Rozdział 2

104 9 0
                                    

Zaciskam oczy, wyrywając rękę z próbą schowania jej, kiedy mężczyzna odepchnięty jest przez wysokiego blondyna. Mój wzrok wędruje do góry, podczas uderzenia łysym typem o ścianę.

-Kurr.. - wydziera się dopóki jego usta nie są zasłonięte ręką tego.. kimkolwiek on jest.

-Znajdź sobie innego kozła ofiarnego, bo coś mi się wydaje, że tłukąc dziewczynę na niczym nie zyskasz - prycha w jego stronę nieznajomy, przyciskając go mocniej i zarazem uderzając w twarz. Lekki pisk uwalnia się z moich ust, po czym sama je szybko zakrywam dłonią. Chłopak zerka na mnie chłodnym spojrzeniem, a ja zauważam na swoich palcach krew. Krew?

-Co do cholery? - szepczę do siebie, przejeżdżając ręką po całej twarzy, która zaczyna wprawiać mnie w okropny ból. Kiedy się nade mną znęcał nawet tego nie poczułam. Po obdartych policzkach spływają mi łzy, co oboje zauważają. Czemu ja nie mogę się powstrzymać? Nie mogę płakać, nie mogę..

-Następnym razem się nauczysz nie zadzierać jebana suko - mówi ostro. Nie odzywam się, po prostu stoję. No właśnie, dlaczego ja stoję?

-Spieprzaj stąd - blondyn mówi przez zęby, zaciskając mocniej jego koszulkę przy szyi. Po chwili puszcza go, a ten cofa się i posyłając mi zabijające spojrzenie odchodzi. Otrząsając się odwracam się na pięcie, kierując się w przeciwną stronę. Chcę uciec od tego, co się właśnie stało. Wyglądam szkaradnie, pewnie małe dzieci zaczną przede mną uciekać. Nie mówię, że wcześniej nie uciekały, ale teraz pewnie przyśpieszą bieg. Przewraca mi się w żołądku. Zaraz chyba zwymiotuję.

-Ej! Chwila! - krzyk chłopaka za mną dobiega do moich uszu.

-Może taki gest dziękujący? 

-Nie będę ci dziękować, poradziłabym sobie sama.

-Tak, a ja bym oglądał jak wydajesz z siebie ostatnie jęki. 

-Choćby nawet - przewracam oczami, a on spogląda na mnie jak na idiotkę. Nie musi się tak wysilać, naprawdę nie zamierzam mu dziękować, więc niech po prostu spieprza i da mi spokój.

-Jesteś słaba - po tych słowach, w mojej głowie pojawiło się zmieszanie. Myślę, że chodziło mu o moją słabość w stosunku do pobicia. Tak myślę.

-To nie twoja działka, ocenianie mnie. Odejdź ode mnie, nie znam cię i nie sądzę, że chciałabym poznać. Rozumiem, jesteś zwykłym palantem, który próbuje mnie wyśmiać. Cóż, nie rusza mnie to - mówię ostro.

-No dobra, ale jeszcze kiedyś będziesz klękać i dziękować mi na kolanach. Przekonasz się - odchodzi, a ja wzdycham z wyrazem ulgi. Nie mam pojęcia o co mu chodziło, ale jestem pewna, że go nie spotkam, nie będę z nim gadać, ani nie będę mieć z nim nic do czynienia. To po prostu pieprzony gbur, który chce mnie nastraszyć i zaimponować swoją jakże dzielną posturą. Ale on tylko "chce", a to nie znaczy, że mu się udaje.

Wchodzę do domu, mając nadzieję, że uniknę chociaż konfrontacji z matką, która pewnie siedzi gdzieś po kątach zapłakana, bo to ma zwyczaj ciągle robić. Wiem, że to ja jestem powodem jej wszelkich problemów, ale nie musi się mną przejmować. Nikt jej nie każe tego robić. Zamiast jednak jej, widzę na kanapie rozwalonego i pewnie nachlanego ojca. Jest to moim absolutnym zdziwieniem, że wrócił przed nocą. Pewnie znudziło mu się już oglądanie dziwek w pobliskich klubach.

Zamykam się w łazience, spoglądam w lustro i klnę pod nosem z bólu. Z obdarć od skroni do kącika ust cieknie mi krew, która roztarta pozostawiła po sobie ślad na połowie mojej twarzy. Przełykam ślinę, biorąc wacik namoczony wodą utlenioną. Delikatnie przykładam go do twarzy.

Pamiętaj || Daniel SharmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz