bardzo bardzo bardzo przepraszam za nieobecność (znów), ale rzuciłam wszystko i uciekłam w Bieszczady na dwa tygodnie, dlatego wybaczcie:(
bardzo bardzo bardzo również dziękuję za już ponad 8K wyświetleń, nigdy się tylu nie spodziewałam!
zdradzę wam też, że pracuję nad nowym ff, którego publikacji jestem strasznie podekscytowana, ale najpierw chciałabym skończyć bitter sweet symphony, więc czekajcie na wysyp rozdziałów w najbliższym czasie x
mam nadzieję, że was nie zawiodłam, all the love x
włączcie tą cudowną piosenkę koniecznie^
×××
Celem każdego człowieka powinno być odnalezienie szczęścia w życiu. Czegoś, co będzie sprawiało, że każdego poranka obudzimy się z mimowolnie cisnącym się uśmiechem na ustach. Czegoś, co przywróci barwę szarym, ponurym dniom. Czegoś, co gdy zgubi się drogę do domu, rozświetli ją niczym księżyc podczas pełni. Harry wiedział co to znaczyło. Miał sławę, pieniądze, ale było to bezsensowne. Owszem, kochał swój zawód i cieszył się niezmiernie, że powiodło mu się tak dobrze w tym kierunku, ale czegoś zdecydowanie brakowało. Nie satysfakcjonowało go to w pełni, czuł się tak samo marnie jak wcześniej, więc szukał dalej. I odnalazł. Odnalazł Louisa, a raczej Louis odnalazł Harry'ego. I to właśnie Louis stał się jego definicją szczęścia. Był w pełni szczęśliwy mogąc budzić się obok swojego chłopaka każdego dnia. Mogąc drażnić się z nim i znosić opryskliwy charakterek, który jednak w jego towarzystwie nie ujawniał się zbyt często, a który i tak kochał. Mogąc poświęcać mu każdą minutę, gotować mu i podziwiać jego zainteresowania. Mogąc dążyć do bycia idealnym, dla niego. Mogąc złapać go za rękę i spleść ich palce, nie bojąc się opinii innych. Mogąc nic nie mówić, tylko patrzeć na piękno jakim został obdarzony i zatapiać się w cudownych niebieskich oczach, będących niebem. Kiedyś wspólnie doszli do tego, że ich oczy są niczym niebo i ziemia. Zielone tęczówki przypominają o ziemi, jako wszystkich istotach, które nie potrafią funkcjonować bez czynników działających z nieba i przypasowali to do swojej sytuacji. Louis sprawił, że ożył na nowo, nabrał kolorytu. I to dosłownie, gdyż dzięki niemu nawet kiedy szarość panowała za oknem, jego (a może już raczej ich?) dom tętnił życiem poprzez poustawiane w każdym możliwym kącie najpiękniejsze i najbardziej kolorowe kwiaty, o których Harry nawet nie miał pojęcia, że istnieją. Zauważył też, że odkąd się poznali, zaczął ubierać się jaskrawiej. A wszystko to zasługa mężczyzny, który przed chwilą spalił tak proste danie jak naleśniki. Na szczęście o wspólnych siłach udało im się uratować sytuację i Styles z cierpliwością pokazał mu krok po kroku co robić, aby wyszło tak jak powinno, co nie było takie łatwe przez energiczne i nieskoordynowane ruchy Louisa. Ale niecałe pół godziny później zasiedli przy stole, z apetytem jedząc to co przyrządzili.
- Harry, skarbie co ty na to, żeby pójść rozerwać się dziś do klubu? – rzucił propozycję. Przez Harry'ego ustatkował się ze swoim nadmiernym entuzjazmem co do imprez, ale jego dusza towarzystwa potrzebowała czasem się wyszaleć.
- Myślę, że po mojej niedawnej chwili słabości mam dość alkoholu na następny rok. – powiedział z dezaprobatą.
- No dalej, nie daj się namawiać. – szturchnął jego nogę pod stołem, na co został obdarzony spojrzeniem sponad kubka herbaty – Nie musisz nic pić, po prostu się zabawimy, zgarnę Zayna i może Liama? Co ty na to?
- Wiesz, że to nie moje klimaty, kochanie. Ale okej. Jestem w stanie to zrobić, jeśli cię to uszczęśliwi.
Louis wstał ze swojego miejsca i przytulił młodszego mężczyznę, przyciskając usta do jego policzka. Lekki zarost kłuł go, ale w żadnym wypadku nie przeszkadzało mu to.
CZYTASZ
bitter sweet symphony × stylinson [✔️]
FanficKto powiedział, że dwa smaki muszą do siebie pasować, aby smakować wyśmienicie? © princeloui 2016