Rozdział 15

11.3K 740 74
                                    

Pełna motywacji przemierzam ulice Londynu ze sportową torba na ramieniu. Za dwadzieścia minut jestem umówiona na siłowni z trenerem. Kupiłam karnet na dziesięć spotkań w siłowni. Przez kilka ostatnich dni poczułam, że muszę zmienić coś w sobie. A wzmocnienie mięśni i pozbycie się niepotrzebnych kilogramów oraz trochę ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Wreszcie zatrzymuję się pod sporych rozmiarów budynkiem z szyldem siłowni. Popycham metalowe drzwi i wchodzę do środka. Przy ladzie siedzi wysportowana blondynka i szeroko się uśmiecha.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

- Dzień dobry, byłam umówiona na ćwiczenia - mówię, podchodząc do jej biurka. - Louise Styles.

- Ach, tak. Jest pani tutaj zapisana na dziesiątą - zerka w kalendarz. - Z Mattem, tak?

- Chyba tak - mówię po chwili zastanowienia, bo nie mogę sobie przypomnieć jak nazywa się mężczyzna, który ma być moim trenerem.

Kobieta podnosi głowę z nad kalendarza i patrzy na mnie przez chwilę, ale szybko przenosi wzrok nad moje ramię.

- O, Matt - mówi do mężczyzny, a ja odwracam się, żeby na niego spojrzeć. - Jesteś umówiony z panią Louise za dziesięć minut, tak?

- Tak, tak. - Matt wodzi wzrokiem od blondynki do mnie i odwrotnie. - Witam, jestem Matt. Twój osobisty trener - mówi z szerokim uśmiechem i podaje mi rękę.

- Louise - odwzajemniam uścisk dłoni i lekko się uśmiecham.

- Tam jest szatnia - wskazuje na niebieskie drzwi po drugiej stronie korytarza. - Przebierz się, a za chwilę Jess przyjdzie po ciebie i zaprowadzi cię na salę - uśmiecha się ostatni raz i odchodzi w drugą stronę.

- Przyjdę za dziesięć minut - blondynka uśmiecha się do mnie szeroko i odbiera dzwoniący telefon.

Idę do szatni i gdy popycham drzwi, do moich nozdrzy dociera zapach potu i mocnej mięty. Podchodzę do jednej z wolnych szafek i zaczynam się przebierać. Ściągam chustkę z szyi i beżowy, wiosenny płaszczyk. Zmieniam swoje niebieskie jeansy na szare dresy, a trampki zostają zastąpione adidasami. Spinam włosy w wysoki kucyk i wkładam wszystkie rzeczy do szafki. Gdy przekręcam kluczyk, otwierają się drzwi i wychyla się zza nich głowa Jess.

- Jesteś gotowa? - pyta.

- Tak, już idę - odpowiadam i chowam kluczyk do kieszeni spodni.

Wychodzimy spowrotem na korytarza, posłusznie idę za Jess. Skręcamy w lewo i idziemy przez korytarz z drzwiami co kilka metrów. Dziewczyna zatrzymuje się przy trzecich.

- Tutaj jest sala - mówi i otwiera mi drzwi. - Powodzenia!

Niepewnie wchodzę do środka, gdzie już czeka na mnie Matt.

- Zaczynamy od rozciągania! - mówi radośnie i kieruje mnie na jedną z mat rozłożonych na ziemi, a sam siada obok.

Po rozciąganiu przyszła kolej na marsz na bieżni. Matt swoimi słowami mocno mnie motywuje do działania, dzięki niemu mam jeszcze więcej zapału do ćwiczenia niż wcześniej. Po kilku minutach marszu na bieżni, mój trener podkręca mi tempo i jestem zmuszona do truchtu, żeby nie spaść. Cały czas rozmawiamy na przeróżne tematy, zazwyczaj są to ciekawe historie, które przydarzyły się Mattowi podczas pracy tutaj. Po truchcie przychodzi czas na kilka minut biegu. Staram się trzymać tempo nadane przez bieżnię, ale wymiękam po trzech minutach i zwalniam do truchtu, a potem zaraz do marszu.

- Świetnie ci poszło! - chwali mnie Matt. - Na dzisiaj to koniec. Widzimy się w poniedziałek. A to będziesz jeść w najbliższym czasie - uśmiecha się do mnie, podając kartkę z jadłospisem na najbliższy tydzień.

- Dziękuję - zabieram kartkę. - Do zobaczenia - mówię, wychodząc z sali i udaję się do szatni.

W szatni doprowadzam się do porządku, przebieram i biorę swoje rzeczy. Na korytarzu żegnam się z Jess i wychodzę na londyńską ulicę. Przed chwilą musiało padać, bo w powietrzu czuć unoszącą się wilgoć. Zanim zdążę skręcić w kolejną alejkę, zaczyna kropić. Z powodu dużej wilgotności powietrza i opadów, moje włosy szybko robią się mokre, ale nie mam innego wyjścia jak szybko iść w stronę mojego mieszkania. Kilka ulic przed moją kamienicą zaczyna mocno padać. Zanim dobiegam do budynku, jestem już cała przemoczona i nie ma na mnie ani jednej suchej nitki.

Kiedy siadam w pokoju na sofie z kubkiem gorącej herbaty, żeby odpocząć po ćwiczeniach, uświadamiam sobie, że w porze lunchu miałam wpaść do Louisa po papiery potrzebne do wykonania nowego zlecenia. Szybko wypijam herbatę, przebieram się do wyjścia i wychodzę, po drodze szarpiąc się z zamkiem torebki.
W lusterku w aucie sprawdzam stan mojej szminki na ustach i chwilę później odjeżdżam z parkingu.

Dziesięć minut później zatrzymuję się przed firmą, wysiadam z auta i od razu biegnę do windy, żeby jak najszybciej znaleźć się w gabinecie Louisa na szóstym piętrze. Pukam do drzwi i kiedy słyszę rozbawione "proszę" wchodzę do środka.
Za biurkiem siedzi pękający ze śmiechu Louis.

- Lou - udaje mu się wykrztusić między napadami śmiechu.

- Co ty robisz? - podnoszę brew w zdziwieniu i uważnie przypatruję się mężczyźnie.

- Przeżywam moment słabości. Daj mi chwilkę - mówi i wyciera łzy z oczu.

Louis próbuje się uspokoić, a jego telefon wydaje z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości.

- Dam ci nawet dwie chwilki jak powiesz mi co cię aż tak bardzo rozbawiło - mówię i siadam na krześle, zakładając ręce na piersi. Louis jest radosnym człowiekiem, ale w takim stanie widziałam go tylko raz - był wtedy pijany i śmiał się z tego, że klucze mają ząbki...

Jego telefon ponownie dzwoni, ale Louis zupełnie się tym nie przejmuje.

- Ojebałaś swojego własnego męża - mówi, po czym ponownie wybucha śmiechem i kładzie głowę między rękami na blacie biurka.

- Co zrobiłam? - szeroko otwieram oczy ze zdziwienia i piorunuję wzrokiem Louisa.

- Powiedziałaś mu, że idziesz ze mną na tę kolację - wyjaśnia, gdy udaje mu się wreszcie choć trochę uspokoić.

- Po pierwsze wcale tak nie powiedziałam - kręcę głową. - Po drugie nie widzę w tym nic śmiesznego - Louis wywraca oczami na moje słowa.

- Więc idziemy razem? - wzdycha teatralnie.

- Po trzecie wcale nie powiedziałam, że idę.

- Ja ci mówię, że idziesz - mówi poważnym tonem, ale jestem pewna, że w środku walczy z samym sobą żeby nie zachichotać.

- Mówić to ty sobie możesz - piorunuję go wzrokiem.

- Więc idziemy razem?

Na końcu języka mam niegrzeczną odpowiedź, ale powstrzymuję się, bo w mojej głowie rodzi się pewien pomysł. Jestem pewna, że Louis wie coś o tej całej Aspyn, dlatego mam zamiar wykorzystać tę sytuację. Jeśli nic nie wie, nic nie stracę.

- Dobrze - mówię, a Lou uśmiecha się szeroko. - A Harry z kim pójdzie? Może z Aspyn? - na moje słowa uśmiech Louisa znika natychmiast.

W takim razie coś musi być na rzeczy sądząc po jego reakcji. Louis prostuje się na swoim fotelu i widać jak zaciska szczękę. Dłonie zamyka w pięści i uważnie mi się przypatruje.

Dowiedziałam się kilku nowych i dość istotnych rzeczy - Aspyn z całą pewnością jest osobą, o której nie powinnam wiedzieć. Harry był z nią w coś zaplątany i nie jestem pewna czy na pewno do niczego między nimi nie doszło. Louis też maczał w tym palce, albo najzwyczajniej w świecie Harry mu się zwierzył. Pytanie tylko - z czego?

~*~

Dziękuję za prawie 2 tysiące wyświetleń. Ta liczna jest ogromna, naprawdę się cieszę i nie mogę uwierzyć, że tak szybko rośnie ♡
Tak bardzo Was kocham, moi drodzy czytelnicy!

Miłego dnia,
Soczysta Pomarańcza x

Wedlock | Harry Styles ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz