Poprawki:
Rozdział został poprawiony. Niech więc nie zdziwią Was zmiany, które mogły zajść w tekście! :)
Gdy nastał zmrok, siedziałam na parapecie w moim nowym, na razie pustym pokoju i wpatrywałam się w księżyc, który co kilka minut chował się za posuwającymi się wolno chmurami. Dzisiaj możliwe, że była pełnia, choć nie byłam znawcą faz księżyca i nie miałam pewności, czy świeci on całą swoją wielkością, czy może jego bok nie do końca jest oświetlony przez słońce. Gwiazdy również mocno błyszczały tej nocy, kilka znalezionych przeze mnie konstelacji było mi znajomych z dzieciństwa, jak choćby mały i duży wóz. Nauczył mnie je odnajdywać mój tata, zanim odszedł od nas, pozostawiając z matką pracoholiczką, która rzadko miała dla nas czas. Teraz zaś po tym, jak odnalazła drugą miłość życia jej godziny tym bardziej były dla nas policzone. Chciałaś jej uwagi? Lepiej wpisać się wpierw w jej kalendarzu, choć i tak przewertujesz mnóstwo kartek, zanim znajdziesz choć jedną pustą lukę w dobie.
Aczkolwiek ojca nie broniłam nigdy. Odszedł od nas, gdy Lucas miał dwa latka, ponieważ znalazł sobie młodszą i zgrabniejszą dziewczynę, którą notabene również zapłodnił i urodziła mu bliźnięta. Odkąd dzieci się urodziły zerwał z nami jakikolwiek kontakt, a jego ostatnią wiadomością była prośba o wyrozumiałeś, ponieważ ma na głowie opiekowanie się swoją rodziną. Kiedyś tam zadzwonił jeszcze, by zapytać jak się czujemy i czy wszystko dobrze, ale jedyne co usłyszał przez słuchawkę to podzielone przeze mnie na sylaby słowo :"spierdalaj". I na tym się skończyła jego troska. A później... a później odszedł na dobre...
– Dzisiaj się nie pobrudziłem! – krzyknął mój brat, prawdopodobnie zaganiany przez matkę do kąpieli. – Wczoraj się kąpałem!
– Te twoje wczoraj, było tydzień temu. Zobacz jakie masz umorusane kolana! – wrzeszczała na niego, tracąc cierpliwość, której nigdy do nikogo nie miała.
Dźwięk lanej wody do wanny słyszałam już od dawna, zaś rodzicielka popędzała młodego gdzieś na korytarzu i pewnie siłą chciała go wepchnąć do łazienki. Będąc zamkniętym w toalecie chłopak zazwyczaj już się poddawał i szło jak z płatka. Jednakże póki Lucas nie przekroczył framugi drzwi, mógł walczyć, aż do ostatniego tchu. Tak nienawidził być czysty. Choć mówi się, że szczęśliwe dziecko to brudne dziecko, prawda?
Słysząc jak nadal nie radzi sobie z Lucasem, postanowiłam pomóc jej w zagnaniu brata do łazienki. Zazwyczaj mi to lepiej wychodziło. Była to... kwestia wprawy.
– Młody, bo ci wpie... – zaczęłam, ale rodzicielka spiorunowała mnie gniewnym wzrokiem. – Miałam na myśli, zleję cię.
– Jak ty dajesz radę go zaciągnąć każdego dnia do tej wanny? – spytała mnie, szarpiąc się nadal z dziesięcioletnim chłopcem.
– Doświadczenie – odparłam i sięgnęłam po jego koszykową piłkę, która leżała gdzieś w kącie. – Piłka też się kąpie, więc i ty pójdziesz, jasne?
Chłopak popatrzył na mnie czujnie, jakby doszukiwał się w tym podstępu.
– Albo piłka wyleci przez okno drugiego piętra i ty również – dodałam, znudzona. Nie podziałało, więc kontynuowałam: - Posłuchaj mnie lepiej uważnie. W starym domu mieszkaliśmy na parterze, ale teraz polecisz niczym stare, wełniane bambosze z drugiego piętra. Rozkwasisz się na betonie i tyle będziemy z ciebie mieli.
– Leanora! - ryknęła moja mama, a po chwili zdziwiła się, ponieważ jej syn rozluźnił się i samodzielnie powędrował do łazienki. Pomrugała zdziwiona powiekami, wpatrując się we mnie z głupią, mało zrozumianą dla mnie miną. Było to coś na kształt ulgi i szoku. – Czy te groźby właśnie zadziałały?