Rozdział 7

2.9K 194 5
                                    

-Jak to się stało, że tu jesteś?-spytała Leia prowadząc mnie przez hangar. Nikt nie zwrócił uwagi na przybysza w ciemnym okryciu.
-Lando Calrissian mnie uratował. A w zasadzie to... Ben. Dzięki niemu żyję.
-Ben?-po policzku kobiety spłynęła łza. No tak, Ruch Oporu w dalszym ciągu myśli, że on zabił Hana.
-Szturmowiec mnie postrzelił, a on wyciągnął mnie z tłumu i dał mi ten płaszcz.-uniosłam lekko ramię.-Myślał, że umarłam, wściekł się. Ja sama myślałam, że już po mnie.-uśmiechnęłam się i popatrzyłam lekko w bok. Zobaczyłam Luke'a. Leia to zauważyła.
-Oh, tak. Rey go znalazła.
-Rey?-w umyśle odszukałam moją ostatnią rozmowę z mistrzem.-Mogę porozmawiać z twoim bratem?
-Idź, idź, kochanie. Nie przejmuj się mną.
Zrobiło mi się szkoda Lei. Dość w życiu przecierpiała. Włożyłam jej w dłoń pilota ze Strike'a.
-Srebrny statek, miejsce 55.
~.~
Księżniczka Alderaan szła równym krokiem w stronę połyskującego w słońcu Silver Strike'a. Właz powoli otworzył się.
-No nareszcie, myślałem, że już nigdy mnie nie wy...-Solo odwrócił się i spojrzał na swoją żonę.-O, Leia.
-Han?-generał weszła powoli na pokład.-Ale przecież Rey, Finn i Chewbacca mówili, że Ben cię zabił...
-Chodź już tu, nie gadaj tyle, Wasza Kultowość.-objął ją.
-Musimy iść, wiesz, co ta biedna dziewczyna przeżywa?! A Chewie to już w ogóle!-pociągnęła go za rękę.
-Leia, czekaj...-Han złapał się za brzuch.-Lando mnie jeszcze nie naprawił.
-Dobrze, pójdziemy wolniej.-pocałowała go.
~.~
-Han! Han żyje!-krzyknął ktoś przy wejściu do hangaru. Rey podskoczyła ze szczęścia i jako pierwsza, przed tym wielkim tłumem, dobiegła do kapitana Solo.
-Nie mogę uwierzyć, że tu stoisz przede mną.-powiedział Skywalker, gdy już doszłam do niego.
-Zostawiłeś mnie, mistrzu. Dwanaście lat byłam sama.
-Przyleciałem na Tatooine jak najszybciej mogłem. Już ciebie tam nie było.
-Poleciałeś wtedy do Rey.-po wypowiedzeniu imienia dziewczyny, uderzyło mnie coś bardzo oczywistego.-Rey to twoja córka. Ja to czuję.
-Nie mów jej tego. Jeszcze nie teraz.
-Jej wrażliwość na Moc jest większa niż u Bena. Muszę go znaleźć pierwsza, inaczej ona go zabije.
-Padmé, spokojnie.-złapał mnie za barki.-Zaczynasz się denerwować.
-Co, Luke, nie przywitasz się już ze swoim zmartwychwstałym przyjacielem?-spytał Han otoczony ludźmi, którzy nie wierzyli własnym oczom. Usunęłam im się z drogi, a mężczyźni padli sobie w ramiona.
-Jak to się stało?
-Podziękowania należą się naszej Padmé. Gdyby nie ona, to zbieralibyście pył po mnie po całej galaktyce.
-Uwielbiam twoje poczucie humoru.-westchnęła Leia.
-Aaarrrgghh!-ryknął Chewbacca stojąc przy Sokole i przybiegł do swojego przyjaciela.
-Ja też za tobą tęskniłem, Chewie!
Wookie podniósł Hana i nie chciał puścić.
-Dziękuję ci.-Rey nagle pojawiła się przede mną.-Han jest dla mnie jak ojciec.-rzuciłam ukradkiem okiem na Luke'a. Ach, ta pokerowa twarz.
-Drobiazg. I tak szukałam Bena.-wzruszyłam ramionami.
-Jakbym jeszcze raz stała nad nim, to nie zawahałabym się ani przez moment.-zmrużyła oczy.
-Mam pomysł. Ja go znajdę. Ty tu zostań.
-Nie ma mowy! Muszę się zemścić, tak jak ty.
-Jedi nie szuka zemsty.-Luke uratował mnie.
-Jeszcze nie jestem Jedi.
-Ale ja jestem.-spojrzałam na nią z wyższością.-I nie pozwolę, aby ktoś ginął za zemstę.
-A Kylo mógł prawie zabić swojego ojca?!
-Nie nazywaj go Kylo! To Ben! Ben Solo!-odwróciłam się od niej i odeszłam. Nasza ostra rozmowa zginęła w gwarze rozmów zbiorowiska i nikt nie słyszał dalszego jej ciągu...

Zostałam na Q'Dar jeszcze kilka dni, a pod osłoną nocy zaczęłam się pakować. Przemknęłam na palcach przez hangar, na szczęście mój statek się do niego nie zmieścił i stał na dworze.
Gdy byłam już przy drzwiach, ktoś stanął mi na drodze. A raczej pod nogami.
-Cicho, BB-8!-szepnęłam.-Wydasz mnie zaraz, a wtedy będę musiała lecieć z Rey.-przewróciłam oczami.-Nie, Ben nie jest zły. I nie mów tak o nim. Ty mnie tylko zatrzymujesz, a ja muszę już lecieć.-Wyszłam na zewnątrz.-Nie wydaj mnie, maluchu.

Nareszcie wystartowałam. Nie sądziłam, że będę tęsknić za samotnym lotem nadświetlną.
-No, jesteśmy za połową.-usłyszałam za sobą. Przełączyłam sterowanie na autopilota i wyciągnęłam miecz. Oświetlił twarz Rey.
-Co ty tu robisz?!-krzyknęłam wściekła.
-Lecę na Tatooine.
Ta dziewczyna zaczęła mnie przerażać.
-Skąd wiesz, że tam lecę?!
-Luke mnie trenował. Wyczułam twoje zamiary. A tobie już się nie opłaca zawracać.-uśmiechnęła się.
-Dobra.-mruknęłam.-Ale siedź cicho. I nie wychodzisz z tego statku.

Po kilku godzinach zobaczyłam planetę, która tak tragicznie mi się kojarzyła. Wiem, niby miałam już te 29 lat, ale tak naprawdę ostatnie 12 jest wyjęte z życiorysu. Czułam się, jakbym dopiero teraz odżyła.
-Hej, lądujesz, czy nie?-Rey potrząsnęła mną za ramię. Zrzuciłam jej rękę i podeszłam do lądowania.
-Zostajesz tu.-założyłam kaptur na głowę i postawiłam nogę na krwawym piasku Tatooine.

Przyjaciel |Star Wars|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz