CHAPTER 12

457 60 41
                                    

-Zabiliśmy ją- mruknął oszołomiony Jinxx.

-Ona żyje, idioto- odparł Ashley bez przekonania.

-Chyba nie do końca... To ustrojstwo- spojrzał na urządzenie monitorujące pracę serca dziewczyny- już nie "pika", prosta linia też nie oznacza nic dobrego.

-Idź po lekarza!- Jake wypchnął Andy'ego z sali- jej serce się zatrzymało.

Po pomieszczeniu roznosił się ciągły, wysoki dźwięk. Wszyscy czekali, aż chłopak wróci z pracownikami szpitala.

-Umiecie udzielić pierwszej pomocy?- Christian spojrzał na przyjaciół, ale oni pokręcili przecząco głowami. Podszedł do drzwi i wyjrzał na korytarz.- Szybciej, Biersack!

Po chwili do pokoju wbiegło trzech lekarzy, którzy od razu wyprosili czwórkę przyjaciół na korytarz, gdzie czekał już Andy. Poopierali się o ściany, czekając na rozwój wydarzeń. Nasłuchiwali odgłosów zza drzwi, ale trudno było im rozróżnić poszczególne dźwięki pośród wrzawy, którą słabo słyszeli.

-No,- ciszę przerwał najstarszy z piątki- zdarzało się, że dziewczyny mdlały na nasz widok, ale nie przypominam sobie, żeby któraś dostała kiedyś zawału.

-Ona jest jakaś inna. Mogłem się tego spodziewać.

-Znasz ją dwa dni, skąd mogłeś wiedzieć?

-Spotkaliśmy się już kiedyś wcześniej. Wtedy była normalna, teraz jest jakaś psychiczna. Coś musiało się stać, a ja dowiem się co.

Ich trasa została wstrzymana, koncerty przełożone. Wszystko z powodu tej jednej dziewczyny. Manager uznał, że spędzenie czasu z fanką z problemami, która trafiła do szpitala pozytywnie wpłynie na wizerunek zespołu. Gdyby nie to, nikt na pewno nie zgodziłby się na przerwanie trasy tylko ze względu na to, że Andrew chce spędzić trochę czasu z pierwszą lepszą dziewczyną. Każdy wiedział, że pomimo, iż intencje producentów i muzyków odwiedzających ją w szpitalu nie są w takim razie do końca szczere, a zespół ma w tym swój interes, Camille będzie wniebowzięta. I była. Na tyle, że przeżyła zawał serca.

***

Obudziła się szybciej niż ostatnim razem. Bolała ją głowa i czuła się ogólnie jakoś... Dziwnie. Pierwsze co, zobaczyła po przebudzeniu to czarny materiał eleganckich spodni, wyprasowanych w idealny kant. Podniosła wzrok wyżej, na twarz osoby siedzącej obok jej łóżka.

-Nie śpieszyłaś się z powrotem do nas- zaśmiała się Beth i przykryła dłoń Camille swoją- nie strasz mnie tak więcej, bałam się, że straciłam stałe źródło dochodów- powiedziała żartem.

Cam płaciła jej dużo mniej niż inni klienci. Może to dlatego, że kobieta ulitowała się nad dziewczyną wymagającą pomocy, a wiedziała, że żaden inny specjalista nie zgodzi się rozpocząć terapii po tak niskich kosztach, jakie są maksymalne na budżet szatynki.

-To wszystko mi się śniło, prawda?- spytała patrząc z apatią na psycholożkę, która bywała także jej przyjaciółką.

-Co?- kobieta udała, że nie wie o co chodzi.

-Spotkanie z Andym, Black Veil Brides odwiedzający mnie w szpitalu. Pewnie koncertu też nie było...

-Nie Camille, to nie był sen. Kilka dni temu, na randce z tym muzykiem, przedawkowałaś leki, które ci dałam- spojrzała na nią karcąco- i straciłaś przytomność, miałaś atak. Obudziłaś się już w szpitalu, gdyby nie szybka reakcja tego chłopaka, udusiłabyś się na podłodze, otoczona kotami. Ten twój ukochany zespół opóźnił trasę, żeby tu z tobą być, a ty jak ich zobaczyłaś dostałaś zwału serca.

-To nie była randka- burknęła- nie wierzę... Straciłam taką okazję, żeby ich poznać- jej palce zacisnęły się mocno na nadgarstku drugiej ręki.

-Nie straciłaś, wciąż są w mieście, tylko wrócili do hotelu, odpocząć. Nie budziłaś się od dwóch dni, chętnie się z tobą spotkają, też się martwili, tylko pewnie rano, bo jest środek nocy.

-Siedzisz tu ze mną cały czas?

-Niedawno przyszłam. Może to głupio zabrzmi, po tym, jak dopiero obudziłaś się ze śpiączki, ale powinnaś się przespać. Musisz odpoczywać. Twój organizm musi się zregenerować po tak wyniszczającej dawce neuroleptyków, a zawał serca na pewno mu w tym nie pomógł.

-Dzięki, Beth. Za to, że jesteś i mi pomagasz.

-Szkoda, że nasza terapia nie przynosi efektów, ale jestem w stanie zrozumieć, że jest to dla ciebie zbyt trudne. Może powinnam podjąć mniej radykalne próby leczenia.

-Cieszę się, że rozumiesz. Nie jesteś zła, że poszłam na koncert? Sama mówiłaś, że to wszystko zaprzepaści.

-O to właśnie chodzi. Zrezygnowanie z tego koncertu było dla ciebie zbyt trudne i nie powinno mnie to dziwić, na takim etapie terapii na jakim jesteś. Może uda nam się wykorzystać ich obecność na plus naszych konsultacji. Wyprowadzę cię na prostą, Cam. Fakt, że sama się do mnie zgłosiłaś, te cztery miesiące temu, świadczy, że chcesz się zmienić. Może po tym czasie żałujesz, w końcu kroki są niełatwe, ale ja i tak jestem z ciebie dumna. Wyleczę cię z tej chorej miłości.

-Dziękuję- odpowiedziała szczerze. Była naprawdę wdzięczna Thompson za wszystko co dla niej robiła, za to, że z nią wytrzymywała.

Czasami sama wątpiła w to, czy chce się pozbyć obsesji, która stała się większą częścią jej życia. Jednak chęć bycia normalną, nie zadręczania się własnymi myślami, zawsze pozostawała dominująca gdzieś pomiędzy szamotaniną i chaosem w jej głowie.

-Prześpij się- Beth wstała z krzesła- jak się już rano obudzisz, będą na ciebie czekać. Tylko proszę, tym razem postaraj się nie zemdleć, ani nie umrzeć na ich widok, dobrze?- uśmiechnęła się stając pod drzwiami i chwytając granatową, elegancką torbę.

-Dobrze.

Terapeutka opuściła salę, a dziewczyna została sama z własnymi myślami. Była zmęczona, chciała usnąć i już jak najszybciej zobaczyć swoich idoli. Ale nie widziała szans, żeby spać, podczas gdy była tak bardzo podekscytowana.

~*~


Stitch These Wounds || A.Biersack Where stories live. Discover now