– Nie możesz tam iść! Zginiesz!
Zoe gwałtownie odrzuciła dłoń Edana. Odwróciła się w jego stronę i z gniewem spojrzała na jego oliwkową cerę i brązowe oczy, w których ujrzała szczery strach. Czyżby sama myśl o podróży do lasu Labreo, wywoływała w nim przerażenie? Jak to możliwe, że jedno miejsce mogło wywoływać takie uczucia u osoby, która na pierwszy rzut oka wydawała się bardzo odważna?
– Jeśli tego nie zrobię, zginie Kiara. Zaraz za nią podążą jej bracia – przypomniała, zaciskając palce. – Nie pozwolę na to. Nie po tym, jak ocalili mi życie. Poza tym jestem to winna Kiarze. Gdyby nie ona, już dawno zostałabym zabita przez Acaira albo innego mieszkańca waszej chorej krainy.
Chciała odwrócić się na pięcie i ruszyć dalej, gdy palce chłopaka zacisnęły się na jej nadgarstku. Krzyknęła sfrustrowana i zamachnęła się, chcąc wyswobodzić się z uścisku bruneta, jednak tym razem Edan okazał się silniejszy.
– Nie zamierzasz mnie puścić!?
– Naprawdę możesz nie wrócić z tej misji żywa!
– Wiem! – krzyknęła, a w jej oczach niespodziewanie zalśniły łzy. Zagryzła wargę i odwróciła wzrok, chcąc odepchnąć od siebie chwilę słabości. Nie mogła pokazać, że się bała. Volerianie od razu wykorzystaliby to przeciwko niej, a nie mogła do tego dopuścić. Skoro nie umarła na Ziemi, teraz też sobie poradzi. – Pogodziłam się już ze śmiercią, więc jeśli będę musiała umrzeć w zamian za życie innych, to dobrze. Moje serce już dawno powinno przestać bić za sprawą ostrza Acaira bądź twojego.
Rozluźnił uścisk, czując bolesne ukłucie w sercu. Na samo wspomnienie pierwszego spotkania z Zoe, czuł ogromne poczucie winy. Tak bardzo pragnął wtedy jej śmierci... Gdyby nie rozkaz Ottona, od razu pozbawiłby ją życia. Doskonale pamiętał, jaka była wtedy wychudzona i śmiertelnie blada. A teraz... teraz było zupełnie inaczej. Nie tylko wygląd tej dziewczyny się zmienił, ale również charakter. Stała się niesamowicie odważna. Stawiała Ottona po kątach, ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że był zdany na jej łaskę. Gdyby tylko jej się sprzeciwił, nigdy nie uwolniłaby Virre od klątwy, przez co kraina na zawsze zostałaby otoczona strachem przed wiedźmą zza rzeki Laur. Wszyscy wiedzieli, że ona kiedyś powróci i dokończy to, co zaczęła. Chociaż z początku władca próbował z nią walczyć, posyłając przez las Labreo swych najlepszych rycerzy, żaden z nich nie wrócił. Do dziś nikt nie wiedział, co się z nimi stało, jednak w Vol pojawiły się plotki na temat niebezpiecznych istot żyjących w lesie. Nikt nie miał wątpliwości co do tego, że żaden z rycerzy nie przeżył.
– Czyżbym był świadkiem pierwszej kłótni kochanków? – Usłyszeli kpiący głos Acaira. Chłopak po chwili wyszedł do nich zza wielkiego drzewa, a z jego twarzy nie schodził ironiczny uśmiech.
– Nie jesteśmy żadnymi kochankami – warknęła Zoe, przybierając obronną postawę. – Ale skoro już tutaj jesteś, to możesz mi się do czegoś przydać.
– Słucham? – Acair wybałuszył oczy ze zdziwienia i skrzyżował ręce na piersi. – Chyba coś ci się pomyliło, skoro myślisz, że ci pomogę – Pokręcił wskazującym palcem obok skroni, dając jej do zrozumienia, że jest szalona.
– Pomożesz, ponieważ w innym wypadku Kiara umrze. Gdy tak się stanie, jej śladem podążą Tan i Kieran, a wiem, że tego nie chcesz.
– Gdybym nie chciał ich śmierci, nie próbowałbym cię zabić! – wysyczał blondyn przez zaciśnięte zęby, niebezpiecznie zbliżając się do dziewczyny. Od razu jednak natrafił na Edana, który stanął przed Zoe w obronnej pozycji. Spojrzał w ostrzegawcze spojrzenie przyjaciela, po czym niechętnie zrobił krok w tył i prychnął pod nosem. – Masz szczęście, że król dał ci własnego strażnika. W innym wypadku już dawno byś nie żyła.
CZYTASZ
Strażnicy Vol ✓
FantasyVol to kraina, w której mają prawo żyć tylko trzy ludzkie istoty. Reszta społeczeństwa to Volerianie: budową przypominają człowieka, jednak skóra mężczyzn jest zielona, a kobiet żółta. Ponadto posiadają kocie oczy i niesamowity węch, dzięki czemu m...