Rozdział został poprawiony.
Kolejnego dnia, rychło nad ranem do szpitala przyjechał Ian. Byłam wtenczas już po wszystkich ostatecznych badaniach, których wyniki na całe szczęście okazały się być dobre. Pozwolono mi wreszcie wrócić do domu, co niezmiernie mnie ucieszyło. Warunkiem było jednak to, że sama zadbam o zmianę opatrunku na mojej głowie. Założenie kilka szwów powyżej mojego ucha było nieunikniony.
Rzecz jasna przystałam na to. Zgodziłabym się na wszystko, tylko aby wrócić do mojego brata. Przez 30 minut jedna z pielęgniarek pokazywała mi jak sprawnie i bezpiecznie owinąć głowę bandażem. Wyglądałam niesamowicie... głupio.
Kiedy wraz z Ianem dotarliśmy do domu, od frontu przywitał mnie uściskiem Lukas. Chwilę później śmiał się, mówiąc, że wyglądam jak pirat. Jego dziecinne odzywki jednak i tak poprawiały mi humor.
Harry, jakby z konieczności, posłał krótki uśmiech w moją stronę, a później zniknął na pół dnia w swoim pokoju. Dziwne uczucie niepewności doskwierało mi przez kilka godzin, kiedy rozmyślałam nad tym, czy aby na pewno chłopak był ostatniej nocy ze mną w szpitalu. Czy mogło mi się to przyśnić?
Jeśli był, to jakim cudem dostał się do domu? Wyszedł w nocy? Rano już nie było go w szpitalu.
Popołudniu siedziałam z Lukasem i Ianem w kuchni. Elegancik ewidentnie chciał nawiązać z nami jakiś lepszy kontakt, ale dotychczas udało mu się jedynie z moim bratem, który pomału był nim zafascynowany.
– Pójdę zmienić opatrunek – odezwałam się, w trakcie, gdy Lucas opowiadał jakiś dziecięcy żart.
Zerwałam się z wysokiego stołka i poczułam, że pomieszczenie wiruje. Zacisnęłam powieki i chwyciłam się blatu kuchennego.– Lea ostrożnie – powiedział Ian i chwycił mnie pod ramię. – Pomóc ci dojść do łazienki? Gdzie masz bandaże?
– Nie, już lepiej. Mam u siebie na górze. Dam radę, dzięki.
Pomału, mocno trzymając się barierki weszłam na pierwsze piętro. Wszystkie pomieszczenia były otwarte, prócz pokoju Harry'ego, który zamknął się za nimi od razu po tym jak przyjechałam. Ignorując to, weszłam szklanymi schodami wyżej. Moje zawroty w głowie wcale nie ustawały, więc podpieraj się ściany doszłam do łazienki. Usiadłam na brzegu wanny i pochyliłam głowę w dół.
Czułam, że za moment zwymiotuję. Próbowałam powstrzymać to uczucie. Przymknęłam oczy i skupiłam się na wolnym i głębokim oddychaniu. Te dolegliwości miną, wiedziałam o tym, ale tymczasem starałam się nie puścić pawia. Nagły dotyk na moim kolanie sprawił, że aż podskoczyłam. Ujrzałam klęczącego przede mną Harry'ego.
– Nie słyszałam, jak wchodzisz.
– Jak się czujesz? – spytał neutralnym głosem.
Jego podejście do mnie wydawało się być zupełnie inne, niż ostatnio. Tym razem ani nie było ono nachalne, ani opiekuńcze. Chłopak wydawał się, jakby stracił jakiekolwiek zainteresowanie mną. Poczułam dziwne uczucie w sercu, które już kiedyś miałam okazję czuć, jednak teraz wydawało się być ono trochę inne. Czułam się odrzucona? Zawiedziona? Czy właśnie sama dałam sobie do zrozumienia, że jego gierki mi się podobały? Czy ja naprawdę chciałam tak być traktowana? A może ta nienormalna chęć, aby ono mnie zabiegał zrodziła się, ponieważ minęło sporo czasu od dnia, gdy ostatnio komukolwiek się podobałam?
– Dobrze – odparłam, udając obojętność i powstrzymując się, by żołądek nie zawiódł w najmniej oczekiwanym momencie. Chłopak wpatrzył się we mnie. Prawdopodobnie byłam blada jak kartka papieru, a przynajmniej tak się czułam. Nic więc dziwnego, że w jego spojrzeniu nie dostrzegłam nawet krzty wiary w to co odpowiedziałam.