♣ Rozdział drugi

5.3K 552 60
                                    


Acair z grymasem na twarzy wszedł do ogromnej kuchni, gdzie pracujące kobiety od razu ukłoniły mu się z szacunkiem. Zlekceważył je i podszedł do zielonej miski, w której ujrzał ryżowe kulki z mięsem.

– Eilis – zawołał jedną z kobiet i wskazał na upatrzone jedzenie – daj na talerzyk z dwie kulki ryżowe. Trzeba nakarmić więźnia.

– Kolejny głupiec próbował okraść króla? – spytała kobieta, spełniając rozkaz wojownika. Myśl o kolejnym Volerianie, który niebawem zawiśnie na szubienicy, wywołała w niej głęboki smutek. Zazwyczaj ubodzy mieszkańcy dopuszczali się tak haniebnych czynów, by zapewnić byt swej rodzinie. Niestety nikt nie mógł przejść niezauważony obok strażników Ottona. Posiadali tak wyostrzony zmysł węchu, że z daleka mogli wyczuć złodzieja, który przeważnie śmierdział brudem i potem. W Vol znajdowały się również ubogie, zapomniane przez króla wioski. „Nie wszystkim mogę zagwarantować godziwy byt" – mawiał za każdym razem, gdy skazywał więźnia na śmierć.

– Mamy do czynienia z jeszcze gorszą gnidą – prychnął Acair i zacisnął pięści. Jego błękitne oczy zalśniły od gniewu – ale król pozwala jej jeszcze żyć, choć dawno powinna leżeć martwa. Nawet kazał nakarmić tego wstrętnego robala!

Eilis jedynie przytaknęła na jego słowa. Chociaż nie miała pojęcia, o co mu chodziło, o nic nie pytała. Wystarczyło na niego spojrzeć, by zrozumieć, że szczerze życzył więźniowi śmierci. Być może zalazł mu skórę, kto wie.

– Pójdę już. – Acair wziął talerzyk z jedzeniem i opuścił kuchnie wyraźnie rozdrażniony.

Naprawdę nie był dziś w nastroju do rozmowy, a fakt, iż osobiście musiał nakarmić tę rudą brzydulę, doprowadzał go do szału. Czy Otton nie miał ludzi od takiej roboty? Jakim prawem tak bardzo go upokarzał? Z pewnością chciał go ukarać za to, że mało brakowało, a sam udusiłby więźnia. Chociaż nie miał prawa tego robić, widok człowieka całkowicie wyprowadził go z równowagi.

Zszedł po krętych, długich schodach. W tle rozbrzmiewał stukot jego butów, zakłócając idealną ciszę. Lochy były najcichszym miejscem w całym królestwie.

Zabrał strażnikowi klucze i szybko otworzył cele, by wejść do środka. Chociaż dziewczyna nie wyglądała groźnie, zamknął za sobą drzwi dla bezpieczeństwa. Nie raz zdołał się przekonać, że w niewielkiej istocie mogła drzemać niewyobrażalna siła, dlatego też zawsze dmuchał na zimne. Był zbyt dumny, by pozwolić sobie na chwilę nieuwagi i ucieczkę więźnia, który mógłby zniszczyć krainę.

Bez słowa położył jedzenie na podłodze i z obrzydzeniem patrzył, jak było pochłaniane przez więźnia. Przypominała mu wygłodniałe zwierzę i gdyby nie fakt, że nienawidził ludzi, może zacząłby jej współczuć.

– Jakie pyszne! – krzyknęła zadowolona, wycierając twarz brudnym rękawem. Gdy zdała sobie sprawę, że jest ciągle obserwowana, spuściła zawstydzona wzrok. Była tak głodna, że nawet nie zwróciła uwagi na to, iż ktoś jej towarzyszył.

– Mógłbym podać ci truciznę, a ty zjadłabyś ją jak świnia.

Obelga z ust blondyna zabrzmiała brutalnie i zabolała Zoe. Dziewczyna była pewna, że ten nadęty chłoptaś z zieloną skórą w życiu nie poznał, co to głód. Pewnie nigdy nie otrzymał też porządnego lania, choć za ten niewyparzony język bez wątpienia mu się należało.

Nagle rzucił w jej stronę butelkę z wodą, którą złapała bez problemu.

– Dziękuję...

– Gdyby to ode mnie zależało, twoje serce już dawno zostałoby przebite na wylot, więc nie dziękuj – warknął złowrogo Acair i opuścił celę z hukiem.

Strażnicy Vol ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz