Rozdział 8

3.2K 164 1
                                    

Otworzyłam oczy i spojrzałam na telefon. Już dwunasta, na szczęście jest sobota. Wczoraj pokłóciłam się z Derekiem, więc nie mam nawet z kim pogadać. Postanowiłam iść na spacer. I tak nie mam nic do roboty, a świeże powietrze dobrze mi zrobi. Ubrałam się szybko i wyszłam z domu. Nie wiem, gdzie podziewa się Derek, mam to gdzieś. Pewnie będzie mi robił wyrzuty, że nie mówię mu dokąd idę. Trudno, niech sobie gada. Źle zrobiłam, przyjeżdżając tutaj. Chciałam mieć lepsze życie, a zamiast tego mam jeszcze więcej kłopotów niż w rodzinnym mieście. Więc dlaczego nie wyjadę? Mogłabym być teraz w zupełnie innym miejscu, ale... coś mnie tu trzyma. Nie mogę się domyślić co, ale jestem pewna że wkrótce się dowiem. Mimo tych problemów chcę tu zostać. Bardzo lubię ten las, chociaż to tutaj zostałam ugryziona. Gdy tędy chodzę, czuję się wolna. Lepiej mi się myśli.  Tutaj jest tak spokojnie, że idzie mi to bez problemu, ale jest jedna osoba, która zaprząta mi głowę. To Derek. Raz mogę z nim normalnie pogadać, a później się sprzeczamy. Nie chcę się z nim kłócić, ale nie wiem jak to zmienić. Może powinnam go przeprosić? Chyba tak zrobię. Poza tym powinnam już powoli wracać. Skierowałam się w stronę domu Dereka gdy nagle ktoś uderzył mnie w tył głowy. Upadłam na ziemię. Usłyszałam swój własny krzyk i poczułam, że nóż wbija mi się w brzuch. Ostatnie, co zdążyłam zobaczyć, to wysoką, ciemną postać przed sobą i straciłam przytomność.

Perspektywa Dereka

Nawet nie wiedziałem kiedy zamknęły mi się oczy. Gdy się obudziłem, Karoliny już nie było co oznacza, że mnie przyłapała. Jakieś 3 godziny później poczułem, że muszę natychmiast jechać do szkoły. Nie wiem dlaczego. Wsiadłem w samochód i pojechałem. Moje przeczucie okazało się być trafne gdyż Karolina prawie zmieniła się przed jakimś chłopakiem, który zapewne ją rozzłościł. Dobrze, że przyjechałem w porę. Zabrałem ją szybko ze szkoły.
- Co ty tu robisz? - zapytała ze wściekłością.
Wytłumaczyłem jej, że nie może się zmieniać w przypadkowych sytuacjach i pojechaliśmy do domu. Czekał już na nas Scott.
- Prawie się zmieniła. - szepnąłem do niego. - Następnym razem bardziej ją pilnuj.
- Ok. - odparł.
Później zaczęliśmy trening.
- Boli mnie już chyba ze sto kości!  - zawołała po jakiejś godzinie. Przecież właśnie o to chodzi, żeby poczuła ten ból. Było mi jej żal, ale jak jej odpuścimy to niczego się nie nauczy.
Podszedłem do niej i złamałem jej rękę. Nie chciałem, żeby to było aż takie drastyczne, ale nie miałem innych pomysłów.
- Teraz już sto jeden. - powiedziałem. - Nie przejmuj się, zregenerujesz się.
W końcu Scott zdecydował, żeby dać jej już dziś spokój. Niech będzie, dokończymy jutro. Pożegnał się z nami i odszedł.
Spojrzałem na Karolinę. Było widać, że znów jest na mnie wściekła. Chciałem ją przeprosić, ale nie bardzo wiedziałem jak no i oczywiście sobie poszła. Ja także wyszedłem stamtąd i nie chciałem już o tym myśleć.

Gdy tylko się obudziłem miałem przed oczami naszą wczorajszą kłótnię. Zobaczyłem przez okno, że wyszła z domu. Bardzo chciałem iść tam i przeprosić ją za wczoraj, ale nie mogłem. Teraz na pewno nie jest w nastroju do rozmowy. Nagle uświadomiłem sobie, jak bardzo mi na niej zależy. Przecież przez cały czas o niej myślę. Niewiarygodne, jak ta dziewczyna na mnie działa. Raz mnie denerwuje do granic wytrzymałości, a innym razem jest miła i można z nią normalnie pogadać. 
Coś przykuło moją uwagę. Zobaczyłem czarny cień który podążał za nią. Zanim zdążyłem zareagować to coś uderzyło ją w głowę. Wybiegłem szybko z domu, jednak stworzenie wbiło nóż w jej brzuch. Mimo to nie podałem się. Nie widziałem dokładnie napastnika, bo było już pod wieczór, dzięki temu uciekł mi. Znajdę go, choćby nie wiem co. Jak najszybciej zabrałem nieprzytomną Karolinę do szpitala. Pracuje w nim mama Scotta, więc tak jakby po znajomości została od razu przyjęta. Gdyby nie to, musielibyśmy czekać ponieważ okazało się, że są jeszcze 2 ofiary. Potrzebna była reanimacja. Nie pozwolili mi wejść na salę, ale gdy było po wszystkim podeszła do mnie Melissa i powiedziała:
- Udało nam się. Możesz już zobaczyć się z nią, ale jest jeszcze w śpiączce. Nie wiadomo, kiedy otworzy oczy.
- Naprawdę nie wiem jak mam ci dziękować. - odpowiedziałem z wdzięcznością i wszedłem na salę. Była bardzo blada, w dodatku przypięta do tych wszystkich urządzeń. Teraz pozostało mi tylko czekać, aż się obudzi.

New Beginning | Derek HaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz