Zoe z przerażeniem patrzyła to na walczących strażników, Caleriana i Noego, to na chochlika, który z każdą chwilą przybliżał się w jej stronę. Zwinnie stawiał długie nóżki na gałęziach drzewa i nachylał się co jakiś czas nad pięknymi daliami, jakby nie potrafił przejść obojętnie wobec ich cudownego zapachu.
Każda chwila przyprawiała Zoe o większe zawroty głowy, a jej łzy bezustannie spływały na ziemię. Nie potrafiła wyzbyć się myśli, że właśnie nadszedł jej koniec. Koniec ich wszystkich. Jak bowiem mieli walczyć z tymi niewielkimi istotami, które w obecnej chwili pokryły całe ciało Noego, nie pozwalając mu na żadną obronę? Wbijały się zębiskami w jego grubą skórę, specjalnie unikając ostrych skrzydeł, by nie pozwolić się zranić. Ptaszysko wydawało z siebie jęki pełne bólu, które rozrywały serce Ziemianki na strzępy. Nie potrafiła mu pomóc. Po prostu zwisała głową w dół i wszystkiemu się przypatrywała, czekając, aż obserwujący ją chochlik, zakończy w końcu jej żywot.
Widząc, jak przerażające, niewielkie istotki wspinają się po Simie, jak po drzewie, poruszyła się nerwowo i sięgnęła dłońmi pnącza, by spróbować je rozerwać.
– NIE! – krzyknęła tak głośno, że przez moment fioletowe istoty zwróciły wzrok ku niej, dzięki czemu strażnicy zyskali chwilę, by się od nich uwolnić. Miecze raz po raz wbijały się w niewielkie ciała stworów, a w powietrzu dało się wyczuć gęsty zapach krwi. – Po co pokazywałeś nam Edana, skoro mamy umrzeć w taki sposób!? – Szarpała się na pnączu, spoglądając wprost w błękitne niebo. Było bez najmniejszej skazy. – Powinieneś nam pomóc, a nie biernie się przyglądać z góry! Powinieneś... – Nagle upadła boleśnie na ziemię, przygniatając ciałem dwóch chochlików, których serca momentalnie przestały bić.
Zoe pospiesznie podniosła się z ziemi i oszołomiona spojrzała na rozciągnięte skrzydło Noego, które przecięło pnącze. Choć zdołał ją uwolnić, sam był atakowany przez stado niebezpiecznych chochlików. Dookoła dostrzegła mnóstwo krwi. Ciała fioletowych stworzeń walały się pod nogami i choć było ich dość sporo, Zoe odnosiła wrażenie, że stado z każdą chwilą stawało się coraz większe.
W ostatniej chwili odsunęła się od biegnących w jej stronę chochlików i niesiona adrenaliną, podbiegła do leżącego na ziemi Acaira, by podnieść jego miecz i zwinnym ruchem zamachnąć się na stwory, które próbowały go zabić. Chociaż miecz był niewyobrażalnie ciężki, a ona nigdy nie miała styczności z żadną bronią, posługiwała się nim z taką łatwością, jakby od dziecka była wojownikiem. Czuła się niewyobrażalnie silna i pewna zwycięstwa. Jakby chwila zwątpienia i strach przed śmiercią przeszły jej przez palce i miały już nigdy więcej nie powrócić.
„Niebiosa twego Boga są wspaniałe, Zoe", słyszała w głowie głos Edana, gdy uwolniła Simę i Caleriana od chochlików, dzięki czemu wrócili do walki. Szła przed siebie niczym dumny paw, niczego się nie obawiając. Nagle poczuła, jak ostre zębiska jednego z chochlików przebijają jej łydkę, jednak zignorowała ból i wbiła ostrze miecza między jego oczy, po czym rzuciła się w stronę Noego, zabijając niebezpieczne stworzenia. Nie zauważyła nawet, że Sima, Calerian i Acair do niej dołączyli, dzięki czemu nie została już więcej ranna.
W chwili, gdy dookoła zapanowała niesamowita cisza, miecz Acaira wysunął się z dłoni Zoe. Ziemianka opadła na kolana, a z jej oczu poleciały łzy, gdy ujrzała krew na grzbiecie Noego. Ptak momentalnie odwrócił kolorowy pysk w jej stronę i pocieszająco dotknął mokrych policzków, jakby miało to odpędzić od niej przykre myśli.
– Nigdy nie chciałam, by ktoś przeze mnie cierpiał. Tak bardzo mi przykro...
– Zoe...
– DOŚĆ! – krzyknęła, podrywając się z ziemi i wskazała palcem na Acaira, któremu nie zamierzała pozwolić dojść do słowa. Widziała szok wymalowany w jego oczach. Dostrzegła również oszołomioną twarz Caleriana i Simy, jednak nie miała ochoty zastanawiać się nad tym, co w tej chwili o niej myśleli. Niekończąca się walka i spotykanie groźnych stworów sprawiły, że miała ochotę zawrócić i całkowicie zapomnieć o swojej misji. Jak wiele musiała jeszcze znieść, by zadowolić Boga i móc wstąpić do jego Królestwa? Przecież nigdy nie prosiła o to, by podarował jej jeszcze jedno życie! Pragnęła śmierci, odkąd jej rodzinny dom został zbombardowany. Pragnęła śmierci, gdy stanęła naprzeciwko Virre, które miały rozszarpać ją na strzępy, ale nic takiego się nie stało, ponieważ Bóg miał wobec niej inne plany. Jego nie obchodziło to, czego ona pragnęła. Obchodziła go tylko Verna i pakt pomiędzy wiedźmami zza rzeki Laur oraz Volerianami. Dlaczego ludzie żyjący na Ziemi, byli od nich gorsi? Dlaczego nie starał się ratować jej kraju podczas bombardowania? Dlaczego nie przyszedł do nich z pomocą, choć zginęło wtedy tak wiele niewinnych istot?
CZYTASZ
Strażnicy Vol ✓
FantasyVol to kraina, w której mają prawo żyć tylko trzy ludzkie istoty. Reszta społeczeństwa to Volerianie: budową przypominają człowieka, jednak skóra mężczyzn jest zielona, a kobiet żółta. Ponadto posiadają kocie oczy i niesamowity węch, dzięki czemu m...