Rozdział został poprawiony.
– Nie masz nikomu o tym wspominać, jasne? – powtarzałam kolejny raz Lukasowi, kiedy Harry zaczął grzebać po szafach rodziców.– Ok, ale to dziwne. Jego tata i nasza mama są razem. Brat i siostra nie mogą być razem.
– My nie chcemy być razem – powiedziałam mu na ucho. Chłopiec przez chwile myślał, wtulony w moje ramie, po czym zaczął:
– To czemu się całujecie, jeśli nie chcecie być razem?
Cichy chichot Harry'ego dobiegł zza drzwi garderoby.– Nie całujemy się. Nic nie słyszałeś, nic nie widziałeś, nic nie wiesz.
– A co ze schronem – wymsknęło się mojemu bratu, na co Harry wynurzył się z ubrań.
– Schron? – spytał i spojrzał lekko rozeźlony w moją stronę.
– Nie miałem mówić, prawda?
– Tak, Lukas ty nawet nie miałeś o tym wiedzieć.
– Jaki schron Lea? – dociekał, a ja zagryzłam dolną wargę.
– Chyba musisz mu powiedzieć – odezwał się Lukas.
– Mamy schron w domu Harry. – Nagle usłyszeliśmy jak ktoś wchodzi na piętro. Głośne tupiące buciorami kroki wzbijały się stopniami.
Harry złapał nas za ręce i prędko wepchnął do ciasnej garderoby. Czy to był nasz koniec? Mój żołądek zrobił fikołka. Czułam, jak serce obija się od mojej klatki piersiowej. Harry zamknął drzwi szafy.
Nie było dużo miejsca. Lukas, opleciony moim ramieniem, tulił się do mojego brzucha. Natomiast ja napierałam całym ciałem na Harry'ego, który jako jedyny nie wyglądał jakby narzekał.
– Gdzie jest schron? – zapytał mnie na ucho. Byłam w stanie jedynie wskazać palcem w dół, przerażona dźwiękiem otwieranych się do sypialni drzwi. Zacisnęłam zęby i powieki. Ktoś wszedł. Przez dłuższy moment nie poruszał się, aż w końcu jego kroki, dały jasno znać, że ten rozgląda się po pomieszczeniu. Próbowałam wstrzymać oddech. Wydawało mi się, że nawet najcichsze wydmuchnięcie powietrza nieznajomy usłyszy, niczym start odrzutowca.
Kiedy nieznajomy zbliżył się niebezpiecznie blisko drzwi garderoby oparłam głowę o tors Harry'ego. Zgryzłam wargę, nie martwiąc się metalicznym smakiem krwi, który zagościł w moich ustach. Dłoń chłopaka zacisnęła się na moim biodrze, dotychczas nawet nie wiedziałam, że przygwoździłam jego rękę ciałem do ściany szafy. Chłopak cichutko oparł swoją głowę o moją, a ja poczułam jego dłuższe włosy łaskoczące moją twarz. Sekundy w tym momencie trwały jak wieczność, ciągle czułam, że zaraz zostaniemy odnalezieni, że osoba, która znajduje się w pokoju za chwilę nas wywęszy.– Masz coś? – krzyknął mężczyzna, a jego wrzask wywołał na moim ciele falę dreszczy.
– Nie, ale ktoś tu bierze silne tabletki psychotropowe – odezwał się inny głos z pokoju Harry'ego. – Nie wiem czy chcę się z nim spotkać.
Włamywacze zaśmiali się.W tym samym momencie dłoń chłopaka ścisnęła mnie jeszcze mocniej. Tak jakby bał się, że jestem w stanie mu uciec. Cóż, nawet gdybym chciała, okoliczności nie pozwoliłyby na to. Ja jednak jeszcze silniej przylgnęłam do niego głową, tak trochę, jak gdybym chciała dodać mu otuchy, której pewnie teraz potrzebował.
Czułam, jak jego oddech rozwiewa moje włosy na czole. Słyszałam bicie jego serca. Miarowe i spokojne. Idealna przeciwność mojego, które biło jak oszalałe. Czy ten człowiek czegokolwiek się bał? Jego zapach, taki bez żadnych perfum, czy wody kolońskiej, wydawał mi się teraz jeszcze piękniejszy. Naturalny. Czułam się, jak gdybym wreszcie miała okazję poznać go od tej prawdziwej strony. Od człowieczej strony. Było to złudne, cóż zwykle nie poznawało się ludzi po ich zapachu, a charakterze, który w tym wypadku nie był czymś, co poznać chciałam. Harry wydawał mi się okropny.