Rozdział 59

8K 581 56
                                    


W pośpiechu zgarniam wszystkie papiery i dokumenty do teczek. Rozgardiasz panuje w całej sypialni. Na podłodze leży rozrzucony koc i... nasze ubrania z wczoraj. Gdzieś między tym wszystkim biega między moimi nogami Milly, Harry leży zakopany w kołdrze, a Noel namiętnie ślini swojego ulubionego gryzaczka siedząc oparta o poduszki.
Szybka poprawka spódnicy w lustrze i ostatnie spojrzenie skierowane na moje skarby. Jestem gotowa do wyjścia.

- Pa, pa! Bądźcie grzeczni! - mówię i posyłam buziaczka w powietrzu.

Szybko schodzę na dół i wsiadam do samochodu. Włączam się do ruchu i tnę londyńskimi ulicami prosto pod Styles & Tomlinson Company. Parkuję na jednym z wolnych miejsc i szybkim krokiem udaję się do biura Louisa na drugim piętrze. W recepcji witam się z sekretarką i od razu idę w wybranym kierunku. W drodze do wind spotykam Leona. Zerkam na chłopaka, a on na mnie.

- O Boże, nie - mówi szybko, zanim zdążę się odezwać.

- Huh? - marszczę brwi i z pytającym spojrzeniem zatrzymuję się przed windą.

- Twój mąż pewnie opowiedział ci trochę żenujących faktów z mojego życia...

Leon urywa, kiedy posyłam mu lekko rozbawione spojrzenie. Metalowe drzwi windy otwierają się, więc wsiadamy.

- Ale musisz mnie zrozumieć, Louise! Kupiłem te buty dzień wcześniej - wzdycha mocno zirytowany.

- Rozumiem cię - rzucam tylko, bo wiem, że jeśli powiedziałabym dłuższe zdanie, zaczęłabym się po prostu śmiać.

- Ale te buty były zamszowe! - mówi płaczliwym tonem.

Z całych sił zaciskam usta, żeby nie roześmiać mu się w twarz. Na szczęście przychodzi wybawienie - drzwi windy otwierają się i wychodzę na korytarz na drugim piętrze.

- Idziesz do Louisa?

- Tak - potwierdzam ruchem głowy. - Sprawdziłam twoje szkice.

- I co? - dopytuje z zaciekawieniem na twarzy.

- Cóż... - robię pokerową twarz i wzruszam ramionami jakby to, co mówię nie miało znaczenia. - Nie nadajesz się do tej roboty.

- Co?! - wydaje z siebie wysoki ton i zapowietrza się.

Otwieram szeroko oczy, lekko przerażona, ale za chwilę zaczynam się śmiać.

- Żartowałam, Leoś!

Mijam zdezorientowanego chłopaka, nadal śmiejąc się pod nosem i pukam w drzwi gabinetu Louisa. Słyszę ciche "proszę", więc naciskam klamkę i wchodzę do środka.

- Lou, miałaś tu być trzy dni temu, kochana! - od razu gani mnie, ale za chwilę uśmiecha się szeroko.

- Dzięki, Lou - prycham.

- No, dobra! Pokaż, co masz - rzuca i zaciera ręce do pracy.

Rozkładam przed nim wszystkie, odpowiedni posegregowane teczki ze szkicami. Dwadzieścia minut później zadowolony Louis wzywa do siebie Leona. Za chwilę przestraszony chłopak puka do drzwi.

- Wejdź! - woła Louis, okręcając się na obrotowym krześle przy biurku jak dziecko. - Świetna robota, Leo!

- Em... Dzięki - mówi z nieśmiałym uśmiechem.

- Lou, zorganizujecie razem jakąś imprezę na otwarcie tej galerii - mówi, pocierając palcem wskazującym podbródek.

- Ja się na tym nie znam... - odpowiadam niepewna co do pomysłu Louisa.

- Dacie radę, wierzę w was! - wzrusza ramionami i zaczyna wertować kartki w swoim kalendarzu. - Macie na to cały rok, na pewno się wyrobicie.

Wymieniamy sobie z Leonem zaskoczone spojrzenia, ale żadne z nas tego nie komentuje. Jak się Louis uprze, to się uprze i nic nie zmieni jego zdania.

Wedlock | Harry Styles ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz