eleventh symphony

5.8K 535 481
                                    

włączajcie chasing cars, bo to piękna piosenka i mi tu tak jakoś pasuje^

rozdział prawdopodobnie wam się spodoba, ale z góry przepraszam za końcówkę, bo mój mózg ostatnio ze mną nie współpracuje i nie umiałam napisać nic sensownego :c

w ogóle to bitter sweet symphony malutkimi kroczkami dobiega końca, ale mnie tak łatwo się nie pozbędziecie 😎

×××

Następny dzień okazał się być udręką dla Harry'ego, którego nieprzyzwyczajony do takiej ilości dostarczonego alkoholu organizm, wyzbywał się jego resztek. Pierwsze kilka godzin cierpiał przeogromnie, majacząc, że woli umrzeć niż znosić te katorgi, lecz z każdą kolejną czuł się odrobinę lepiej. Wciąż wyglądał jak wrak człowieka z zapadniętymi powiekami i twarzą bladą niczym pośladek zakonnicy.

Louis cierpliwie spoczywał u jego boku, opiekując się i dotrzymując mu towarzystwa przez cały ten czas. Udało mu się nawet ugotować w pełni nadający się do spożycia rosół, co było nie lada wyczynem, patrząc na jego umiejętności kucharskie.

- Nie dam rady tego przełknąć, Lou. – krzywił się Harry, kiedy podstawiono mu pod nos miskę z parującą zupą.

- Musisz coś zjeść. Nie jadłeś nic od Bóg wie kiedy, a wymiotujesz już pół dnia. Twój organizm tego potrzebuje. – nakłonił go delikatnym tonem – Ponadto niezwykle rzadko zdarza się, że gotuję coś, co jest zjadliwe, więc doceń moje starania.

- Nie mogę. – jęknął, spojrzawszy na naczynie z żółtawą cieczą.

- No dalej, dasz radę. – ponaglił go, ale widząc, że ten nie zamierza nic zrobić w tym kierunku, wziął do ręki łyżkę i zaczął karmić go niczym kilkuletnie dziecko, co zapewne z perspektywy obserwatora wyglądało dość dziwnie – Widzisz, chociaż trochę. – pochwalił go, kiedy udało mu się wepchnąć w siebie połowę zawartości talerza.

- Jesteś zbyt opiekuńczy, wiesz? Udałoby mi się utrzymać łyżkę w ręku.

- Troszczę się o ciebie, Haroldzie. – zaśmiał się dźwięcznie, mierzwiąc mu czuprynę.

W godzinach popołudniowych stan Harry'ego zmienił się na całkiem przyzwoity. Wciąż wyglądał blado, ale przynajmniej jego organizm już nie buntował się. Jedynie trochę bolała go głowa, lecz był w stanie jakoś to znieść. Miał Louisa obok siebie i to wystarczało. Odpoczywali wspólnie, relaksując się niczym innym jak rozmawianiem, kiedy to leżeli na wielkim łóżku w sypialni Stylesa. Spędzali wspólne chwile w spokoju, ciszy i nikt nie przeszkadzał im w podróży po swoich własnych światach.

- Opowiesz mi o tym, co sprawiło, że utonąłeś w alkoholu? – zagadnął w pewnym momencie Louis, bawiąc się kosmykiem włosów dyrygenta.

- To mój ojciec. – zaczął, patrząc w sufit. Nabrawszy do płuc głębokiego wdechu, zaczął przemawiać. – To trwa już parę dobrych lat. Nie może pogodzić się z tym, że nie interesują mnie kobiety. Twierdzi, że jego wizerunek na rynku cierpi za każdym razem, gdy obok jego nazwiska ktoś mówi o mnie, o mojej orientacji. Teraz, gdy jestem rozpoznawalny w świecie show biznesu zdarza się to dość często. A on robi wszystko, aby jego firmie – jednej z najbardziej wpływowych w Anglii, nie spadła reputacja. Moje szczęście i uczucia nie grają roli. – odchrząknął – Kiedy miałem piętnaście lat, ujawniłem się rodzicom. Mama nie miała nic przeciwko, sama się domyśliła już wcześniej, ale ojciec... Pobił mnie. – przymknął na chwilę oczy, jakby chciał wymazać to wspomnienie z pamięci. – Nadal to robi, wiesz? Na przykład wczoraj. A Anne nic nie wie. Zbyt ją kocham, aby przysparzać jej problemów. Wystarczy, że zniszczyłem moją rodzinę. Tego samego roku między ojcem, a mamą zaczęło się psuć, a Des zrzucił winę na mnie. Domyślaliśmy się o jego romansie, nie byliśmy głupi. Pewnego dnia zauważyłem go z nieznaną mi kobietą i powiadomiłem o tym Anne. Niedługo po tym wzięli rozwód i Des wciąż twierdzi, że to wyłącznie moja zasługa. Jego firma natomiast odniosła sukces, a my wraz z mamą i Gemmą musieliśmy jakoś sobie poradzić. Później poszczęściło mi się, kiedy zostałem dyrygentem i teraz jestem gdzie jestem, ale to już inna historia. Szkoda tylko, że wciąż noszę jego nazwisko i przez to cierpię. Przez niego nie chciałem dopuścić nikogo do mojego serca, bo wiedziałem, że ucierpię. Zacząłem bać się kochać. – zakończył swój monolog. Brzmiał jakby mowa o jego ojcu sprawiała mu ból. Mówił o nim bez żadnej empatii i zapewne też tak go traktował.

bitter sweet symphony × stylinson [✔️]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz