Obudziło mnie stukanie do drzwi. Uwielbiam jak w ten sposób od ponad 10 lat budzi mnie mój tata. Nigdy nie wchodzi do mojego pokoju tylko czeka aż wyjde, pocałuje go w policzek, i powiem "Dzień dobry tatusiu".
Każdy mój ranek wygląda tak samo, myje się, ubieram, pakuje plecak do szkoły i ide na śniadanie, gdzie moja mama co rusz przygotowuje nowe to pysznosci, których nauczyła się na kursie gotowania dzień wcześniej. Razem całą czwórka siadamy do stołu i rozmawiamy. To wspaniałe uczucie mieć tak kochającą się rodzinę, której można powiedzieć o wszystkim i ma się w sobie wzajemnie oparcie.
Za każdym razem gdy tata wychodził do pracy całował nas wszystkich tak, jakby miał nas widzieć po raz ostatni. Ale to właśnie był ostatni raz, tego dnia całą czwórka ostatni raz usiedliśmy do wspólnego posiłku. Do naszego ostatniego w życiu wspólnego śniadania.
Potem wszystko potoczyło sie samo. Wezwanie mnie i mojego brata Nicka do gabinetu dyrektora, wiadomość o tym, że samochód rodziców został zepchnięty do rzeki przez pijanego kierowcę ciężarówki, rozmowy z policja, psychologiem, psychiatra, mój pobyt w szpitalu z powodu załamania i depresja Nicka, który zaczął ćpać, pić. Każde z nas przechodziło żałobę na swój sposób, ale nie tak jak powinniśmy. Nie wspieraliśmy się, a tego oboje najbardziej potrzebowaliśmy.
Pierwszy rok po śmierci oboje mieszkaliśmy w schronisku dla nieletnich, bo nikt z rodziny nie mógł zapewnić nam wystarczająco dobrych warunków do życia. Chociaż ja i tak uważam, że nikt nie chciał nas do sobie zabrać, bo jesteśmy "zbyt problemowi" jak mówiła nam to nasza opiekunka. Chrzanic ich.
Po roku jednak znalazła się ciotka, o której nie mieliśmy nigdy pojęcia i która postanowiła zakończyć nasze cierpienie i zabrała nas do siebie, do Chicago i to tam mieliśmy zacząć nowe życie. Ponoć lepsze. 1000km od rodzinnego domu. Nie podobało się to jednak żadnemu z nas, ale nie chcieliśmy już dłużej mieszkać w tym obleśnym schronisku a była to jedyna alternatywa aby się stamtąd wyrwać, dosłownie.
Przebudziłam się rano tylko dzięki budzikowi, który ciotka Tessa kazała mi nastawić wieczór wcześniej. Bardzo staram się po lubić młodszą siostrę mojej mamy, ale trudno aby kobieta zaledwie 5 lat starsza ode mnie nagle zaczęła mi mówić co mam robić i jak się zachowywać.
Z trudem wstałam z łóżka. Poszłam do łazienki i weszłam pod prysznic. Stałam tak chwilę i pozwalałam aby ciepła woda spływała po moim napiętym ciele. Zastanawiam się czy znajdę w tym nowym liceum przyjaciół, zrozumienie i czy uda mi się zapomnieć o życiu którym żyłam w Belvidere.
Ubrałam czarne obcisłe rurki i biały T-shirt, do tego czarne buty na platformie z grubym obcasie, a swoje kasztanowe do pasa włosy ściągnęłam gumka.
Schodząc na dół, zapukałam do pokoju mojego młodszego brata. Nick ma 16 lat i dla niego ta przeprowadzka była najgorsza, bo musi ukończyć gimnazjum w nowym otoczeniu oraz z nowymi ludźmi.
-Nick wstaleś juz? - wchodząc do jego pokoju zobaczyłam, że on nadal śpi. Wiedziałam, że tak będzie, podeszłam więc do okna i podniosłam ciemne rolety wpuszczając do pokoju promienie jesiennego słońca.
-Co ty do cholery robisz?! Wyjdź stąd! - 16-sto latek zdenerwował się.
-Wstawaj, zaraz trzeba wychodzić.
-Nigdzie nie idę, odwal się.
-Nick, podnoś dupe z łóżka i schodź na śniadanie. - nigdy tak do siebie nie mówiliśmy, ale śmierć rodziców obojga nas zmieniła, podobnie nasze stosunki.
-Powiedziałem, spadają stąd, kretynko! - obdarzył mnie w tamtym momencie tak zawistnym spojrzeniem, że aż się przestraszyłam. -Jezu, Lexi przepraszam Cię, nie chciałem.
-Nie ma sprawy... - moja mina musiała mówić sama za siebie, bo Nick podniósł się z łóżka i objął mnie w pasie.
-Przepraszam, naprawdę nie chciałem. - również objęłam mojego młodszego brata.
-Nic się nie stało. Jest dobrze Nick.
-Jednak udało Ci się podnieść mnie z łóżka.
-Pewnie, tyle dobrego. Szykuj się i schodz na dół, zawioze cię do szkoły.
-Dzięki siostra. I naprawdę przepraszam.
Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z pokoju.
Nick jest dobrym chłopakiem, ale zagubionym, podobnie jak i ja.