CHAPTER 14

475 68 24
                                    

Od kilku godzin odnosiła wrażenie, że to najlepszy dzień w jej życiu. Czuła, że mogłaby rozmawiać z chłopakami z Black Veil Brides całą wieczność i nie miałaby dość, w przeciwieństwie do nich samych,  bo obawiała się, że trudno wytrzymywać z taką psychofanką.

Dawno nie śmiała się tak często i nie czuła tak dobrze, pomimo iż cały czas leżała na szpitalnym łóżku. 

Niestety pod wieczór lekarz wyprosił piątkę muzyków z jej sali, tłumacząc, że dziewczyna musi odpocząć. Nie była zadowolona z tego, że musi zostać sama, nie chciała się z nimi rozstawać. 

Pielęgniarka przyniosła ostatnią na dziś dawkę leków. Pożyczyła Camille dobrej nocy i cicho zamknęła za sobą drzwi. Szatynka posłusznie zażyła wszystkie przyniesione pastylki i popiła wodą stojącą w kubku obok. Oparła się o poduszkę i przymknęła oczy, rozkoszując się wspomnieniami minionego dnia.  Zachowywała się prawie normalnie i wydawało jej się nawet, że nie skompromitowała się aż tak. Tylko w myślach, jak zwykle, zadręczała się potwornie. Wciąż sądziła, że nie jest warta ich uwagi i cennego czasu, ale przy tych ludziach, którzy znaczyli dla niej znacznie więcej niż ktokolwiek jej bliższy, czuła się szczęśliwa i normalniejsza. 

Nie była senna, nieswojo się czuła samotnie w szpitalnej sali. Żałowała, że nie może wstawać z łóżka bez potrzeby, bo miała ochotę przespacerować się choćby po korytarzu. 

Prawie podskoczyła, na dźwięk otwieranych drzwi. Jasne światło wpadło przez szczelinę i oświetliło na chwilę jej pokój. Po chwili znowu było ciemno, a głuche kroki rozniosły się po pomieszczeniu. Obróciła się na drugi bok, żeby zobaczyć, kto przyszedł, ale nie mogła nic dostrzec pośród ciemności. 

-Spokojnie, to tylko ja- zamarła na chwilę, słysząc ten głos. Co tutaj robił Andy? Było już późno, a lekarz kazał wszystkim wyjść.

-Czemu zostałeś?- spytała zaskoczona. 

-A co, nie cieszysz się?- rzucił luźnym tonem i nawet nie zdawał sobie sprawy, że te słowa nieprzyjemnie ją zakuły. 

Jak mogła sprawić, by pomyślał, że nie cieszy jej jego obecność? Przecież ona chłonęła ją całą sobą i każde jego słowo było dla niej cudem. A teraz ON, jej ukochany idol, ma odczucie, że nie jest przez nią mile widziany. 

-Nie!- odparła szybko i pewnie za głośno, zaciskając dłonie w pięści pod kołdrą. 

-Wiem, wiem, spokojnie- było ciemno, ale wiedziała, że uśmiecha się uroczo, znała go zbyt dobrze- przyszedłem, bo wiem, że niefajnie być samotnie w szpitalu. We dwoje raźniej, wiem z  własnego doświadczenia. 

On się o nią troszczył. ON. Camille czuła, jak gdyby zaraz miała się rozpłynąć. Wiedziała, że nikt inny jej go nie zastąpi. Miała świadomość, że w takich chwilach jej obsesja na jego punkcie się pogłębiała.

-Miło- szepnęła, bo nie była w stanie powiedzieć nic głośniej. Było ciemno, nie widziała go, ale wiedziała, że wygląda bosko. Sam fakt, że siedział gdzieś obok niej i rozmawiał właśnie z nią, przyprawiał ją o dreszcze.

-Nie chciałem cię tu samej zostawiać. 

Dobrze, że pielęgniarki parę godzin temu odłączyły kardiomonitor, bo dzięki temu Andy nie słyszał, jak szybko zabiło jej serce w tamtym momencie.

-Nie mogę zasnąć- wyznała cicho. 

-Możemy porozmawiać- wiedziała, że jego głos jest najlepszym dla niej remedium na wyciszenie i spokój duszy. 

-A może ty będziesz mówił?- spytała z nadzieją.

-Potem. Najpierw chciałbym się jeszcze czegoś o tobie dowiedzieć- jego słowa ją trochę zmartwiły, nie lubiła mówić o sobie- co się z tobą stało, Cami? 

Przełknęła rosnącą w gardle gulę. 

-Jak to?  Nie rozumiem...

-Rozumiesz. Wiesz, chodzi mi co się takiego wydarzyło przez ten czas od naszego pierwszego spotkania, że tak się zmieniłaś. Nurtuje mnie to, bo coś musiało się stać, że teraz jesteś takim wrakiem.

Przygryzła mocno wargę i zacisnęła ręce w pięści, wbijając paznokcie mocno w wewnętrzną stronę dłoni. Nie chciała z nim o tym rozmawiać, nie chciała o tym rozmawiać z nikim, a już na pewno nie z nim. Jak miałaby mu powiedzieć, że jest teraz obłąkana i powinna trafić do czubków przez to, że się w nim fanatycznie zakochała. 

-Nie lubię o tym mówić... 

-Ciekawi mnie to. Proszę, powiedz, co tak na ciebie wpłynęło. 

Wzięła głęboki oddech. Nie chciała, ale wiedziała, że zaraz mu powie. W końcu to ON prosił ją o to, a ona nie mogła zignorować JEGO prośby, jakkolwiek niezręczna i ciężka miałaby być to dla niej rozmowa. 

-Zaczęło się chyba tym, że spodobała mi się jedna wasza piosenka po koncercie. Saviour.  Zaczęłam się coraz bardziej zagłębiać w waszą muzykę, styl i historię. W międzyczasie stałam się pośmiewiskiem szkoły, złodziejką i popychadłem. Nie przeszkadzało mi to już potem, w końcu miałam waszą muzykę, w pewnym sensie miałam ciebie...- cieszyła się, że było ciemno i nie mógł zobaczyć intensywnej czerwieni pokrywającej jej policzki- nie nie mogę, to zbyt niezręczne i intymne- wzięła głęboki oddech i kontynuowała- przestałam się przejmować docinkami ludzi ze szkoły, starczała mi muzyka i wasze zdjęcia, wywiady, nagrania. Przestało mnie obchodzić moje życie szkolne, wyprowadziłam się od matki, by móc do woli rozkoszować się twoim głosem. Okleiłam całe mieszkanie plakatami. Mogłam, bo mieszkałam sama. Zgniłabym tam z głodu i prawdopodobnie nie przeszkadzałoby mi to, gdyby matka z litości nie zaczęła wysyłać mi pieniędzy. Zakochałam się w tobie tak cholernie, że nic innego się nie liczyło. Dalej nie liczy. Nie chciałam się pozbywać tej specyficznej miłości do osoby, z którą rozmawiałam tylko dwa razy w życiu, ale chciałam czuć się znowu normalna, choć trochę. Zapisałam się na terapie psychologiczną, ale minęły cztery miesiące, a ja dalej jestem tak samo popierdolona, jak byłam. I nagle pojawiasz się ty, znowu tutaj, a ja zachowuję się jak kretynka, robię z siebie idiotkę i właśnie ci powiedziałam jak bardzo chora i popieprzona jestem- mówiąc ostatnie słowa, łykała słone łzy, a po zakończeniu monologu zaniosła się szlochem i wbiła twarz w poduszkę, odsuwając się jak najdalej na materacu od miejsca, w którym prawdopodobnie siedział Andy.

Nigdy nie czuła się tak głupio, jak w tamtym momencie. Co on sobie musiał o niej pomyśleć? Jak bardzo straciła w  jego oczach i ile sekund minie, aż stąd zaraz wyjdzie? 

Materac po jej prawej się ugiął pod jego ciężarem i już po chwili poczuła jak  obejmuje ją ramieniem powyżej pasa i przyciąga do siebie.

-Przepraszam- wyszeptał dźwięcznie w jej włosy, tuląc ją do siebie i mogłaby przysiąc, że poczuła na szyi mokrą łzę.  

Stitch These Wounds || A.Biersack Where stories live. Discover now