wracam po dość długiej nieobecności, ale wybaczcie mi – teraz będę tu jedynie częściej x
rozdział dość krótki, ale nareszcie zaczyna się coś dziaćbtw, nie miałam kiedy podziękować wam za 2K wyświetleń, których cały czas przybywa, dziękuję i kocham was xx
×××
Czasem człowiek ma takie momenty w swoim życiu, w których musi przysiąść, zwolnić na chwilę i zastanowić się nad bieżącym stanem rzeczy. Musi przemyśleć parę spraw, skupić się jedynie na tych najważniejszych i zostawić wszystko inne gdzieś z tyłu głowy. Poukładać myśli, niczym wznoszenie rozdmuchanego przez wiatr karcianego domku. Należy robić to powolnie, z uwagą, aby nie przeoczyć żadnej karty, gdyż w innym przypadku coś pójdzie nie tak i cała praca rozpadnie się ponownie.
Tak miał i Harry. Harry Styles, sławny dyrygent, który nie mógł dopuścić do siebie myśli, że pozwolił komuś wtargnąć do swojego życia, że ktoś zbliżył się do niego w takim stopniu. Nie sądził, że jego poranione serce zdoła jeszcze pokochać. Ale tak się stało. Wbrew jego sumieniu, zadurzył się w Louisie.
Louis Tomlinson, zwyczajny projektant ogrodów omamił go i owinął wokół palca, pomimo że starał się tego nie okazywać i odrzucić, podobnie jak inne poprzednie zauroczenia, ale tym razem nie potrafił. Bo zaistniało między nimi coś, co nareszcie zaczął zauważać i nazywać po imieniu. Z każdym kolejnym spotkaniem, zbliżeniem do Louisa spostrzegał to, co między nimi się tworzyło. Czy była to miłość? Czy nie za wcześnie na określanie uczuć tak konkretnie? Miłość. Bał się wypowiedzieć tego słowa na głos. Bał się, bo nie chciał wracać do starych problemów, które dręczyły go na każdym kroku, a od których nagminnie uciekał. Miał już dość użerania się z nimi i chociaż nie było to łatwe, postanowił ruszyć dalej. Złożył obietnicę swojej siostrze i miał w zamiarze jej dotrzymać. Dał szansę na zaistnienie czemuś takiemu jak Harry i Louis.
Przyznał przed samym sobą, że brakuje mu stabilizacji w życiu. Zrozumiał też, że zależy mu na Louisie i musi zatrzymać go przy sobie. Zrozumiał, że nie chce go stracić. Chciał pokonać swoje demony w walce o miłość. I wiedział, że będzie to wymagało od niego wiele, ale pragnął dowieść, że mimo trudności potrafił, że nie był bezsilny i nie podda się.
Po niespodziewanej wizycie Louisa w jego domu trzy dni temu bardzo dużo rozmyślał. Mama i Gemma wciąż dotrzymywały mu towarzystwa, ale z Louisem nie skontaktował się. Tamtego wieczoru przeczekał na piętrze, aż ten nie opuści posiadłości. Stchórzył.
Przez ostatnie trzy dni również nie pojawił się w filharmonii. Menadżerka była na niego zła, gdyż mieli na próbach z orkiestrą zaczynać pracę nad czymś nowym. Podobno szykowało się coś wielkiego, ale sam nie był wtajemniczony w szczegóły. Tłumaczył się jednak grypą i powiedział, że do końca tygodnia nie będzie w stanie ruszyć się z domu, co oczywiście mijało się z prawdą.
Siostra całe te dnie powtarzała mu, że powinien wziąć się w garść i pokazać starszemu mężczyźnie, że mu zależy. Próbował zadzwonić do niego kilka razy, ale zawsze zdążył wcisnąć czerwoną słuchawkę zanim połączenie zostało wykonane. Był cholernym tchórzem i wiedział o tym, że jak tak dalej pójdzie, to straci Louisa raz na zawsze. Rozważał, aby zapomnieć o nim, ale nie miał serca. Nawet nie potrafił. Przywyknął już tak bardzo do niego kręcącego się w jego domu, w ogrodzie wśród kwiatów, do robienia zamieszania w każdym miejscu, w którym się pojawił, że nie umiał wymazać go ot tak z pamięci. Dlatego kiedy Gemma wepchnęła mu w dłoń dwa bilety na wieczorny koncert Coldplay, na który miał z nią iść, mówiąc mu, że ma nareszcie pokazać Louisowi, że nie jest mu obojętny, przysiągł sobie, że tym razem da radę.
CZYTASZ
bitter sweet symphony × stylinson [✔️]
FanfictionKto powiedział, że dwa smaki muszą do siebie pasować, aby smakować wyśmienicie? © princeloui 2016