wielu sztywnych się tam zebrało.

- Li? - wyszeptałem, a on spojrzał w tym samym kierunku co ja.

- Cholera - powiedział i zamknął zamek swojego dużego plecaka. Podał Louisowi ostatnią puszkę, którą ten wrzucił do swojej torby.

Zza paska wyjąłem nóż i ściskając mocno jego rękojeść podszedłem do drzwi ramię w ramię z Liamem.

Dobrze jednak wiedziałem, że pewnie mi się nie przyda. Nigdy nie zabiłem zombiaka. Zawsze w ostatniej chwili strach przejmował kontrolę, a ja modliłem się by ktoś mnie uratował albo bym jako zombie nie zjadł swoich przyjaciół.

Nocowaliśmy w jednym z opuszczonych domów oddalonych godzinę drogi stąd. Każdego dnia musieliśmy iść dalej, dłużej by znaleźć sklep albo inne miejsce, gdzie znajdziemy coś do jedzenia.

- Musimy iść teraz, póki nie ma ich zbyt dużo. Niall, dasz radę? - spytał, a ja poczułem się głupio, że w to wątpił.

- Tak - mruknąłem niezadowolony, że nawet o to pyta. Spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach. Wiedziałem, że nie miał nic złego na myśli, wyłącznie się o mnie martwił.

Pchnęliśmy mocno drzwi, a zombie rozeszły się na boki, że mieliśmy dosłownie moment na przejście przez pierwszy rząd.

Jednak potem nagromadziło się ich więcej i więcej, aż straciliśmy drogę ucieczki a ja przełknąłem z trudem ślinę modląc się w myślach.

Patrzyłem w oczy sztywnym, którzy zbliżali się do mnie. To mój koniec.

The Walking Dead | Ziall ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz