Rozdział 11

5.8K 290 41
                                    

Rozdział został poprawiony!

– Gdzie masz bandaż? – spytał Ian. Jego rodzicielski ton, jakim to powiedział, sprawił, że mimowolnie burknęłam cicho pod nosem.

Olałam go. Opatrunek na mojej głowie równie dobrze trzymał się bez bandażu, a w nim, co najwyżej mogłam grać rolę mumii w kolejnym Hollywodzkim filmie. Elegancik nie drążył dalej tematu. Ramieniem podtrzymywał sobie telefon komórkowy przy uchu i nerwowo wchodził w tę i nazad, wściekły, niczym lew w klatce.

Lukas, siedzący przy blacie, zdawał się niewzruszony zachowaniem Iana.

– Co mu jest? – spytałam chłopaka, tuląc go od tyłu i całując w głowę.

– Meble miały być półtora godziny temu Lea. – Ian spojrzał na nas. – Miały być, ale ich nie ma.
Uśmiechnął się, jakby chciał rozluźnić sytuację i dać do zrozumienia, że nad wszystkim panuje. Widząc jego zachowanie, trudno było w to w ogóle wierzyć.

– Witam, witam – zaczął mówić do słuchawki - Nazywam się Ian Baylis i wciąż oczekuje na przyjazd waszej ciężarówki. Tak, zamawiałem ją... tak, tak...dostałem wiadomość , że miała być dzisiaj około poranku, ale nie dotarła. A przynajmniej nie widzę jej na moim podjeździe. – Wychylił się przez kuchenne okno, chcąc najprawdopodobniej upewnić się raz jeszcze.

Ciężarówki nie było.

Woń męskich perfum i papierosów zawirowała w moim nosie, a to znaczyło, że zbliża się ten, którego osoby lepiej jest unikać. Harry zagościł w kuchni.

Odstawił brudny kubek po kawie do zlewu, wdeptując przy tym skarpetką w niewielką kałużę wody. Znane przekleństwo dało wyczytać się z jego ust, gdy zmarszczył się wściekle, czepiąc nogą, jak zmoczony deszczem pies.

Prychnęłam pod nosem, na widok jego durnowatych tańców, które w akompaniamencie rzucanych wulgarnie słów Iana wyglądały, jak parodia najgorszej parodii.

– I co cię tak bawi? – rzucił w moją stronę. Nie odpowiedziałam, wyprzedzona wybuchem zdenerwowania Iana.

We trójkę bacznie przyglądaliśmy się jego reakcjom na odpowiedzi odbiorcy. Mężczyzny twarz przechodziła, niczym kalejdoskop ze zdumionej, po zdezorientowaną, aż do wkurzonej – miny jakiej nigdy w życiu nie było mi dane widzieć na twarzy Iana. Nie możliwym było wyczytanie rozwiązania tej okropnej sytuacji z miny faceta. Emocje, które w nim szalały były niekiedy nie do rozszyfrowania. Natomiast pewnym było, że nasze rzeczy nie dotrą dzisiaj, a możliwe nawet, że nie są jeszcze w drodze.

Ian zakończył rozmowę rzuceniem komórki o blat.

– Kurwa. – Wyprostował się gwałtownie. – Przepraszam za słownictwo Luk. Samochód zaginął – obwieścił łapiąc się ręką za włosy. – Aktualnie nie są w stanie mi powiedzieć, gdzie znajduje się ich auto. Przypuszczają, że jeśli dzisiaj nie dotarło do nas, to jutro wróci do ich firmy. Muszę dzisiaj tam jechać.

– Czyli dzisiaj wyjeżdżamy, tak? – zapytałam.

– Nie. Ja wyjeżdżam jak najszybciej poszukać naszych rzeczy, a wy przypilnujecie domu. – Facet zerwał się i ruszył schodami do góry.

– Będziemy sami w domu – powiedział Lukas chyląc się po telefon Iana, który wylądował gdzieś pod szafka kuchenną. Sprawnie wpisał kod dostępu i już po chwili grał w jakąś grę.

– Będziemy sami w domu – powtórzył Harry.
Na te słowa, aż dreszcz przeszedł moje ramiona. A może to dłoń Harry'ego lądująca na mojej talii przyczyniła się do nich? Stał za mną. Choć nie widziałam byłam pewna, że się uśmiecha. Pozostanie ze mną sam na sam, było zapewne jego największym marzeniem, a zarazem najgorszym co mogło spotkać mnie. Myśl o pozostaniu z nim samemu, kiedy nasi rodzicie byli setki kilometrów stąd, napawała mnie cholernym niepokojem. Moje emocje przy nim wariowały. Coś pomiędzy nienawiścią i czymś, czego sama nie potrafiłam zdefiniować. Nie ufałam mu. Wewnętrznie czułam, że gdy nadarzy się okazja, on znowu spróbuje ją wykorzystać. A ja odmówię. Zawsze odmówię...

Unsafe ShelterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz