Dochodziła trzecia w nocy, kiedy ciężarówka wjechała na parking małego przy autostradowego hoteliku. Ogromnie dziękując opuściłam auto, a następnie powolnie podreptałam w stronę głównego wejścia. Nie miałam nawet grosza przy sobie, a chęć snu narastała z każdą następną chwilą. Jedyne na co wpadłam to na powołanie się na kartkę kredytową Iana, ojca Harry'ego, tak jak to było ostatnim razem.
Z nadzieją weszłam do środka i powoli zbliżyłam się do obskurnej recepcji, przy której siedział młody chłopak o blond włosach. Uśmiechał się głupio do malutkiego ekranu swojego telewizora, który ukryty miał pod niewielką, drewnianą ladą.
– Dobry wieczór – powiedziałam cicho. – Chciałam wynająć najtańszy pokój na jedną noc. I jeśli byłaby możliwość prosiłabym na rachunek mojego ojca.
Młodzieniec nawet się nie poruszył. Zaśmiał się przedziwnym śmiechem, nie spuszczając wzrok z powtórki programu o idiotach, który puszczali po nocach na jednym z tych przyrodniczych programów.
Chrząknęłam wymownie, mając nadzieje, że to sprawi, że na mnie spojrzy. Myliłam się.
– Pokój dla jednej osoby, poproszę – odezwałam się głośniej. – Na rachunek...
– Koleżanko, przeszkadzasz mi, wiesz? – Jego niebieskie oczy wbiły się nagle we mnie. Przełknęłam ślinę. – Ze śniadaniem, czy bez? Pokój na parterze, czy na piętrze?
– Byle jaki. Byle by miał dostęp do osobnej łazienki.
– Parter, prawy korytarz – odparł kładąc klucz na ladzie. – Śniadanie na 8 rano.
– Dzięki.
Chłopak wrócił do swojego zajęcia, a jego śmiech słychać było nawet wtedy, kiedy zamknęłam za sobą drzwi pokoju. Oparłam się o nie, a następnie zamknęłam powieki. Wszystko co wydarzyło się w ciągu tych kilkunastu godzin sprawiło, że czułam się wykończona. Psychicznie i fizycznie, choć w tym momencie, bardziej fizycznie. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa już w połowie drogi do łóżka. Musiałam wręcz doczołgać się na nie. Kiedy to zrobiłam nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
Okaleczona i zalana krwią twarz Asthona ponownie zagościła w moim śnie. Tym jednak razem znajdowałam się w starym spalonym budynku. Powolnie kroczyłam długim korytarzem do czasu, aż na jego końcu nie ujrzałam mrocznej sylwetki z nożem w dłoni. Żołądek podskoczył mi do gardła, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie mogę się ruszyć. Moje nogi stały w miejscu, jak gdyby zostały zalane betonem. Postać za to drwiąc głośno, zaczęła zbliżać się ku mnie. Pragnęłam uciec, ukryć się w bezpiecznym miejscu, gdy ostrze noża zabłysnęło w niezidentyfikowanym przeze mnie źródle światła.
– To co mam z nią zrobić? – odezwał się Asthon. Jego sylwetka była z każdym krokiem bliżej mnie, lecz twarz okrytą miał czarnym, długim kapturem.
– Zrób to, czego nie zrobiłeś ostatni – odpowiedział mu nieznajomy głos. Zdawał się on dochodzić ze ścian. – Zabij, zrań, pobaw się. Jest twoja.
Kiedy zbliżył się na tyle bym mogła czuć odór krwi, ściągnął kaptur, a napuchnięta okrwawiona twarz wywołała przewroty w moim żołądku. Łzy mimowolnie spłynęły po moich policzkach. Miałam ochotę wyć, krzyczeć, wołać o pomoc, a jednak nie mogłam tego zrobić. Chęć odezwania się była taka silna, że sądziłam, że rozerwie moje usta.
– Już nikt ci nie pomoże, słoneczko. Teraz nikt ci nie pomoże. – Wykrzywił usta w obleśny uśmiech. Jego zęby były koloru płonącej czerwieni. W myślach błagałam o pomoc, tak głośno jak było to możliwe z nadzieją, że moje myśli są choć raz słyszalne. Asthon uniósł ostrze noża ku górze, trąc palcem wskazującym po ostrej końcówce. Wpatrywał się, jak zahipnotyzowany widząc kroplę krwi spływającą po jego palcu.