Rozdział 6

3K 217 10
                                    

Wylądowałam na Starkillerze. Była to gigantyczna planeta, nie miałam pojęcia, gdzie szukać... w sumie kogokolwiek.
Ukryłam Silver Strike'a wśród drzew, a sama zaczęłam przedzierać się przez śnieżycę. Postanowiłam odpocząć przy jednym z wylotów ochładzających wnętrze planety. Padłam na śnieg po dwugodzinnej wędrówce i starałam się jak najbardziej schować przed lodowatym wiatrem, który dźgał mnie milionami igiełek.
Gdy nadszedł czas, by wyruszyć w dalszy marsz, zobaczyłam kogoś po drugiej stronie miejsca mojego odpoczynku. Osoba ta była już częściowo okryta śniegiem, więc prawdopodobnie nie żyła, ale zbyt wiele czasu minęło od mojego ostatniego treningu, bym mogła to wyczuć.
Uklękłam przy (jak potem zauważyłam) mężczyźnie i oczyściłam mu twarz z białego puchu.

 – Han! – krzyknęłam przestraszona. Sprawdziłam mu tętno, ale moje skostniałe palce niczego nie wyczuły. Ściągnęłam kurtkę i otuliłam go nią. – Jak ja cię poniosę? – zapytałam rozstrzęsiona. Nie mogłam na razie pozwolić sobie na łzy, zabrałoby mi to wszystkie siły. Już wystarczyło, że blada, a wręcz niebieska, twarz ojca Bena łamała mi serce.Zamknęłam oczy i starałam się uspokoić; wsłuchałam się w ciszę wokół.

 „Dasz radę." – powiedziałam sobie w myślach. Han uniósł się 20 cm nad pokrywę śnieżną, ale ja już nie miałam sił. – „Czego cię Luke uczył? Musisz uratować Hana!"

Udało się. Opadłam z wyczerpania niedaleko Strike'a i własnoręcznie zaniosłam szmuglera na pokład.
Włączyłam ogrzewanie jak najmocniej się dało i zajęłam się Hanem. Na szczęście, po chwili wyczułam lekki oddech. A potem zobaczyłam ranę po mieczu świetlnym.
Łzy zaczęły mi spływać po policzkach potokiem. Wiedziałam, kto mu to zrobił, ale ta świadomość była zbyt bolesna.

 – Han, obudź się! – błagałam przytulona do jego klatki piersiowej. – Nie rób mi tego! Ty nie możesz umrzeć! Ben za to zapłaci, jeśli nie wstaniesz! Ja go zabiję, słyszysz! Zabiję!

~.~

Kylo był w trakcie walki z Rey, gdy poczuł obecność kogoś ważnego.

 – Padmé? – szepnął tak cicho, że jego przeciwniczka nie miała szans go usłyszeć.
To był błąd. Rey przejęła inicjatywę, Kylo nie mógł już dalej walczyć z taką siłą, jak wcześniej. Dziewczyna wytrąciła mu miecz z ręki, a potem przewróciła na śnieg. Prawdopodobnie zabiłaby go, gdyby nie nagła wyrwa w ziemi.
Ale Kylo nie był już tak skupiony. Wyczuł Padmé, teraz tylko to się dla niego liczyło.

Po walce odleciał z planety, razem z Huxem. Widział, jak Starkiller wybucha, jednak jego przyjaciółka z dawnych lat była już daleko. Mimo ogromnego bólu po zranieniu, cieszył się, że żyje.

~.~

Dotarłam do Miasta Chmur przytulona do Hana. Bałam się odejść chociażby na chwilę, bo przerażała mnie świadomość, że podczas mojej nieobecności szmugler może umrzeć.

 – Dlaczego tu tak siedzisz? – spytał Lando, który chyba zniecierpliwił się czekaniem na mnie na zewnątrz. – O cholera jasna...

 – Trzeba mu pomóc. – wytarłam łzy i spróbowałam wstać, jednak straciłam równowagę. Calrissian złapał mnie w ostatniej chwili. Zatrzymał dłoń na moim czole, które było rozpalone.

 – Masz chyba ze 40 stopni gorączki. – zauważył. – Dasz radę iść?
 – Pomóż Hanowi. – machnęłam ręką, ponownie siadając.

Lando nacisnął kilka przycisków na czymś w kształcie pilota, a po chwili na Strike'a wpadło kilka osób z noszami.

 – No, panowie, macie go postawić na nogi. To mój kumpel.

 – Tak jest.-zasalutowali, a potem zajęli się udzielaniem pierwszej pomocy. Gdy zabrali Hana do środka, Lando pomógł mi wyjść.

 – Dlaczego masz gorączkę i jesteś taka wykończona? Co tam się działo? – zarzucił mnie pytaniami już w środku jednego z budynków.

 – Znalazłam Hana po długim marszu w śnieżycy. Otuliłam go moją kurtką i, dzięki Mocy, zaniosłam prawie do samego statku.

– Odpocznij. Będę cię odwiedzał i mówił o stanie zdrowia Hana.

Zdrowiałam dwa tygodnie. Po tym czasie niemalże nie opuszczałam pokoju koreliańskiego szmuglera. Cały czas nawiedzały mnie obrazy z momentu, gdy go znalazłam i myśli, jakie wtedy miałam: że będę ostatnią osobą, która zobaczy go żywego.

 – Pa... – szepnął pewnego dnia zachrypniętym głosem. Poderwałam się z fotela i podeszłam szybkim krokiem do łóżka. Dotknęłam jego policzka, ale on tylko zmarszczył brwi.

 – Han, nie martw się, jesteś bezpieczny. – uroniłam pojedynczą łzę. – Pobiegnę po Lando, jesteśmy w Mieście Chmur.

Solo nieudolnie złapał moją dłoń, przez co zawróciłam. Mężczyzna powoli otworzył oczy, a jego rozbiegany wzrok w końcu mnie odnalazł.

 – Ben...

 – Ja... Ja nie wiem, co z Benem. Znajdę go.

 – Nie. – nabrał powietrza. – Nie zabijaj Bena...

 – Ty to słyszałeś? – spytałam zawstydzona. – Przepraszam... Ale bałam się, że umrzesz.

 – Nic mi nie jest. – uśmiechnął się delikatnie, choć widziałam ile energii to od niego wymagało.

 – To ja idę po Lando, a potem lecę przeszukiwać galaktykę... Znowu...

 – Znowu?

 – Bo wiesz, przez ostatnie 8 lat szukałam Luke'a, ciebie i twojego syna.

 – Leć na D'Qar. Tam znajdziesz Leię.

Uległam namowom Hana i poczekałam jeszcze miesiąc na rozpoczęcie podróży. Lekarze założyli Korelianinowi pas uciskowy na brzuch, by nie rozerwał delikatnej, nowo wytworzonej tkanki. Tak właśnie dolecieliśmy na planetę, ale jako że istniała możliwość, że nikt nam nie uwierzy w odratowanie Solo, nie wylądowaliśmy przy bazie.

 – To wychodzimy? – spytał zniecierpliwiony, gdy tylko koła statku dotknęły podłoża.

 – Może ja ich przygotuję. – wzięłam pilota do otwierania włazu i podeszłam w stronę wyjścia. – Poczekaj tutaj.

 – Jasne. – westchnął.

Po pasie startowym kręciło się mnóstwo ludzi, więc nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Wiał trochę chłodniejszy wiatr, toteż otuliłam się płaszczem Bena. Mam go od tylu lat, a ciągle zapominałam skrócić mu rękawów. Wyglądałam jak w płaszczu po starszym bracie, zwłaszcza, gdy ubierałam kaptur i nie było mi widać twarzy.
Wydawało mi się, że weszłam do środka hangaru niepostrzeżenie, ale momentalnie poczułam zimną lufę blastera przy skroniach. Dotknęłam miejsca, gdzie trzymałam miecz świetlny.

 – Ręce do góry. – usłyszałam surowy głos. Wyciągnęłam broń i włączyłam ją, strącając przypadkowo kaptur z głowy. Mój niebieski miecz był wymierzony w... Leię. Blaster upadł z hukiem na płytę hangaru.

 – Padmé, dziecko...

Odrzuciłam miecz od siebie i przytuliłyśmy się.

Przyjaciel |Star Wars|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz