Rozdział 2

358 33 9
                                    

*PERCY*

Drzwi od kabiny pilota otworzyły się. Wyszedł z nich jeden z pilotów. 

- Spokojnie, nic się nie dzieje - powiedział, patrząc prosto na mnie. Czułem, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałem co. Spojrzałem pytająco na Annabeth. W jej oczach widziałem przerażenie, lecz ona wzruszyła tylko ramionami i ruszała ustami, bezgłośnie mówiąc "Nie wiem". Nagle, pilot zaczął się przemieniać. Zgadnijcie w co. No oczywiście, jakżeby inaczej - w potwora. Dlaczego one zawsze są tam gdzie ja? Tym potworem był lew. Lew nemejski. 

Jakby ktoś nie wiedział czym jest lew nemejski, wyjaśniam (oczywiście, macie internety i tak dalej, jednak jako syn jednego z bogów, czuję się zobowiązany Wam to wytłumaczyć. Sądzę, że Annabeth podziela moje zdanie. Co ja gadam, jestem o tym PRZEKONANY - w końcu to córka Ateny): to olbrzymi lew, którego skóry nie mogło przebić żadne ostrze. Pustoszył on okolice Nemei. Aby zabić lwa nemejskiego należy zedrzeć z niego skórę. A przynajmniej tak słyszałem. W zasadzie, lew nemejski nie różni się zbytnio od zwykłego lwa. Poza jednym aspektem. Ten z Nemei jest większy. Dużo większy. Jest ogromny! Chyba nikogo nie zanudziłem tą gadaniną, co nie?

 Lew rzucił się na nas. Udało mi się odskoczyć, jednak Nico nie miał tyle szczęścia. Potwór złapał go. Syn Hadesa oczywiście bał się. Kto jak kto, ale nawet ja bym się bał. I sądzę, że Ann i Clarisse również. Przebiegłem pod lwem (nie pytajcie jak - sam tego nie wiem) i zaatakowałem go. Trafiłem w tylną łapę. Co prawda, poza lekkim wgłębieniem nic się nie stało, ale zawsze może mi to dać przewagę. Potwór zaryczał i wypuścił Nico. Ten od razu schował się w kącie, kuląc się. Na pomoc przyszła mi Clarisse. Wzięła sznur (nie wiem skąd go miała) i dała mi jeden koniec. Stanęliśmy od siebie w odległości około 4 metrów.

- Chodź tutaj, lewku! Nie boję się ciebie! - zawołała córka Aresa. 

- Zgłupiałaś?!? - szepnąłem do niej.

- Spokojnie, wiem co robię.

Lew podbiegł do nas. Nie zauważył sznura i potknął się o niego. Runął, upadając na pysk. Clarisse szybko wspięła się na jego grzbiet, biorąc ode mnie drugi koniec sznura. Związała potwora tak, że nie miał możliwości ruszenia nawet pazurem. Zaczęła obdzierać go ze skóry. Podszedłem i zacząłem jej pomagać. Po upływie godziny udało nam się.

- Annabeth, czyń honory! - krzyknąłem, pokazując na jej sztylet. - No dalej, dźgnij go tylko lekko.

*ANNABETH*

Przyszłam i zrobiłam to, o co mnie poprosił. Lew rozpłynął się prawie cały. Prawie, bo na podłodze samolotu leżał jego pazur. Podniosłam go i obejrzałam. Miał wygrawerowany znak. Był to huragan.

-Percy, Clarisse, Nico! Chodźcie tu na chwilę - krzyknęłam, a oni podeszli do mnie. - Zobaczcie, co znalazłam.

- To pazur lwa. Ma tu wygrawerowany jakiś znak - stwierdził Nico.

- Nie jakiś tylko huragan! - poirytowana przewróciłam oczami. Przecież to było takie oczywiste! Jak on mógł tego nie wiedzieć?

- I co to oznacza?

- Niezbyt miłą wiadomość. Tyfona.

---------------------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że się podobało :) Dziękuję za 15 wyświetleń! Co sądzicie o tym rozdziale?

[ZAWIESZONE] Percy Jackson i Polski Obóz Herosów Tom 1: Trójząb PosejdonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz