♣ Rozdział czwarty

4.4K 559 66
                                    


Gdy wrota zostały otwarte wraz z pojawieniem się słońca na niebie, Edan wybiegł na zewnątrz, chcąc powitać króla i przyjaciół. Chciał opowiedzieć jakiś żart na rozładowanie emocji, jednak ich pochmurny wyraz twarzy skutecznie go od tego odciągnął.

Ukłonił się z szacunkiem władcy, gdy mężczyzna zniknął za drzwiami królestwa, nie zwracając na niego większej uwagi. Coś musiało się stać.

Posłał pozostałej dwójce pytające spojrzenie, domagając się odpowiedzi.

– Wyrocznia kazała rzucić więźnia na pożarcie Virre. – Sima spuściła wzrok, nerwowo bawiąc się dłońmi. – Sama uważam, że ta ludzka istota powinna umrzeć, ponieważ nam zagraża, ale...

– ... to jest najokrutniejsza ze wszystkich śmierci – dokończył za nią Edan, czując, jak serce ciśnie mu się do gardła.

– Nie powinno was to w ogóle obchodzić – skwitował szorstko Acair, mierząc przyjaciół obojętnym spojrzeniem. – Kogo obchodzi, w jaki sposób pozbędziemy się pasożyta z naszej krainy? To, że wbrew własnej woli należymy do ludzkiego gatunku, wcale nie oznacza, że macie jej współczuć, czy też się do niej porównywać.

– Jesteśmy ludźmi, Acair! – krzyknął rozzłoszczony Edan, gdy został przygnieciony do muru przez przyjaciela. Błękitne oczy blondyna zalśniły złowrogo, a usta zacisnęły się w wąską krechę.

– Jesteśmy Volerianami – oznajmił stanowczo i splunął obok bruneta z pogardą. – Brzydzę się ludźmi i ty też powinieneś. Nie po to malujemy skóry na zielono, by jakaś cholerna dziewczyna z Ziemi zniszczyła to, co udało nam się osiągnąć.

Gdy Sima odsunęła Acaira na bezpieczną odległość, ten bez słowa wszedł do zamku. Blondynka zerknęła na Edana z żalem. Ta dwójka dawno nie miała ze sobą spięcia, dlatego widok, w którym omal nie sięgnęli po swoje miecze, sprawił jej ból. Edan był dla niej jak brat. Troszczył się o nią, odkąd straciła rodzinę i stanęła po stronie Volerianów. Zawsze ją chronił i nauczył władać mieczem. To dzięki niemu nie załamała się, gdy co noc śnili jej się zmarli rodzice.

Z kolei Acair również był dla niej bardzo ważny. Choć stanowczy, czasami zbyt surowy, potrafił pokazać swoją łagodniejszą stronę. To on wpajał jej, że walcząc ze swoją rasą, nie zrobili nic złego, ponieważ stanęli po stronie dobra. To dla niego malowała skórę na żółto i wyrzekała się swej ludzkiej natury, choć zdawała sobie sprawę z tego, że nic nie mogło zmienić tego, kim się urodziła.

– Co go znowu ugryzło? – spytał Edan, strzepując z nagich ramion niewidzialny kurz. Tak bardzo tęskniła za widokiem jego oliwkowej cery, którą pokrywała zielona barwa.

– Wydaje mi się, że mimo wszystko się przejął – wzruszyła ramionami. – Chodź. Musimy ogłosić wszystkim mieszkańcom o dzisiejszej egzekucji. Wyrocznia kazała zrobić z tego widowisko.

Edan nie zamierzał pytać o nic więcej. Po prostu przytaknął i ruszył za przyjaciółką, by głosić Volerianom „dobrą nowinę".

 Po prostu przytaknął i ruszył za przyjaciółką, by głosić Volerianom „dobrą nowinę"

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Strażnicy Vol ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz