CHAPTER 13

390 59 27
                                    

Nie spała już prawie od trzech godzin. Nie mogła. Była zbyt podekscytowana, by z powrotem zapaść w sen, z którego obudziła się o piątej. Leżała w łóżku, wyczekując tego niesamowitego momentu, gdy znowu będzie mogła zobaczyć swoich idoli. Mało tego, będzie mogła z nimi porozmawiać, będą tutaj tylko dla niej. Pomimo ogromnej radości, źle się czuła z napływem tylu pozytywnych emocji. Odczuwała presję, że znowu coś się stanie, że znowu zepsuje tę chwilę. 

Czekanie było męczące, ale miała dużo czasu, by ułożyć sobie wszystko w głowie. Nie mogła nic odwalić, nie dziś. 

W pewnym momencie, przez uchylone szpitalne okno usłyszała wiele głosów łączących się we wspólny pisk. Niektóre krzyczały jakieś hasła, imiona... 

Pomimo fatalnego samopoczucia i kroplówek podłączonych do jej ręki zerwała się z łóżka i ciągnąc za sobą rurki  podbiegła do okna. Na parkingu przed szpitalem stał tłum fanów, niektórzy trzymali jakieś transparenty. Pomiędzy rozkrzyczanymi ludźmi, do wejścia do szpitala próbowała się przecisnąć piątka mężczyzn. 

Cam poczuła jak jej serce szybciej zabiło. Przyjechali. 

Wpatrywała się w tłum, oparta o parapet i nie spuszczała wzroku ze swoich idoli. Nagle jeden z nich zadarł głowę, dostrzegł ją i pomachał z uśmiechem. Z radości przygryzła wargę, CC jej pomachał, a zaraz spotka ich wszystkich. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. 

W zawrotnym tempie odbiegła od okna i wskoczyła z powrotem do łóżka. Nakryła się kołdrą po samą brodę i przymknęła oczy, by choć trochę się uspokoić. 

Leżała tak już dłuższą chwilę, upominając się ciągle w myślach, by nie zapomnieć o oddychaniu. Z jednej strony nie mogła się doczekać tego spotkania, z drugiej zaś, okropnie się stresowała, że coś pójdzie nieidealnie. 

Zadręczałaby się tak w strachu dalej, gdyby nie kroki, które usłyszała na korytarzu. Jej serce zabiło szybciej, o czym dał znać kardiomonitor wydając częstsze dźwięki. Przygryzła mocno dolną wargę, gdy klamka poruszyła się, a drzwi od jej szpitalnej sali lekko uchyliły. Ktoś niepewnie otworzył je trochę szerzej, a już po chwili zobaczyła twarz, którą tak dobrze znała w szparze pomiędzy drzwiami a futryną. 

-Obiecasz, że tym razem nie padniesz?- spytał i posłał jej łobuzerski uśmiech. 

Przymknęła oczy delektując się przyjemnym uczuciem, którego doświadczała za każdym razem, gdy ON się odzywał, a jego głos pieścił jej uszy. Przypominając sobie jego pytanie podniosła powieki i patrząc na niego niepewnie, pokręciła przecząco głową.

Biersack nie zrażony uzyskaniem negatywnej odpowiedzi pchnął mocno drzwi  i wszedł do środka, wprowadzając za sobą jeszcze czwórkę mężczyzn. Cam przełknęła ślinę i zbadała ich wszystkich dokładnie wzrokiem. Musiała zapamiętać ten widok.  Zatrzymała wędrówkę oczu na Andym i patrzyła na niego, gotowa na koniec świata. 

-Ej, ona żyje? Bo przestała się ruszać. 

-Żyje, tylko zagapiła się na Biersacka- Ashley pchnął łokciem przyjaciela w żebra. 

-A w ogóle oddycha?- kontynuował perkusista. 

-Oddycham- odezwała się nienaturalnie wysokim głosem. 

-Całe szczęście- zaśmiał się Jake i usiadł na krześle przy jej łóżku, na którym kilka godzin temu siedziała jeszcze Beth. Cam miała go na wyciągnięcie ręki. Mogła dotknąć jednego ze swoich idoli i resztkami silnej woli powstrzymywała się, by tego nie zrobić.

Reszta też podeszła bliżej. CC stanął za Jakem i wsparł się o oparciu krzesła, Andy kucnął przy drugiej stronie jej łóżka, a Jeremy przybliżył się tylko minimalnie, wciąż zachowując pewien dystans i oparł się o ścianę, po tej samej stronie co perkusista z gitarzystą. Ash natomiast bez żadnych uprzedzeń usiadł na końcu jej łóżka, przy jej stopach. 

Otoczona tak ważnymi dla niej osobami z każdej strony, czuła, że potrzebuje uspokajających tabletek tak bardzo, jak nigdy przedtem. 

-No- nagle basista klepnął mocno w kołdrę, trafiając tym w jej łydkę- opowiedz nam coś o sobie. Ta cisza jest niezręczna. 

-J-ja jestem całkiem nudną o-osobą- jąkała się wciąż nie mogąc się pozbierać po tym dotyku. Jego dłoń wciąż znajdowała się na dolnej części jej nogi i sprawiała, że dziewczyna nie potrafiła myśleć o niczym innym. 

-No dawaj- Jake poparł przyjaciela- ty wiesz o nas pewnie wiele, my  o tobie praktycznie nic. 

Spojrzała na niego z niepewnością, a ten posłał jej pokrzepiający uśmiech. Westchnęła. 

- Więc...- zaczęła powoli- nazywam się Camille i mam osiemnaście lat. Mieszkam w Sydney od zawsze...

-A coś mniej formalnego? Nie potrzebujemy twojego peselu- zaśmiał się Andy, a Cam również uniosła kąciki swoich ust.

-Nie mam pojęcia co mogłabym mówić... Miałam kiedyś kota. Był kochany, ale samochód go potrącił. Potem miałam drugiego kota, tamten natomiast zjadł trutkę na szczury. Mój kolejny kot żył dłużej niż poprzednie, ale koniec końców zdechł na jakąś kocią chorobę. Był jeszcze Mruczek...- mówiła coraz szybciej nie zastanawiając się nad wypowiadanymi słowami. Stresowała się bardzo i jak już wpadła w wir monologu, nie chciała przerywać. 

-Koniec- przerwał jej Jake- może opowiesz nam coś mniej masakrycznego niż historia o martwych zwierzętach? Nie wiem, masz jakieś hobby? Co lubisz robić?

-Jestem nudna, nie mam hobby. Lubię koty. 

-Żywe, mam nadzieje? 

-Tak- zaśmiała się lekko i poczuła, że trochę się rozluźnia. 

-Co jeszcze lubisz? 

-Was- odpowiedziała szybko. Na twarzach jej rozmówców pojawiły się uśmiechy. 

-Coś więcej?- spytał Jinxx, a dziewczyna pokręciła przecząco głową- to może chłopaka masz?- Cam znów zaprzeczyła. 

-A sympatie? Podoba ci się ktoś?- CC próbował kontynuować rozmowę. Szatynka czuła się coraz nie pewniej. Jasne, że jej się KTOŚ podobał. Ale w życiu im o tym nie powie. Nie chciała się ośmieszyć. 

-Jest ktoś taki, ale nie chcę o tym mówić. 

-Nie ma sprawy. Potrzebujesz czegoś może? Na korytarzu jest automat, mają dobre czekoladki... 

Dziewczyna poczuła się niesamowicie. Jej idole byli tu, rozmawiali z nią i byli ciekawi jej życia. A teraz nawet dbali o jej samopoczucie w szpitalu. Pierwszy raz od dawna,  choć chwilę poczuła się szczęśliwa i istotna. 

-Są orzechowe?

-Jasne- Andy uśmiechnął się szeroko, wstał z kolan i wyszedł na korytarz. 

Ten dzień zapowiadał się znakomicie. 

~*~

Stitch These Wounds || A.Biersack Where stories live. Discover now