Rozdział 6

59 7 0
                                    

Każdy słowo "pamięć" definiuje na swój własny sposób. Dla jednych jest to świętowanie urodzin, imienin lub innych wydarzeń. Dla drugich jest to coś na wzór 'puszki', która przechowuje wszelakie myśli i wspomnienia - nieważne już czy złe czy dobre. Spójrzmy zatem do znanej nam wszystkim książki, jaką jest encyklopedia, która ponoć najbardziej przydaje się w życiu.

Pamięć - zdolność do przywoływania wrażeń, informacji oraz skojarzeń. Występuje u ludzi, niektórych zwierząt oraz w komputerach.

W tej chwili pamięć mogę określić jako wiedzę o sobie samej, bo przecież gdybym urodziła się ze sklerozą nie wiedziałabym kim jestem. Pytanie brzmi - czy ja to wiem? Być może urodziłam się ze sklerozą, o ile to jest w ogóle możliwe. W mojej głowie widnieje tylko urwany film. Gorzej, że urwał się on gdzieś po pierwszych dziesięciu minutach, co całkowicie psuje atrakcję z oglądania. Dalsza część tego filmu jak na razie przeobraża się w horror.
Tydzień. Cholerny tydzień spędzony w białych ścianach, które z każdą sekundą przygniatały mnie, uniemożliwiając wyjście. Ostatnimi czasy zaczęłam zastanawiać się czy aby na pewno nie zwariowałam. W ciągu tych siedmiu dni, dwa razy miałam robioną tomografię głowy, która - jak lekarz wspominał - nie wskazywała nic niepokojącego. Nie jestem pewna, czy oboje słowo 'nic' interpretujemy tak samo, bo u niego kryje się za tym szereg problemów. No ale skoro badania nic nie wykazały, dlaczego mnie stąd nie wypuszczą? Urodziłam się tutaj? Spędziłam tu te cholerne kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat? Dwa słowa, jakże proste i normalne, a wywołujące u mnie najgorsze emocje - nie wiem. Przez pierwsze trzy dni plułam tym wszystkim białym ścierwom prosto w oczy, a każdy wypowiadany przeze mnie wyraz był dla nich jak kolejne dawki bolesnego jadu.
Nasłuchałam się pytań, na które chcąc czy nie chcąc nie potrafiłam odpowiedzieć. Udawali głupich, kiedy myśleli, że nie wiem o czym dyskutują po każdej konfrontacji ze mną. Bardzo dobrze uchwyciłam słowa takie jak 'psychiatryk', 'psychopatka', 'schizofrenia' lub 'wariatka'. Po tym wszystkim straciłam chęci i nadzieję na wyjście.
W tej chwili mój martwy, tępy wzrok skupiał się na pustym, fioletowym flakonie leżącym na stoliku naprzeciw mnie. Czasem spoglądałam na puste, pościelone łóżko obok. Zdałam sobie sprawę, że nie chcą zamykać umysłowo zdrowej osoby z - jak to ujęli - wariatką. Po pewnym czasie do pokoju wpadła wysoka kobieta o blond włosach, opadających jej na ramiona. Myślałam, że zaraz przewróci się i uderzy o kant stolika, przez wysokie szpilki. Zdjęła z siebie turkusowy szal, rzucając go na fotel obok, a później przykucnęła przy moim łóżku.
- Boże! Skarbie, tak bardzo się martwiłam! - wyłkała ze łzami w oczach. Zaczęła błądzić rękami po mojej twarzy, delikatnie zahaczając opuszkami palców o rany zalepione plastrami. Przez niedawną dawkę leków uspokajających nie miałam sił, aby cokolwiek zrobić, więc rzuciłam w jej stronę parę słów, które sprawiły, że wycofała się do tyłu. Musiało ją to zaboleć.
- Kim ty jesteś?
Jej oczy wyglądały, jakby wyleciały z orbit, a łzy mimowolnie wydostały się na zewnątrz. Mogę się domyślić, że jestem dla niej kimś ważnym, bo przypadkowa osoba raczej nie zareagowałaby w ten sposób. No chyba, że jestem jakąś pieprzoną gwiazdą internetu.
- Sarah, ja rozumiem, że pomiędzy nami jest źle. To, czego się dowiedziałaś mogło tobą poruszyć, ale nie traktuj mnie w ten sposób - wstrzymała się, żeby wytrzeć rękawem skórzanej kurtki mokre policzki. Odpowiedziałam jej jedynie torturującą ciszą, która już widocznie przekraczała skalę jej wytrzymałości - Cholera, proszę, powiedz coś!
- Co ci mam powiedzieć? Że widzę cię pierwszy raz na oczy? Przynajmniej wiem już, że prawdopodobnie mam na imię Sarah.
Spuściłam głowę, bawiąc się swoimi palcami. Czułam na sobie trujący wzrok kobiety, która kręciła głową z zakłopotania. Chyba nie mogła przyswoić do siebie myśli, że siedzi przed nią wariatka, która twierdzi, że jej nie zna, choć pewnie jest inaczej. Do pomieszczenia wszedł lekarz, któremu siwe kosmyki włosów lekko zasłaniały czoło, a okulary trzymały się na końcówce nosa. Blondynka odwróciła ku niemu swój wzrok, oczekując jakiegoś wyjaśnienia.
- W restauracji, gdzie zdarzył się wypadek znaleziono twój telefon. Za jego pomocą skontaktowaliśmy się z twoją matką, która podała nam podstawowe informacje dotyczące twojej osoby - wypowiedział to, spokojnie spoglądając na stertę papierów w jego dłoniach. Patrzyłam na niego zdezorientowana. Można powiedzieć, że zobaczyłam ducha, ponieważ ten człowiek w moich oczach jest martwy. Czuję dziwną złość do tego, że doszukuje się niepotrzebnych informacji, które nic nie zmienią, zamiast pomóc mi wydostać się z tego bagna. Więzi mnie tu fizycznie i psychicznie.
- Naprawdę? I co panu to dało? Powód na wypuszczenie mnie? Jeśli tak, to chętnie posłucham - parsknęłam śmiechem, który miał w sobie nutkę oburzenia i zdenerwowania. Mężczyzna spojrzał na mnie z troskliwym wyrazem twarzy, który najchętniej bym mu wymazała.
- Niestety, ale musisz zostać jeszcze kilka dni. Mamy założoną pewną tezę, ale musimy zbadać czy jest ona prawidłowa. Twoja mama może ci przez ten czas towarzyszyć.
Spojrzałam na kobietę, która dalej znajdowała się przy mnie. Jej makijaż był rozmazany przez łzy, a oczy śpiące i zmartwione. Wolę siedzieć tutaj sama, niż z osobą, która będzie zadawać mi stos pytań. To jest katorga. Jeśli miałabym wybierać, wolałabym siedzieć dwadzieścia cztery godziny na dobę z pielęgniarką, która cały czas mruczy pod nosem jaki przystojny jest  niedawno zatrudniony rehabilitant. Pomieszczenie to akurat jest najbliżej sali rehabilitacyjnej, gdzie często widzi swojego przystojniaka, więc zdarzało się, że wparowywała tutaj tylko po to, żeby poprawić włosy i uspokoić się. Jest dość młoda, zgaduję że ma mniej niż trzydzieści lat, lecz zachowuje się jak typowa nastolatka. Na nic nie narzekam, przynajmniej jest zabawnie, a ona zdecydowanie koloryzuje tą panoramę w postaci białych, szpitalnych ścian.
- Wolę być zamknięta tutaj sama - westchnęłam, odwracając wzrok w kierunku okna, za którym promienie słońca obijały się o poruszane przez wiatr liście drzew. Zapomniałam chyba nawet jak oddycha się prawdziwym powietrzem. Moje nozdrza przywykły do zapachu spirytusu, gumowych rękawiczek i innych środków lekarskich.
- Byłby pan łaskawy chociaż powiedzieć, co prawdopodobnie się ze mną dzieje?
Facet zerknął na kobietę, która po moich poprzednich słowach chyba się załamała, ale postanowił kontynuować.
- Podejrzewamy u ciebie amnezję.
Amnezja. To jest jakaś choroba, nie pamiętam jaka. Łatwo brzmi. Ciekawe, czy tak łatwo ją zrozumieć.
- Co to oznacza?
- Nie pamiętasz nic, łącznie ze swoją tożsamością. Na razie na mózgu nie widać żadnych guzów, ani krwiaków, więc niedługo będziesz mogła opuścić klinikę. Jednak za miesiąc musisz przejść kolejną kontrolę, bo to co się dzieje na razie może być po prostu niewidoczne. I wizyty u psychologa również będą wskazane. Podam ci adres i numer telefonu do syna mojego przyjaciela, myślę, że ci pomoże - spojrzał na zegar wiszący nad drzwiami, a później na listę przed sobą, jakby miał jakąś ważną sprawę do załatwienia - Zostawiam cię w tej chwili z mamą.
Wyszedł. Leki uspokajające chyba przestały działać, ponieważ od razu wstałam z łóżka i wzięłam do ręki flakon, który w mgnieniu oka znalazł swoje miejsce w postaci drobnych kawałków na podłodze. Nienawidzę tych ludzi, nienawidzę tego miejsca, nienawidzę siebie. Nienawidzę siebie za to, że nie potrafię sobie poradzić. Moje ręce zwinnie szarpały za plakaty reklamowe, targając je na strzępy, a kobieta nadal znajdująca się w pomieszczeniu podbiegła do mnie, chwytając moje rzucające się ciało. Powoli zaprowadziła mnie do łóżka, a ja dałam się ponieść płaczu. To jest okropne, ta pustka, zupełna niewiedza. Blondynka odgarnęła włosy z mojej twarzy, gładząc kciukiem mokry policzek. Mój płacz był głośny, miałam wrażenie, że łzy próbowały przenieść wszystko co tkwiło we mnie na zewnątrz, ale przydałyby mi się ich hektolitry, żeby się tego wyzbyć.
- Słuchaj, jestem Alice Martin, twoja mama. Wrócisz razem ze mną do domu i przebrniemy przez to, dobrze? - powiedziała to z poważnym tonem głosu. Nie chciałam tego. Mam wrażenie, że wszyscy tutaj próbują mnie zniszczyć, nie mogę nikomu zaufać. Nikomu, nawet samej sobie.
- Wyjdź.
- Proszę?
- Zostaw mnie - fuknęłam przez płacz i schowałam się pod kołdrą. Nie minęło parę sekund, a usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.

***

Z trudem uniosłam powieki, przez które przebijały się promienie słoneczne. Nie wiem ile spałam, ale czuję się, jakby w magiczny sposób odebrano mi całą energię jaką miałam. Spojrzałam na ściany, które były teraz całkowicie puste, ze względu na mój napad złości, w wyniku którego pozrywałam wszystko, co się dało. Szkło musiało być już sprzątnięte, bo na podłodze nic nie zauważyłam. Na stoliczku obok mnie znajdował się talerz z ryżem i jakimś sosem. Już wolę się żywić samą kroplówką, niż jeść to paskudne, szpitalne jedzenie. Skrzywiłam się lekko, po czym próbowałam się przeciągnąć, co wychodziło mi z wielkim trudem, bo z każdym ruchem moja głowa coraz bardziej pulsowała.
- Zły sen? Albo za bardzo cię naćpali - usłyszałam głos, dochodzący z drugiej części pokoju. Odwróciłam głowę, zauważając opartego na łóżku blondyna. Wokół głowy miał owinięty bandaż, a lewą ręką trzymał się za prawe biodro.
- Co ty tutaj robisz? Kiedy cię tutaj przyprowadzili? - wydusiłam z siebie dwa pytania, które wywołały uśmiech na twarzy chłopaka. Nie rozumiem, co w tym jest śmiesznego.
- Jak widać latam, a przyprowadzili mnie tutaj jakiś tydzień temu, tylko po prostu posiadam moc niewidzialności.
Skarciłam go wzrokiem, udając, że jednak mnie to nie obchodzi. Tylko tego brakuje, żebym przesiedziała tu resztę marnego czasu w towarzystwie jakiegoś dupka. No po prostu świetnie.
- Stęskniłaś się od naszego ostatniego spotkania? - zapytał, a ja powoli układałam sobie wyrazy w głowie. Kiedy ja się z nim spotkałam? Widzę go pierwszy raz na oczy, czemu się nie dziwię, bo nawet własnej możliwej matki nie znam. Wgapiałam się w niego, próbując cokolwiek przywołać, najmniejszą rzecz, ale nic z tego - Czyli jednak nie?
- Jeżeli możesz, to proszę, powiedz mi kim jesteś, bo.. ja cię nie znam - wydukałam, a jego usta ułożyły się w jedną linię.
- Rozumiem, że mnie nie lubisz, ale nie musisz od razu mówić, że mnie nie znasz. Bez przesady.
- Nie, ja nie żartuję.
Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na mnie spod byka. Odwróciłam wzrok, bo moje paznokcie nagle stały się bardzo interesujące.
- Obudziłam się w tym szpitalu, zupełnie nic nie pamiętając. Ja nie wiem kim jestem, jak mam na imię, nie mówiąc już o tym kim jesteś ty. Więc proszę cię, zlituj się nade mną i powiedz mi z kim mam do czynienia, bo naprawdę nie mam ochoty bawić się w doszukiwanie prawdy.
Wyglądał na zmieszanego, jakby nie mógł dobrać w głowie odpowiednich słów lub myśli, które w pewien sposób wytłumaczyłyby sytuacje w jakiej się znajdujemy. Kiedy wpatrywał się w okno miałam okazję, aby dokładnie zbadać go wzrokiem. Przypominał mi chłopaka, którego widziałam podczas próby ucieczki ze szpitala. Prowadzili go na salę operacyjną, był nieprzytomny i...
- Daniel - pomyślałam głośno. Blondyn odwrócił głowę i spojrzał na mnie pytająco.
- Co?
- Nazywasz się Daniel, prawda? - zapytałam, oczekując potwierdzenia mojego przypuszczenia. Przez chwilę nie otrzymywałam odpowiedzi, jakby to pytanie było bardzo trudne. Po mimice twarzy, zachowaniu i gestach mogłam uznać, że coś dziwnego siedzi w tym chłopaku. Wygląda jakby gubił się we własnych słowach. Może choruje na autyzm? Natychmiast odrzuciłam tą myśl, bo przecież jeszcze jakiś czas temu normalnie ze mną rozmawiał. Najwyraźniej trochę go zagięłam.
Ups..
- Tak, jestem Daniel, ale skoro straciłaś pamięć, to skąd to wiesz? - w końcu usłyszałam te wyczekiwane słowa.
- W dzień, w którym tutaj trafiłam usłyszałam jak wykrzykują twoje imię, aby zawieść cię na salę operacyjną. Dziwnym trafem utkwiło mi to w głowie.
- Czyli naprawdę nic nie pamiętasz? - dodał. No przecież jakiś czas temu mu to powiedziałam. Mam wrażenie, że on też ma mnie za jakąś wariatkę, która sobie coś upierdoliła. Być może faktycznie zwariowałam do tego stopnia, że sama nie wiem co jest w mojej głowie. Jednak.. amnezja. To słowo cały czas kręci się w maksymalnie powolnym tempie, jakby wcale nie chciało opuścić mojego umysłu.
- Nie - zaprzeczyłam. Cały czas czułam na sobie wzrok chłopaka, który widocznie nad czymś myślał. Odrobinę mnie to przerażało, bo czuję, że nie powinnam nikomu tutaj ufać.
- Mogę powiedzieć ci kim jestem. A co więcej - uniósł palec ku górze i podniósł się całkowicie do pozycji siedzącej - Mogę uświadomić cię kim jesteś ty.
Uchyliłam usta, czekając aż będzie skory powiedzieć coś szczególniejszego na ten temat, ale to chyba moje niedoczekanie.
- A więc?
Daniel chwilę się zamyślił, a ja spokojnie siedziałam i czekałam aż cokolwiek mi wyjaśni.
- Jestem twoim chłopakiem. Jakiś czas temu wprowadziłaś się do mnie - powiedział spokojnie, jakby to było coś oczywistego. Szkoda, że dla mnie nie jest. Jego kąciki ust uniosły się do góry, zauważając jak bardzo mnie tym zmieszał. Mam mu wierzyć? Dlaczego miałby mnie okłamywać?
- Jak się poznaliśmy?
- Na imprezie - odpowiedział stanowczo - Pobiłaś się z pewną laską, bo byłaś o mnie zazdrosna. Tak się rozwinęła nasza znajomość, dopóki się we mnie nie zakochałaś - puścił mi oczko, a ja parę razy zamrugałam.    

Zakochać się. Czasownik dobrze mi znany, a jednak obcy. Nie znam tego uczucia, a co gorsza nie czuję go. Czy wraz z utratą pamięci można przestać kogoś kochać? Najwidoczniej nie dowiem się tego, ponieważ musiałabym wykorzystać przeżycia, których jednak nie pamiętam. Zastanawiam się czy warto mu zaufać. Chcę się czegokolwiek dowiedzieć, a wydaje mi się, że mogę być na dobrej drodze. Co jeśli on naprawdę jest częścią mojego życia? Gdyby okazało się to prawdą miałabym sobie za złe, że tak prędko odpuściłam. 

- Dlaczego tutaj leżysz? - zadałam pytanie, które tak naprawdę najbardziej ciekawi mnie, kiedy spoglądam na jego opatrunki. Musiał być mocno ranny, skoro go operowali - No wiesz, co się stało zanim trafiłeś do szpitala?
Daniel chwilę się we mnie wpatrywał, jakby próbował rozszyfrować to, o czym teraz myślę. Widać w jego oczach coś tajemniczego, coś co bardzo mnie do niego przyciąga. Naprawdę chciałabym poznać jego życiorys. 

- Zostałem pobity przez pewnego drania, nieważne. 

- Byłam wtedy z tobą? 
- Tak, a co? - blondyn zmarszczył brwi widocznie zdziwiony moim pytaniem. To wszystko co się dzieje stanowi jedną, wielką tajemnicę, którą za wszelką cenę muszę odkryć. 
- To był mój ojciec - odparłam, odwracając wzrok na ścianę przede mną. Od jakiegoś czasu stała się ona moim bardzo ciekawym punktem obserwacyjnym - Ponoć uciekł z miejsca wypadku.

Spojrzałam na niego. Wyglądał na zestresowanego, ale w środku kipiał złością. Zauważyłam, jak zacisnął swoją pięść, a całe jego ciało spięło się. Zgaduję, że informacja o moim ojcu wpłynęła na niego bardziej, niż negatywnie - miał on wpływ na coś, co stało się w przeszłości. Niestety dla mnie ten termin jest czymś nieznanym. 

Czuję się cholernie dziwnie, siedząc w pomieszczeniu, w którym przebywa ktoś w jakiś sposób związany ze mną. Ktoś, kto mnie zna, a ja jego nie. Nie chcę zostać z tym sama, czuję potrzebę czyjejś pomocy. Chciałabym móc mu zaufać, ale nie mogę. Nie mogę uwierzyć w to, że jest moim chłopakiem, a tym bardziej w to, że się w nim zakochałam. Nie, to nie możliwe. Jednak nie mogę się poddać, muszę walczyć jeżeli chcę wyjść z tej sytuacji, więc powinnam dokładnie szukać tego pieprzonego wyjścia. 
- Wiesz dlaczego cię pobił? - zapytałam, a on walczył sam ze sobą, by zaraz nie wybuchnąć. Nagle podniósł wzrok i spojrzał mi w oczy. 

- Ja wiem, ale ty nie chcesz tego wiedzieć. 
Co on ma na myśli, mówiąc że nie chcę tego wiedzieć? Zadałam to pytanie właśnie w tym celu, o ile się nie mylę. Ten człowiek zaczyna mnie przerażać, ale i coraz bardziej ciekawić. Z każdym słowem zachowuje tą iskrę tajemniczości. Nie jestem pewna jego słów, nie mówiąc już o jego osobie. Dziwne jest to, że niezbyt mi to przeszkadza. Czuję, że od dziecka lubiłam adrenalinę, bo cały czas coś w mojej głowie się nakręca. Nie wiem co to jest, ale podoba mi się. 
- Wspominałem ci już, że nie tylko jesteśmy parą, ale i współpracujemy ze sobą? - dodał po chwili, a ja spojrzałam na niego pytająco.
- W jaki sposób 'współpracujemy'?
- Można powiedzieć, że toczymy grę. 
Zamyśliłam się trochę, próbując ogarnąć to w głowie. Kątem oka widziałam, jak blondyn się uśmiecha i czeka, aż zdołam jakoś zareagować.
- Na czym ta gra polega? 
Chłopak zaśmiał się cicho, co całkowicie mnie zdezorientowało. Nie jestem pewna jego odpowiedzi, ale wiem, że będzie ona czymś, czego zdecydowanie nie chciałabym usłyszeć. Jednak skoro to wszystko wiąże się z moją przeszłością, to nie powinno być czymś nadzwyczajnym. Muszę przestać się wszystkim denerwować i próbować rozwikływać moje wątpliwości, bo zaczynają mnie przerastać. Zbyt duża ilość pytań zasypuje zbyt małą ilość odpowiedzi, co nie zbiera się ze sobą do kupy. Lecz ten chłopak - Daniel może być ostatnią deską ratunku, na którą mogę liczyć, więc myślę, że mogę się poświęcić. Zmarszczyłam brwi, oczekując na jakiekolwiek wskazówki blondyna.
- Nazwijmy to bezinteresownym zabijaniem. 


Pamiętaj || Daniel SharmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz