♣ Rozdział szesnasty

3.1K 367 74
                                    


Opowieści o strasznym lesie Labreo, z którego jeszcze nikt nie wrócił żywy, od początku wydawały się Zoe naciąganymi faktami. Przez myśl jej nawet przeszło, że każdy mieszkaniec Vol, który zdecydował się przekroczyć barierę i znalazł się w krainie pełnej magii, zdecydował o zamieszkaniu wśród wiedźm i czarodziejów, ponieważ z nimi życie było o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze. Chociaż mężczyźni mieli większe prawa w Vol, to wciąż pozostawali podwładnymi Ottona i nie mieli prawa mu się sprzeciwić. Z kolei kobiety musiały spełniać każde zachcianki mężczyzn i żadna z nich nie mogła się niczym wyróżniać, przez co wyglądały tak samo. Ilekroć Zoe o tym pomyślała, robiło jej się przykro. Na Ziemi kobiety w końcu odzyskały pełną swobodę i mogły żyć tak, jak chciały. Choć wciąż pozostawały słabsze od mężczyzn, nikt nie mógł zabronić im wypowiadania swego zdania na głos. W Vol było inaczej, ponieważ żadna z Volerianek nie miała prawa głośno wypowiedzieć swych myśli, chyba że brzmiały one: „Masz rację". Dlatego wcale by się nie zdziwiła, gdyby mieszkańcy mieli zwyczajnie dość takiego życia.

Długo przekonywała samą siebie, że wyprawa do Labreo zakończy się happy endem. Nawet po ujrzeniu w śnie postaci z baranim łbem na głowie, za wszelką cenę starała się obudzić w sobie pozytywne myślenie. Niestety, w chwili, gdy ujrzała ucięte głowy Volerianów wbite na palach oraz ukrzyżowane na odwróconych krzyżach inne szczątki, straciła wszelaką wiarę. Przypominało jej to dzieło Szatana. Odwrócony krzyż na Ziemi kojarzył się z Diabłem i fakt, iż ten przeklęty las rzeczywiście brutalnie odbierał innym życia, utwierdzał Zoe w przekonaniu, że będzie musiała spotkać się z tym Diabłem twarzą w twarz.

– Volerianie od kilku długich lat nie kręcą się wokół Labreo. Jakim więc cudem te wszystkie szczątki wyglądają, jakby pozbawiono ich życia zaledwie wczoraj? – zdziwił się Acair, trącając mieczem jednego trupa, który zwisał smętnie na drewnianym krzyżu. Był ciekaw, czy postać otworzy nagle oczy i poprosi o ratunek. Nic takiego nie miało miejsca, a on zaczął rozglądać się po pozostałych nieszczęśnikach, szukając znajomych twarzy.

– Vernie zależy, by Labreo robiło na innych wrażenie. Wystarczy odrobina magii, a trupy zostają nienaruszone przez czas – odparł beztrosko Calerian, wpatrując się w zaciekawionego Acaira. Widząc, jak strażnik trąca kolejną nieżyjącą ofiarę, odchrząknął głośno. – Nie sądzę, byś w ten sposób kogokolwiek przywrócił do życia. Brakuje ci pewnych umiejętności.

– Za to ty świetnie władasz magią, więc może w końcu się do czegoś nadasz? – syknął Acair, chowając miecz do pochwy.

– Tylko Verna potrafi przywrócić do świata żywych nieboszczyka.

– Jak możecie!? – krzyknęła Zoe, z niedowierzaniem wpatrując się w twarze chłopaków. Obaj rzucili jej pytające spojrzenia, przez co jeszcze bardziej się rozzłościła. – Zmarłym należy się szacunek! To nie jest worek kartofli, o którym możecie sobie swobodnie rozmawiać!

– Trup to trup. Wątpię, by obchodziło go to, że o nim gadamy. W innym wypadku chyba głośno by nam o tym powiedział, prawda? – zaśmiał się Acair i skinął głową na jedną z głów nabitą na pal. – Temu została jedynie głowa, więc chyba nie zdoła mnie nawet uderzyć.

– Dusze żyją również po śmierci. Widzę jednak, że nie ma co ci tłumaczyć takich oczywistych rzeczy. Jesteś zbyt głupi, by to zrozumieć – odparł Calerian, posyłając Acairowi szeroki uśmiech.

– Ja jestem głupi!?

– Jesteś pieprzonym dupkiem, Acair! – krzyknęła Zoe, a jej twarz zrobiła się cała czerwona ze złości. Wszyscy wpatrywali się w nią głęboko zszokowani przekleństwem, które wyszło z jej ust. Jako bardzo pobożna dziewczyna unikała przekleństw, jednak w tej chwili nie potrafiła się powstrzymać. Zachowanie Acaira było tak aroganckie i nieodpowiednie, że miała ochotę uderzyć go w twarz.

Strażnicy Vol ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz