CHAPTER 8

458 67 23
                                    

-Ej, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało- usłyszała obok siebie i poczuła ciepło drugiej osoby przy swoim lewym boku. Usiadł obok niej.

Nic nie odpowiedziała. Nie była w stanie się odezwać. Miała ochotę jak najszybciej wrócić do domu i iść spać, albo oddać się nałogowemu sprzątaniu. Ale niemożliwe było, żeby się teraz stąd ruszyła. Nie mogłaby sama zrezygnować z momentów bycia przy nim choćby na chwilę. Nawet, jeśli miał być dla niej niemiły. 

-Nie chciałem doprowadzić cię do płaczu, mała...- pochylił się do przodu, by spojrzeć je w twarz zasłoniętą firaną włosów ze spuszczonej w dół głowy. 

-Przepraszam- zaskomlała zanosząc się głośnym szlochem- nie powinnam cię dotykać, miałeś prawo na mnie nakrzyczeć- wyjąkała na jednym tchu i  schowała twarz w dłoniach. 

On nie wiedział co robić. Nigdy jeszcze nie znalazł się w takiej sytuacji. Wydawało mu się, że już kiedyś spotkał tę dziewczynę, ale nie mógł sobie przypomnieć w jakich okolicznościach. Nie wiedział jak ją uspokoić, a nie chciał zostawiać jej teraz samej, chociaż już trochę się spieszył. W końcu to przez niego płakała. 

-Jak masz na imię?

-Camille...

-Spójrz na mnie, Cami.

Coś w niej drgnęło. Cami. Tak nazywał ją Stan. A teraz ON użył tego zdrobnienia. Poczuła się dziwnie, dziwniej niż zwykle i nie mogła opisać tego uczucia. 

Podniosła głowę i nieśmiało na niego spojrzała, nie mogła zignorować JEGO prośby. Gdy tylko spojrzała w jego lodowato niebieskie oczy, jej zalała kolejna fala łez. Nie wiedziała czemu, przecież już na nią nie krzyczał. 

-Nie płacz- poprosił zrezygnowanym głosem, jakim mówi dorosły gdy nie potrafi poradzić sobie z nieposłusznym dzieckiem- zdenerwowałem się, bo jak mnie objęłaś to ścisnęłaś mnie w pasie, a niedawno się połamałem i żebra wciąż się goją- wytłumaczył jej z uśmiechem. 

Cam miała ochotę zapaść się pod ziemię, albo nafaszerować się ołowiem za swoją głupotę. Jak ona mogła nie pamiętać, że tydzień temu na koncercie w Canberrze Andy złamał sobie trzy żebra spadając z podestu i ze sceny?* Sprawiła mu ból, miał prawo się zdenerwować. 

Nieświadomie zaczęła wbijać paznokcie w ramię które obejmowała. Była na siebie taka wściekła... 

-Hej! Co ty robisz?!- otrzeźwił ją ożywiony głos idola. Jego wzrok skierowany był na jej zakrwawioną rękę. 

-To tak... Niechcący. 

-Niechcący? Dziewczyno, masz całe ręce w dziurach, trzeba ci to opatrzyć- spojrzała na siebie. 

Faktycznie. Rany sprzed chwili nie były duże, ale te sprzed kilku godzin zdążyły się już zasklepić. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że całe ręce i koszulkę ma we krwi. Wcześniej jej to nie przeszkadzało. 

-Chodź- wstał i wyciągnął rękę w jej stronę. Podniosła wzrok i na niego spojrzała zdziwiona. 

-Czemu? 

-Co czemu?- zmarszczył brwi lekko poirytowany jej zachowaniem. Od początku wydawała mu się specyficzna. 

-Czemu chcesz, żebym z tobą gdzieś poszła? W końcu ja to ja, a ty to ty- burknęła i od razu pożałowała swoich słów.

 Przecież chciała z nim iść. Przebywanie w jego towarzystwie było jej największym marzeniem, a teraz zachowuje się jak idiotka. 

-Przepraszam- dodała szybko, nim jej rozmówca zdążył się odezwać.

Stitch These Wounds || A.Biersack Where stories live. Discover now