CHAPTER 9

496 68 25
                                    

Zatrzasnęła drzwiczki szafki z lekami, umieszczając tam uprzednio plastikowe opakowanie tabletek uspokajających. Wiedziała, że przedawkowała i nie chciała już więcej po nie sięgać. W końcu dwie tabletki na dobę, w odstępie co najmniej czterech godzin, to nie to samo co pięć na raz. A czuła potrzebę wzięcia kolejnych.  Była śpiąca i trochę przymulona, z czego się w pewnym sensie cieszyła, bo tabletki spełniły swoją funkcję. Wciąż jednak miała wrażenie, że niewystarczająco, by bez obaw pójść na spotkanie z miłością swojego życia.

Obudziła się dziś dużo wcześniej niż normalnie w soboty, po to aby mieć dużo czasu na zaplanowanie tego popołudnia. Musiała wyglądać normalnie i zachowywać się bez zarzutów, co w jej stanie psychicznym było wyjątkowo trudne. Leki uspokajające miały pomóc. 

Kilka godzin przygotowywała swój strój, makijaż i fryzurę. Zdecydowała się założyć czarne, porwane rurki i jasnoszary top. Ręce jej się trzęsły, gdy upinała włosy w luźny kok. 

Przed wyjściem z domu nie mogła się powstrzymać i zabrała opakowanie tabletek do torebki. Podejrzewała, że gdy tylko zobaczy nieziemski uśmiech swojego idola, pastylki silnie uspokajające będą jej sprzymierzeńcem. 

Ponieważ Andy zupełnie nie zna miasta, długo planowała, gdzie go zabrać. Najlepszą opcją okazała się niedawno otwarta "kocia kawiarnia". Miejsce, gdzie goście mogą zjeść ciastko i pogłaskać miękkie koty, wydawało jej się najodpowiedniejsze, na spotkanie z chłopakiem, który uwielbia zwierzęta. Chciała wypaść jak najlepiej, a gromadka przymilnych futrzaków na pewno jej pomoże. 

Nawet przez chwilę nie łudziła się, że ich spotkanie może być randką. Nie dość, że na jej idola w Stanach czekała dziewczyna, to piekielnie niska samoocena Cam nie pozwalała jej na tak śmiałe myśli. On po prostu się nad nią zlitował.

Pod hotelem była cztery minuty po czasie, co wzmagało jej stres. Nie powinna się spóźniać. 

Stał tam, czekał, otoczony grupą fanek, rozdawał autografy i robił sobie z nimi zdjęcia. Z daleka słyszała jak tłumaczy im, że na kogoś czeka, a one żarliwie zapewniają, że poczekają razem z nim. Podeszła do nich i gdy ją zauważył przygryzła wargę, upominając się w myślach, by nie zapomnieć o mruganiu, albo nawet oddychaniu. 

-Wybaczcie dziewczyny, ale muszę was opuścić- podszedł do niej i uśmiechnął się czarująco. Cam dosłownie na parę sekund przymknęła oczy rozkoszując się tym głosem.

-Przepraszam, że się spóźniłam...- zaczęła nieśmiało, gdy zawiedzione dziewczyny zaczęły odchodzić. 

-Oj przestań- przeczesał włosy palcami- gdzie idziemy?- spytał z dziecięcym entuzjazmem. 

-Pomyślałam o kawiarni z kotami- powiedziała i dostrzegła jak jego oblicze się rozjaśnia a w oczach błyska wesołość. 

-No to chodźmy!- złapał ją za przedramię i pociągnął za sobą, co trochę rozbawiło szatynkę, bo nie znał kierunku.

 Jego dotyk na jej ręce sprawiał, że nie mogła się skupić na stawianiu równych kroków. Delektowała się tym jedynie przez krótką chwilę, bo chłopak puścił jej rękę jak tylko zrównała się z nim krokiem. 

-No to opowiadaj, dziewczynko, jak tam twoi świetni znajomi? Z tego co pamiętam, to miałaś plan, by wprawić ich w zazdrość. Udało się?

Cam wlepiła wzrok w chodnik, którym szli. Nie chciała przypominać sobie tego wszystkiego, ale to On pytał. Nie mogła odmówić. 

-Nie, nic nie poszło zgodnie z planem- po omacku odnalazła opakowanie leków w torebce, ale prędko zrezygnowała- szkoła do dziś ma mnie za złodziejkę, jestem tam największym dziwadłem i wszyscy odnajdują wielką satysfakcję w gnojeniu mnie- mruknęła. 

Zdziwiła go jej bezpośredniość, ale już zdążył zauważyć, że z dziewczyną jest coś nie tak. Teraz tylko chciał się dowiedzieć, czemu Camille, której dystans i humor urzekły go podczas ostatniej wizyty w Sydney, tak bardzo się zmieniła przez ten czas. 

-Cami, co się stało przez te półtora roku?- spytał zmartwiony. Mogłaby słuchać jak tak do niej mówi do końca życia. 

Jak miała mu powiedzieć, że to zaraz po pierwszym koncercie zwariowała na punkcie Black Veil Brides? Że ma głęboką depresję, chodzi do terapeutki, ma ze sobą ogromne problemy i to wszystko dlatego, że obdarzyła go chorą, fanatyczną miłością? Że nie potrafi przeżyć kwadransa bez myślenia o nim? Nie potrafiła wydusić z siebie słowa, ale przecież nie mogła zignorować pytania zadanego przez najważniejszą osobę w jej życiu. 

Jej beznadziejną sytuację uratował fakt, że doszli już na miejsce, a po wejściu do budynku, oboje zapomnieli o czym wcześniej rozmawiali, bo każde z nich całą swoją uwagę skupiło na uroczo urządzonym pomieszczeniu i wszechobecnych kotach.

-Ślicznie tu- klęknęła, by pogłaskać rudą samiczkę, która jednak szybko od niej odeszła i zaczęła ocierać się o nogi Biersacka. 

-Wrócimy do tej rozmowy- zaśmiał się, gdy puszysty ogonek przejechał mu po kostkach. 

Spojrzeli na menu. Cam jak zwykle nie była głodna, ale z racji tego, że dziś udawała normalną, postanowiła zamówić karmelowe latte. 

-Tylko?- zdziwił się Andy, po tym, jak powiedziała mu co zamawia. 

-Nie mam ochoty na więcej.

-I jeszcze porcje malinowego tortu dla tej pani- uśmiechnął się szeroko do kobiety stojącej za ladą.  Camille otworzyła szerzej oczy zdziwiona. Nikt od dawna nie był dla niej taki życzliwy, a fakt, że to był On, sprawiał, że była szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. 

Zastanawiała ją też jedna rzecz. Skąd jej idol wiedział, że uwielbia maliny?

~*~

Hejka ^^ Wiem, że to opowiadanie jest mega dziwne, więc gratuluję wszystkim, którzy wciąż to czytają XDD 

Chciałam też zaznaczyć, że jeśli ktoś nie polubił głównej bohaterki, nic dziwnego. Od szóstego rozdziału kreuję ją w taki sposób, że trudno jest pałać do niej sympatią. 

Do następnego, wasza princessa67577 xx



Stitch These Wounds || A.Biersack Where stories live. Discover now