Rozdział 13

155 15 11
                                    

Na początek chciałam przeprosić. Znowu. Znowu nie było rozdziału. Tym razem przez miesiąc. Pewnie nie chce się wam już czytać moich "wymówek",  ale tym razem to nie było zależne ode mnie. Miałam popsuty komputer (na telefonie nie mogę mieć Wattpada). Po naprawieniu go, babcia popsuła mi klawiaturę (dokładniej, zalała mi ją zupą XD), aż ostatecznie skończyło się na braku internetu. Teraz (chyba) wróciłam i postaram się dodawać rozdziały regularnie. Ale jeśli znowu przez dłuższy okres czasu nie byłoby rozdziału, sprawdźcie konwersacje na moim profilu. Powinnam tam wstawić informację, dlaczego nie ma rozdziału. Ale koniec przeprosin - zaczynamy nowy, długo wyczekiwany 13 rozdział!
-------------------------------------------------------------------------------------------------  

*ANNABETH*

- Jak na razie, jestem z ciebie zadowolony, Annabeth - Tyfon przemówił do mnie swoim niskim, chłodnym głosem. - Przeciwstawiłaś się swojej matce, Atenie. To nie lada wyzwanie, nawet dla kogoś takiego jak ty.

- Dziękuję, panie - ukłoniłam się. - Obiecuję, że nigdy cię nie zawiodę. Powiedz tylko, co mam dalej robić - spojrzałam pytającym wzrokiem na Tyfona. 

- Tak jak mówiłem, zniszcz Percy'ego Jacksona. Nie możesz dopuścić do znalezienia przez nich Trójzębu. Ty musisz znaleźć, a następnie przynieść do mnie atrybut boga mórz - majestatyczna postać boga-potwora była oświetlana przez światło księżyca. To sprawiało, że wydawał się jeszcze bardziej potężny niż zazwyczaj. - Inaczej nie będę zadowolony. A wiesz, jak to się może skończyć.

- Tak, panie. Wiem doskonale, jak to się może skończyć.

- Doskonale, Annabeth. Pamiętaj, że jesteś moją największą nadzieją - po tych słowach Tyfon rozpłynął się w powietrzu.

Nie wiedziałam, gdzie mogę znaleźć Percy'ego. Postanowiłam, że udam się na północ. Mech porastający korę drzew wskazał mi kierunek. 
Po przejściu około 200 metrów poczułam, że moje ruchy są ograniczone. Byłam zdziwiona. Moje ubrania zaczęły robić się mokre, a w moich butach znajdowało się coś przypominające błoto. Zatrzymałam się. Odniosłam wrażenie, że jestem wciągana.

- Bagno - stwierdziłam. Nagle usłyszałam śpiew ptaków. Nie był to zwykły trel. Brzmiał dziwnie, jakby metalicznie. Po chwili ptaki przyleciały do mnie, trzymając w dziobach długą gałąź. Domyśliłam się, że chcą mi pomóc. Chwyciłam patyk i zaczęłam się wciągać. Po dłuższej chwili stałam bezpiecznie na trawie. Przyjrzałam się dokładnie moim wybawcom. Tak jak przeczuwałam, nie były to zwykłe ptaki. Ich skrzydła, dzioby i szpony były z żelaza. Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie znane mi stwory i potwory.

- Ptaki stymfalijskie - powiedziałam po zastanowieniu. - Przecież nie powinnyście mnie ratować! Zabijacie ludzi, a potem ich jecie! - ptaki tylko przekrzywiały główki jakby na coś czekały. Zrozumiałam, że ktoś przysłał je, aby mi pomóc. Stwierdziłam, że w podzięce dam im coś do zjedzenia. Nie mogłam nakarmić ptaków ambrozją, ani nektarem. Rozejrzałam się dookoła. Byłam w lesie. A w lasach zawsze jest mnóstwo zwierząt. Po chwili wypatrzyłam wiewiórkę. Tyle lat treningu i wreszcie moje umiejętności się na coś przydały. Ostrożnie podkradałam się do zwierzęcia. Chwyciłam swój sztylet. Zdecydowanym ruchem rzuciłam sztyletem w wiewiórkę. Ssak od razu upadł na ziemię. Podbiegłam do zwierzęcia, chwyciłam je i zaniosłam je ptakom stymfalijskim. 

- Proszę bardzo - uśmiechnęłam się. Nie do końca wiedziałam, skąd we mnie ta nagła dobroć. Usta zaczęły mnie swędzieć, a oczy piec. Podeszłam do kałuży. Przemyłam twarz wodą. Przejrzałam się w bajorku. Moje oczy i usta miały jaśniejszy odcień, nie były czysto czarne.

- Co się ze mną dzieje? - nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Poczułam dziwne ciepło w okolicy serca. Zaczęłam przypominać sobie sceny z mojego życia. Uśmiech Percy'ego. Klaudię z POH. Nawet poznanie Nica di Angelo, po którym zaginęłam. Zaczęłam płakać. Moje oczy i usta ponownie stawały się czarne. Próbowałam się przeciwstawić ponownemu opętaniu. Prawie mi się to udało, po czym usłyszałam głos Tyfona:

"- Jesteś moją największą nadzieją. Nie puszczę cię tak łatwo. Nie da się tak łatwo zablokować przed opętaniem. Musisz mi służyć".

- Ale... Ja... Ja.. nie chcę - mówiłam słabym głosem. Miałam łzy w oczach.

- Nie będę słuchał twojego marudzenia! - Tyfon krzyknął tak głośno, że zabolała mnie głowa. Poczułam, jakby ktoś wbijał mi w nadgarstek tysiące rozżarzonych igieł. Krzyczałam, ale ból tylko narastał. Nagle, ręką przestała mnie piec.

- Od teraz już na zawsze będziesz moja - bóg zaśmiał się szyderczo. Oczy i usta znowu zaczęły mnie piec. Resztkami sił doczołgałam się do kałuży. Zobaczyłam, że usta i oczy znowu mają odcień głębokiej czerni. Mój mózg nie działał jednak tak jak wcześniej. Ciągle byłam opętana, aczkolwiek nie był to ten sam rodzaj obłąkania. Czułam, że mam częściowo wolną wolę, jednak gdybym chciała przeciwstawić się Tyfonowi, nie mogłabym tego zrobić. Nie umiałam wytłumaczyć stanu, w którym się znajdowałam. 

Zmęczonym wzrokiem zerknęłam na mój nadgarstek. Przeraziłam się tym, co zobaczyłam.

Zostałam napiętnowana - na mojej ręce widniał huragan.

Nie sądziłam, że będę w stanie płakać. Myliłam się. Płakałam jak głupia. Łzy lały się ze mnie strumieniami. 

To była chyba najgorsza noc w moim życiu. Nie myślałam, że w ciągu kilku godzin może wydarzyć się aż tyle. To było dla mnie za dużo, przerosło mnie to. Nie poczułam, kiedy moje powieki stały się ciężkie. Po trudnym dla mnie dniu wreszcie zasnęłam.

Śnił mi się Percy. Płakał. Rozmawiał z Klaudią o mnie. O tym, że chce mnie odnaleźć. Mówił, że zrobi wszystko, byleby tylko mnie odnaleźć. Klaudia przypominała mu, że muszą znaleźć Trójząb. Że w tym momencie to on jest ważniejszy.

" - Nic nie rozumiesz. Nic nie jest ważniejsze od niej. Nawet Trójząb mojego ojca!" - krzyczał Percy.

" - Nie, to ty nic nie rozumiesz. Posłuchaj, jeśli Trójząb wpadnie w niepowołane ręce... Nawet nie chcę myśleć o tym co może się stać. Annabeth na pewno się odnajdzie. Jestem przekonana, że córka Ateny nie zniszczyłaby świata. W przeciwieństwie do Trójzębu, którym posługiwałby się ktoś nie należący do dobrych osób" - Klaudia przemawiała do syna Posejdona spokojnym głosem. Wydawało się, że jest jej obojętne, czy odnajdę się czy nie. Miała jednak smutny wzrok. Nie poznałyśmy się szczególnie dobrze, jednak w głębi serca czułam, że za mną tęskni. Że bardzo chciałaby, abym się odnalazła. Nie przyznawała się jednak do tego przed Percym. Może bała się odtrącenia? Ale dlaczego miałby zostać odtrącona? Nie wiem tego.

Percy i Klaudia zniknęli. Zamiast nich w moim śnie pojawił się Tyfon.

" - Nie wiem, skąd w tobie ta dobroć. Nie rozumiem również, jak przypomniałaś sobie Percy'ego i Klaudię. Nie umiem wymazać ich z twojej pamięci. Ale pamiętaj... Jeden zły ruch i wiesz co będzie".

Obudziły mnie promienie słońca. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------

O, bogowie! Rozdział na 1000 słów! Nie sądziłam, że umiem napisać taki rozdział. I nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się to powtórzyć.
Ale cieszcie się, że dałam radę. Mam nadzieję, że się podobało :) Zostawcie gwiazdkę i komentarz - nie obrażę się! Dziękuję wszystkim za ponad 1,4K wyświetleń. Gdyby nie wy, nie byłoby tego fanfiction ♥♥♥  
 

[ZAWIESZONE] Percy Jackson i Polski Obóz Herosów Tom 1: Trójząb PosejdonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz