PROLOGUE

1.1K 100 14
                                    

  Impreza trwała w najlepsze, a Cam coraz bardziej odczuwała skutki spożytego alkoholu. Zawsze piła rozważnie, ale nieznośny szum w głowie pojawiał się nawet po niewielkiej ilości trunków.


Dobrze się czuła w towarzystwie mniej lub bardziej znanych osób. Większość z nich kojarzyła z widzenia, ze szkoły. Musiała przyznać, że Taylor robi najlepsze prywatki. Wszyscy bawili się świetnie, ale Cam nigdzie nie mogła dostrzec gospodyni, swojej przyjaciółki. Od blisko godziny nie widziała też nigdzie Stana. Starała się nie pilnować chłopaka na każdym kroku, starała się być wyrozumiała, ale jakże trudne to było, gdy ten wciąż podrywał wszystko, co miało piersi i kształtny tyłek.


I teraz zaczęła się niepokoić. To nie była chorobliwa zazdrość, starała się nie dopuszczać do siebie tej myśli. Stan po prostu dawał jej powody do zazdrości, mogła się usprawiedliwiać.


Westchnęła. Kochała go. Znali się już od przeszło pół roku i pomimo coraz częstszych ostatnimi czasy kłótni, naprawdę jej na nim zależało.


-Hej Cam, jak spotkasz Tay, to powiedz jej, że skończyła się wódka- przy schodach zaczepił ją mocno pijany chłopak z młodszej klasy.


-Jasne- uśmiechnęła się niepewnie, patrząc na odchodzącego chwiejnym krokiem bruneta.


Temu tu już raczej starczy...- pomyślała i ruszyła schodami na górę, poszukać przyjaciółki.


Najpierw skierowała się do łazienki. Może Taylor za dużo wypiła i teraz pochyla się biedna nad sedesem? Zapukała w drzwi, przez szybkę widziała jasne światło ze środka.


-Nie widzisz, kurwa, że zajęte?!- ze środka dobiegł ją zachrypnięty, zdenerwowany, męski głos.


Wymruczała ciche przeprosiny i poszła w głąb korytarza. Z przyzwyczajenia bez pukania otworzyła drzwi do pokoju należącego do Tay.


Ogromne było jej zdziwienie, gdy w tym pomieszczeniu odnalazła obie poszukiwane osoby. W jednoznacznej pozycji. Widząc ją, natychmiast od siebie odskoczyli.


Na początku miała wrażenie, jakby jej serce pękało na tysiące kawałeczków. Właśnie przyłapała swoją przyjaciółkę na obściskiwaniu się z półnagim Stanem.


-Cami... Zanim zrobisz aferę...- zaczął chłopak, ale po chwili jakby się rozmyślił i objął towarzyszkę ramieniem.


-To nie tak, że zrobiliśmy to specjalnie- w tym momencie, głos Taylor wydawał się najbardziej podłym dźwiękiem, jaki Camille mogła sobie wyobrazić- wiesz, miłość nie wybiera- wzruszyła ramionami i zaraz po zakończeniu zdania pocałowała blondyna.


Czarnowłosa była tak oszołomiona, że nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Zresztą, co miała powiedzieć? Że ich nienawidzi? Że oboje zranili ją w najgorszy możliwy sposób? Nie, nie miała zamiaru tracić na nich już więcej czasu. Opuściła pokój trzaskając z całej siły drzwiami, że gdyby nie głośna muzyka rozbrzmiewająca w całym domu, goście z pewnością by to słyszeli.


Szła spokojnym, opanowanym krokiem przez cały dom, prosto do wyjścia. Nie żegnała się z nikim, nie miała ochoty nikogo zaszczycać spojrzeniem.


Zawsze była silną osobowością, w tym przypadku też nie zamierzała się łamać. Miała ochotę płakać, ale do domu miała daleko, a jak by to wyglądało, gdyby paskudnie rozmazana i zaryczana szła przez pół miasta? Tragicznie.


Nie chciała też o tym myśleć. To było najgorsze, co mogła teraz robić i co najszybciej doprowadziłoby ją do rozpaczy, na którą mogła sobie pozwolić jedynie w domu.


Jedyne więc, co teraz czuła to wściekłość. Obrzydliwa, obezwładniająca wściekłość na osoby, które były kiedyś dla niej wszystkim.  

Stitch These Wounds || A.Biersack Where stories live. Discover now